piątek, 30 grudnia 2016

na zakończenie

Poświąteczny wtorek, był dniem bardzo przygnębiającym. Dobrze, że choinka jeszcze stoi i mam nadzieję, że postoi długo. Niby nic się nie zmieniło w porównaniu z dniem poprzednim, ale jakoś taka świadomość pozostaje. Skończyły się. Już nie będziemy jeść wystawnych posiłków przy stoliku. Pozostaje tylko dojadanie resztek. Zresztą muszę powiedzieć, że przez te święta odechciało mi się jeść moich chrupek. Teraz leżą bardzo długo. To pewnie przez to moje podjadanie. Na szczęście Pańcio wie jak temu zaradzić i abym zjadł dorzuca mi na dno miseczki jakiś smaczek w postaci jakiegoś mięska lub szyneczki. W każdym razie z rana jeszcze niem zjadłem poszliśmy na szybki spacerek. Na dworze odniosłem wrażenie, że jest wiosna, bo śniegu nie widać już nigdzie i panowała dość przyjazna temperatura. Jednak poświąteczna chandra przytłumiła chęć mojego spacerowania i po prostu chciałem wrócić do domku.
no dobra już wracajmy

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Święta

Odkąd sięgam pamięcią zawsze mieliśmy dwie wigilie. Jedna w mieszkanku z kafelkami a druga u Freda. Tym razem nie było inaczej. Po ubraniu choinki i po spacerku i przygotowaniu ostatnich rzeczy oraz małym sprzątaniu kuchni ruszyliśmy w drogę. Oczywiście był to dzień wyjątkowy, więc musiałem się porządnie i odpowiednio ubrać. Pańcio zadecydował, że koszula odpada, więc został mi krawat. Podobno w krawacie pies jest mniej awanturujący się. Miałem nadzieję, że tak się stanie. Szybciutko dojechaliśmy dzięki LaBuni na miejsce pierwszej "imprezy". O dziwo byliśmy przed czasem. Jak nigdy. Człowieki zasiedli do stołu a ja przy nich. Rozmawiali, dobrze się bawili i uśmiechali. Było bardzo miło i bardzo przyjemnie. Od czasu do czasu zajrzałem co tam na stole jest i od czasu do czasu coś dostałem. Jednym słowem pełen sukces.
halo tu jestem!

piątek, 23 grudnia 2016

Przedświąteczna gorączka

Będzie szybko i zwięźle bo ten tydzień przed świętami był szybki i zwięzły, a raczej bardzo, ale to bardzo męczący. Oficjalnie sprzątaliśmy na 150% a w rzeczywistości było odrobinę mniej - jakieś 60%. Wszystko nam się tak ślimaczyło i bardzo szybko złapaliśmy olbrzymie plecy. No, ale poniedziałek był dniem innym. Niby sprzątaliśmy a szło tak jakoś powolutku jednak najważniejsze było to, że podreptaliśmy na pocztę aby wysłać listy do bassecich przyjaciół. Musiałem wszystkiego doglądać do samego, samiuśkiego końca. Uspokoiłem się dopiero, gdy list wylądowały w wielkiej czerwonej skrzynce.
wysłany list

niedziela, 18 grudnia 2016

wyprawa z pierogiem

Czwartek był raczej kocim dniem Przed świętami już od dawna planujemy aby sprzątać, ale nikt nie ma ochoty by się za to brać. Fart o operacji to już chyba zapomniał. Zachowywał się tak jak zawsze, czyli głównie spał. Wylegiwał się w okół Pańci, na kocyku lub podusi.
Fart śpi

środa, 14 grudnia 2016

Cięcie nie tu

Nie uwierzycie, ale w poniedziałek jechaliśmy odebrać bardzo ważną rzecz, którą zamówiliśmy, a o której na razie nie mogę nic powiedzieć. W każdym razie pojechaliśmy do Gliwic i się okazało, że to nie tu. Odebrać zamówioną rzecz musimy z innego miasta - z Raciborza. Po szybkim spojrzeniu na mapę okazało się, że to ponad 40km. Ech czekała nas spontaniczna nie za długa wyprawa. GPS wyznaczył trasę a my pojechaliśmy i nim się zorientowałem to byliśmy na miejscu. Zapłaciliśmy za parking  miłemu panu w odblaskowej zielonej kurtce i ruszyliśmy w drogę. 
i co na rynek idziemy?

niedziela, 11 grudnia 2016

Kot

W piątek od samego rana wszyscy się leniliśmy jak tylko się dało. Spacer krótki i owocny na szczęście szybko się skończył i wróciliśmy do spania. Szybko dołączyłem do wylegujących się kotów. Koty mają niestety lepiej, bo mogą w zasadzie prawie wszędzie spać. Kanapa,, grzejnik czy też dekoder. Mają nieograniczony dostęp do wszystkiego. W między czasie kurier wniósł moje ciężkie jedzonko. Tym razem paczuszka była tylko dla mnie i koty mogły ją jedynie powąchać. Zresztą taka ilość karmy starczyła by im pewnie na milion lat. Choć może przy młodym to na trochę mniej pięćset tysięcy lat.
jak tu się nie dołączać

czwartek, 8 grudnia 2016

Płacz za portkami

Poniedziałek zazwyczaj nie może być normalnym dniem. Poniedziałek musi pokazać coś wielkiego. Zawsze musi pojawić się jakaś niespodzianka. Tym razem znaleźliśmy ją pod LaBunią. Ta znowu się rozpłakała. Jakoś tak niespodziewanie to się stało i dla nas wszystkich było to wielkim zaskoczeniem. Miał być wspaniały spacerek a skończyło się na tym, że próbowaliśmy dostać się do tego co się popsuło. Niestety nie mieliśmy odpowiednio długiego klucza i skończyło się tylko na próbach. Niestety, mimo pięknej pogody jedynie się szybko przespacerowaliśmy po najbliższej okolicy.
no i się popsuł samochód

niedziela, 4 grudnia 2016

Spacerowo jarmarkowo

Cały poranny spacer w piątek był tylko chwilą i niepotrzebnym obowiązkiem. Był tylko oczekiwaniem na powrót do domku aby skończyć nas zimowy domek dla kotów. Spacerowaliśmy po skałce, ale pogoda była taka, że lepiej nie gadać. Żeby chociaż na ziemi był mięciutki śnieżek. No ale przecież zimna na razie się skończyła i pozostał jedynie zmrożony śnieg - twardy jak skała i ostry jak brzytwa. Myślałem jedynie o szybkim powrocie a więc o tym by kółeczko skończyło się jak najszybciej.
no i gdzie ta zima?

czwartek, 1 grudnia 2016

Furiat Development

W poniedziałek pojechaliśmy z Pańciem do lasu w Kochłowicach. Od głównej drogi na lewo, czyli zaparkowaliśmy koło "Rybaczówki"i ruszyliśmy w drogę. W okolicach pobliskiego blaszanego budynku, kręciły się koty. Dziko żyjące kotki. Tego dnia postanowiliśmy ich dokładnie poszukać. No i się udało. Okazało się, że do blaszaka dobudowana jest wielka klatka zamknięta na kłódkę. Ani pies, ani człowiek nie wejdzie a koty jak najbardziej. Pańcio był przygotowany na taką ewentualność i miał ze sobą puszkę karmy dla kociaków. Mają tam one fajną miejscówkę z kilkoma schronieniami - takimi prowizorycznymi. Widać, że co chwilę ktoś im coś dokłada do jedzenia, więc głodne nie chodzą, ale niestety raz włożona puszka lub miska zostaje tam na wieki i jest tam niewielki bałagan, raczej niewielki duży bałagan.
koty, dzikie koty

niedziela, 27 listopada 2016

Przyjąłem gościa

Poniedziałek po tak wielkiej dawce atrakcji musiał być leniwy i relaksujący. Jak się jednak okazało Pańcio miał trochę inny plan. Pojechaliśmy załatwiać jakieś załatwialskie sprawy a potem spacerowaliśmy. Znaczy najpierw przejechaliśmy kawałek. Zaparkowaliśmy pod "średnicówką" i ruszyliśmy w te pędy na spacer po lesie. Słoneczko rozświetlało całą okolicę.
idziemy w las

niedziela, 20 listopada 2016

Imprezownia

Sobota, deszczowa sobota już od świtu zapowiadała się, na niezłe ziółko. Wszystko zaprzysięgło się przeciw mnie. Biometr był bardzo niekorzystny. Nie wiedziałem, co ze sobą począć. W dodatku Pańcio zamiast pozwolić mi się wyspać to ciągał mnie po całym świecie. Na szczęście już wsiadając do LaBuni zrobiłem małe siusiu i potem nie musiałem się z niej w ogóle ruszać. Pańcio gdzieś po drodze się zatrzymał i gdzieś poszedł. Ja tylko się cieszyłem, że zostaje, bo deszcz lał jak jakiś szalony. Wrócił Pańcio w końcu i był cały przemoczony. Już wiedziałem, że dobrze zrobiłem, że nie wychodziłem i nie miałem zamiaru. Niestety, wyjść musiałem bo pojechaliśmy na otwarcie nowego wybiegu dla dla psów w katowickiej dzielnicy Józefowiec - Wełnowiec. Akurat, gdy wysiadaliśmy to padać przestało.
ile ludzi, a przed wszystkim ile psiaków

piątek, 18 listopada 2016

Zemsta w śnie

Jakoś tak się wszystko składa, że niektóre dni są dużo gorsze niż pozostałe. Czasami ma się poczucie, że cały świat uwziął się na nas. Czasami mamy po prostu dość. Tak się jakoś składa, że taki życiowy kryzys zazwyczaj przypada na ten pierwszy dzień tygodnia - poniedziałek. To chyba jest spowodowane tym końcem weekendu. No szczerze powiedziawszy ten dzień mógłby czasami po prostu zniknąć. Ten poniedziałek był właśnie taki. Poranny spacer był szybki i krótki i bardzo dobrze, bo miałem ochotę tylko spać i jak najszybciej wrócić pontoniku i spać.
aaaaaaaaaa wracajmy już!

niedziela, 13 listopada 2016

Niepodległość w marszu

Piątek był wyjątkowym dniem w tym tygodniu. Tego dnia świętowaliśmy rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Dla nas ten dzień nie różnił się prawie niczym. Nie wywiesiliśmy flagi za oknem, bo ona wisi u nas zawsze. Nie poszliśmy na żaden marsz, a po prostu pospacerowaliśmy trochę po okolicy. Zresztą pogoda nie była zbyt sprzyjająca. Po prostu dzień jak co dzień. Z tą różnicą, że niemal wszystko było pozamykane.  
idziemy na spacer

czwartek, 10 listopada 2016

Jesienny zwrot

Poniedziałki najlepiej rozpoczyna się od spaceru. Ciężko było nam wstawać i długo gramoliliśmy się z wyrek. W końcu jednak po śniadaniu i całym tym porannym zamieszaniu, ruszyliśmy z Pańciem na spacer - LaBunia zawiozła nas do Parku Śląskiego. Zaparkowaliśmy daleko od wybiegu. Wiedziałem więc, że nie będzie swobodnego biegania a jedynie chodzenie na smyczy. Na całe szczęście mieliśmy naszą lekko popsutą automatyczną smycz o długości 8m. Bieganie było dość swobodne. 
no rusz się.

niedziela, 6 listopada 2016

Kocia jesień

W tym tygodniu poniedziałek, taki prawdziwy poniedziałek był dwa razy. No bo po wolnym wtorku przyszła środa, czyli poniedziałek dwa. No dobra nie ma się co nad tym rozwodzić. Po prostu ruszyliśmy. Pojechaliśmy na zakupy, bo trzeba było uzupełnić braki w lodówce. No więc pojechaliśmy. Na miejscu nim Pańcio poszedł do sklepu to przeszliśmy się po okolicy, a w zasadzie to wzdłuż nowej drogi. Razem z Pańciem zastanawialiśmy się co to za droga i kiedy powstała, bo nic a nic o niej nie wiedzieliśmy.
w nieznane

wtorek, 1 listopada 2016

Protest z awarią

Poniedziałek zaczął się bardzo szybko. Pańcio obudził się rano aby pojechać sprawdzić ten agregator bo coś w nim piszczało. Nim jednak ruszyliśmy aby załatwiać ważne sprawy to po prostu musieliśmy zjeść śniadanie, w końcu Pańcia musi jeść w miarę regularnie, bo inaczej jest osa i bez jedzenia nie podchodź. W czasie czekania na śniadanko, które gotowało się mieliśmy czas aby pooglądać baraszkujące koty. No w sumie to nie wiedzieliśmy, czy się bawią, czy może walczą, ale robiły niezły raban.
to walka czy przyjaźń

niedziela, 30 października 2016

Jak co wekend

Piątek się zaczął dość normalnie. Pojechałem z młodym do Weta. Tym razem nie wchodziłem i postanowiłem sobie jedynie posiedzieć w aucie i się wyspać. Nie spieszyło mi ze spacerowaniem, bo w drodze do LaBuni zrobiłem to co musiałem zrobić. Gdy ciśnienia brak to zdecydowanie lepiej jest drzemać niż przebierać łapkami. Czekałem w aucie na dobre wieści no i się doczekałem. Wizyta nie trwała najdłużej i okazało się, że młody jest już prawie zdrowy. Leki praktycznie już nie są potrzebne. Za kilka dni trzeba będzie podać mu drugie odrobaczenie i na dziesiątego ustalone zostało pierwsze szczepienie. Czułem, że młody ma się co raz lepiej, ale naprawdę nie wiedziałem, że aż tak szybko.

czwartek, 27 października 2016

Ciągły brak

Nie uwierzycie co się stało w poniedziałek rano. Pańci nie było w łóżeczku. Trochę się o nią martwiłem i zastanawiałem, gdzie jest i kiedy Ona znowu będzie z nami. Pańcio w czasie samotnych jazd gdzieś nic prawie nie mówił. Tylko zostawiał mnie pilnującego auto i znikał na kilka naście minut. Na szczęście jeden z tych wypadów zakończył się ciepłym spacerkiem w jesiennym parku. Piękny jest o tej porze Park Mieszkańców Helioo.
tu już posprzątany

niedziela, 23 października 2016

Nowości

Poniedziałek rano to dzień ważnych spraw. Jechaliśmy z człowiekami pożyczoną czerwoną strzałą, zwaną Fordzikiem. Po spacerku człowieki gdzieś zniknęli, ale gdy po jakimś czasie wrócili to byli bardzo weseli. Pewnie cieszyli się, że wrócili do mnie. Szczęśliwie wracaliśmy do domku a tu nagle na środku drogi stoi malutki koteczek, który cudem przeżył, gdy kolejne auta go mijały. My nie mogliśmy go minąć i Pańcio zahamował. Włączył awaryjne i szybciutko chciał malca przegonić z drogi. Ten maluch jednak hyc i pod autko. Trochę Pańcio za nim biegał i czołgał się pod autem. Maluch cwanie wskakiwał na koła, pod silnik - no a ja głośno instruowałem Pańcia co i jak ma robić. W końcu maluch zawinięty w szmatkę wylądował w pudełku w bagażniku. Jakimś dziwnym trafem mieliśmy takie wielkie pudełko w bagażniku. To dzięki temu, że przyszło zamówienie na psie rzeczy i kocie rzeczy. My jednak z maleństwem nie wróciliśmy do domku, Tylko zabraliśmy transporter Fuksji i w drogę.

niedziela, 16 października 2016

Krwista awaria

W piątek, w piątunio słoneczko wyszło i można było w końcu z podniesionym czółkiem i z uśmiechem na pyszczku. Można było w końcu poczuć się jesień. Brakowało tego. Nim jednak udaliśmy się na spacerek po Kochłowickim lesie to Pańcio zabrał się za naprawę tych zegarów. No i tak grzebał, coś kręcił i zaczęło działać. Okazało się, że była wuna luźnej wtyczki. No i po chwili już spacerowaliśmy. Postanowiliśmy nie wędrować nad jeziorkiem. Udaliśmy się w głęboki las.
no i morda sama się uśmiecha

czwartek, 13 października 2016

Deszczownia

A idźcie mi z tym poniedziałkiem. Mam nadzieję, że kiedyś pójdę spać w niedzielę wieczorkiem i obudzę się w piątek popołudniu. Niestety mimo wielu prób nigdy się to nie udało. Tak więc, zaczął się poniedziałek. Wstałem bo musiałem, wstałem i poszedłem na ten spacer po załatwieniu wszystkich porannych spraw. No ale po powrocie do domku mogłem dyskretnie wdrapać się na kanapę i po prostu zasnąć. Dobrze, że nikt mnie na niej nie widział, nawet krzątający się po mieszkanku Pańcio 
dobra drzemka nie jest zła - zwłaszcza w poniedziałek

niedziela, 9 października 2016

Champion

Piątek przed południem mieliśmy do załatwienia kilka ważniejszych i mniej ważnych spraw. Piątek był bardzo słoneczny i naprawdę cieszyłem się, że tak pięknie zapowiada się weekend. W każdym razie po krótkich i niezbyt wymagających spacerkach trochę czasu spędziłem w LaBuni czekając aż Pańcio wróci. Ostatnimi czasy nasze spacerki bardzo się ograniczyły, regenerujemy się. Powolutku i spokojnie wszystko leciało.
no już czekam i czekam

czwartek, 6 października 2016

Niespodzianka

Poniedziałek w zasadzie cały był podporządkowany temu co nastało przedpołudniem. Pańcio przytaszczył dość pokaźnych rozmiarów kopertę. Tak leżała schowana w torbie, ale naprawdę zarówno Fuksję jak i mnie bardzo mocno zaintrygowała. Coś w niej tak ładnie pachniało, coś bardzo mocno nas do niej ciągnęło - może to był zapach innego psiaka, nie wiem - po prostu było świetne. Pańcio w końcu się zlitował i wyciągnął tą paczuszkę i mogliśmy się nią zająć. Wąchaliśmy jak tylko się dało. Miałem takie wrażenie, że czuje innego basseta, ale nie mogłem za bardzo się na tym skupić, bo Fuksja już z pazurami i zębami dobierała się do środka.
czy tu czuję innego basseta?

sobota, 1 października 2016

pożegnanie z przytupem

Powolutku nasz wyjazd dobiegał końca. Powolutku to wszystko się kończyło i już wszyscy byliśmy myślami w drodze do domku, a może i nawet w samym domku. Jednak przed wyjazdem musieliśmy zrobić coś spektakularnego.  W piątek z samego rana, czyli tuż po śniadanku i innych ważnych sprawach ruszyliśmy w drogę. Niezbyt daleko, ale i niezbyt daleko. LaBunia dość szybko i sprawnie zawiozła nas na miejsce. Okazał  się, że wylądowaliśmy w spokojnej mieście, w której miał zacząć się nasz wielki marsz. Zaparkowaliśmy na parkingu w mieście Goniądz nad samą rzeką Biebrza i ruszyliśmy. No dobra pięćdziesiąt razy wracaliśmy sprawdzić, czy auto zamknięte, ale w końcu ruszyliśmy
pierwsze kroki

czwartek, 29 września 2016

Niech moc będzie w łapkach

Poniedziałek to kolejny dzień w którym postanowiliśmy nie przestawać, nie odpoczywać. Na mapie znaleźliśmy miejsce zwane Pałacem Lubomirskich i postanowiliśmy je odwiedzić. Jednak pogoda była nie najlepsza i czekaliśmy z wyjściem. Robiło się coraz później i zapadła decyzja by ruszyć mimo wszystko. Droga nie była krótka i po cichu liczyliśmy, że z czasem stanie się cud i słońce wyjdzie. W trakcie drogi do celu co chwilę patrzyliśmy na niebo i to co widzieliśmy napawało nas optymizmem.
łyczek u celu

niedziela, 25 września 2016

Na tropie

Mówiłem Wam, że przy naszym tymczasowym mieszkanku trwa remont drogi, a raczej jakiejś kanalizacji, czy czegoś takiego. Piątkowy spacer postanowiłem spędzić na doglądaniu robót. Prze te wykopaliska i wykopki ciężko jeździ się po tej ulicy i co gorsze LaBunia się brudzi. Z bliska obejrzałem to wszystko i trochę pogoniłem tych człowieków, ale przy okazji trochę spowolniłem ich pracę, bo tak patrzyli na mnie, gdy ja głośno krzyczałem na koparkę, że za wolno kopie.
oznaczam, że przeprowadziłem tu inspekcję

czwartek, 22 września 2016

Dziki wschód

Okazuje się, że nas pobyt w Białymstoku się przedłużył. To już nie tylko weekend. Teraz będziemy szaleć tutaj co najmniej do następnego weekendu a może i dużo dłużej. Tak więc nie czekając za wiele postanowiłem pozwiedzać bardziej te dzikie i wschodnie okolice - postanawiamy eksplorować Białystok i okolice. Po załatwieniu kilku ważnych spraw przedpołudniem mieliśmy czas i wolne chwilę, by udać się na zwiedzanie centrum miasta. Krótko i na temat - czysto, rowerowo i zielono.
przy pomniku podróży - a czemu mnie tam nie ma!

niedziela, 18 września 2016

Droga do szczęścia

Piątek od rana był bardzo zamieszany, aktywny. Coś tam Pańcio znosił do LaBuni. Nagle zapadła decyzja, że wszyscy musimy zejść. Fuksja została zapakowana do transporterka, co nie bardzo jej się podobało i ruszyliśmy w drogę. Najpierw jednak trzeba było zatankować kapryśną damę, a potem pozałatwiać jeszcze kilka spraw i w końcu mogliśmy ruszyć w trasę.. Jak zwykle z lekkim poślizgiem, ale kilometry nam mijały sprawnie.
no kiedy pojedziemy?

czwartek, 15 września 2016

Przygotowania

Pogodny poniedziałek staraliśmy się wykorzystać jak najbardziej się tylko dało. Skoro świt ruszyliśmy załatwić wszystko co trzeba a potem ruszyliśmy do północnej części naszego miasteczka. Ruszyliśmy w okolice bunkrów - na pola. Zatrzymaliśmy się na parkingu nieopodal - zostawiliśmy naszą kapiącą LaBunie i ruszyliśmy w drogę. Liczyłem, że spotkam przy najmniej jednego konika, bo w pobliży hasają sobie po ogrodzonym terenie.
a gdzie koniki?

niedziela, 11 września 2016

babysitter jak się patrzy

Ja wiem, że dawno nie pisałem, ja wiem, że mam wielkie zaległości. Naprawdę jednak mam sporo na głowie. Przepraszam, za opóźnienia i bez owijania w bawełnę przejdę do opisania ostatniego weekendu, ale w telegraficznym skrócie, bo właśnie się pakujemy powoli i jutro ruszamy w drogę.  No dobrze więc zaczynamy. W sobotę do południa było leniwie, ale było to tylko przygotowanie do masy atrakcji i męczarni popołudniu. No właśnie nagle wskoczyliśmy do LaBuni i pędziliśmy. No dobrze, nie do końca pędziliśmy, bo przypominam, że LaBunia ciągle kapusia. W każdym razie pojechaliśmy na wieś odwiedzić najmłodszego w rodzinie. Okazało się, że jego rodziców nie było i to my mieliśmy zająć się tym brzdącem. Dobrze, że człowieki mnie mają, bo z pewnością nie dali by sobie rady. W każdym razie zaczęliśmy od zjedzenia obiadku.
zapoznanie

piątek, 9 września 2016

Dwa razy grzybowa

Czwartkowy poranek, był bardzo zachęcający do spacerów. Nie mogliśmy z tego nie skorzystać. LaBunia ciągle "pokapywała" ale mimo wszystko dawała radę nas wozić. Zawsze coś tam jej dolejemy i można jechać. O poranku pojechaliśmy w okolicę ulicy Księżycowej, a więc do lasu, do lasu dzikiego i niebezpiecznego. Po zaparkowaniu i upewnieniu się, że LaBunia została zamknięta ruszyliśmy w las.
idziemy?

środa, 7 września 2016

nakrętka do nakrętki

Tydzień zaczyna się od poniedziałku, a my postanowiliśmy rozpocząć ten tydzień z przytupem. No więc ruszyliśmy na wybieg. Nie z rana, bo ten spędziłem na malutkim spacerku i długim spaniu. Popołudniu po całych porządkach i relaksie nagle wsiedliśmy w LaBunie i pojechaliśmy do Gliwic, gdzie czekała na nas Wiki. Z nią szybko wróciliśmy i odebraliśmy Pańcie. Całą ekipę zabraliśmy do dentysty a sami pojechaliśmy na wybieg. Liczyłem na doskonałą zabawę w dużym godnie, a tym czasem były dwa malutkie psiaki. "Rodzeństwo" znaczy się od jednej Pańci. Zupełnie niepodobne do siebie psiaki, z których jeden był całkiem otwarty i przyjazny a drugi trochę wycofany. Z tym pierwszym trochę się przywitałem i trochę pogadałem. Byliśmy jednak trochę do siebie zdystansowani.
witam!!

niedziela, 4 września 2016

Z apetytem

Słoneczny piątek trzeba rozpocząć od porządnego spaceru. Porządny spacer powinien się odbyć pięknym i sprzyjającym nam miejscu. Ja takich miejsc mam wiele i jednym z nich jest Las w Kochłowicach w okolicach ulicy Księżycowej. Chwile tam spędzone są zawsze dobrą zabawą i nawet w niepogodę można tam wypocząć - zazwyczaj. W słonecznych dniach jest tam naprawdę wyśmienicie.
ruszamy na podbój

czwartek, 1 września 2016

Przed kurami

Wyobraźcie sobie: wielki olimpijski basen w którym zamiast wody jest są najsmaczniejsze na świecie przekąski. Wszystkie są wasze i już macie wskoczyć do tego basenu, a w zasadzie to już lecicie i tylko ułamki sekund dzielą was od zanurzenia się w tych smaczkach. Nagle słyszycie przerażający dźwięk, rozdzierający głowę od środka. Wszystko znika i otwierając oczy widzicie, ruszające się człowieki. Za oknem ciemno jak nie powiem gdzie a ci się gdzieś wybierają. Chcąc nie chcąc i bardzo żałując tego co mogło się przytrafić a nie przytrafiło i to przez człowieki. Szybko coś wrzuciłem na ząb i Borowscy pośpiesznie ruszyli do LaBuni i w drogę. W bardzo długą drogę, ale o dziwo bardzo szybką. Spokojnie sobie spałem w drodze i obudziłem się dopiero gdy zatrzymaliśmy się. No dobra jak zombie próbowałem zdobyć choć kawałeczki bułeczek, które jedli człowieki i się udawało - zawsze jakiś kawałeczek się trafił.
coś tu zjemy?

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Pilotka

W niedziele po bardzo leniwym poranku ruszyliśmy w drogę. Zostawiliśmy dziewczyny w domku i pojechaliśmy. Po drodze okazało się, że wentylator w naszej LaBuni znowu odmówił posłuszeństwa. Na postoju pod sklepem Pańcio jako tako to naprawił i mogliśmy w miarę normalnie dojechać do celu. Zaparkowaliśmy i ruszyliśmy na spacerek. Całkiem sporo ludzi było a my jak się okazało wędrowaliśmy na lotnisko. Na lotnisku był piknik lotniczy. 
ale te samoloty malutkie!

piątek, 26 sierpnia 2016

mnie nie chcieli

We czwartek o świcie, czyli zaraz po śniadaniu i załatwieniu wszystkich ważnych rzeczy, ruszyłem  z Pańciem do Gliwic, a tam zaraz ruszyliśmy na spacerek wokół jeziorka. O "świcie" byli tam tylko wędkarze, no i my. Kręciliśmy się między jeziorkami i wąchałem. Było sporo ciekawych tropów i śladów, jednak nie było mi dane podążać, za choćby jednym z nich. Musiałem iść tam gdzie Pańcio chciał i kropka. Dobrze chociaż, że mieliśmy długą smycz i mogłem sobie pobiegać wokół Pańcia.
ktoś tu był?

środa, 24 sierpnia 2016

Gar

Pewnie doskonale wiecie jak to jest w poniedziałek, zwłaszcza taki trochę mokry poniedziałek. Po krótkim spacerku i załatwieniu podstawowych spraw fizjologicznych postanowiłem za namową Borowskiego wrócić do domku, ale tylko na chwilkę bo trzeba było dostarczyć Pańci zaopatrzenie, które zapomniała z domku. Tak więc po krótkim dwu czy trzygodzinnym śnie ledwo zwlokłem się z wyrka i udałem się do Pańci.
eeee wracajmy już!

niedziela, 21 sierpnia 2016

przełamanie

W piąteczek o świcie korzystając z odrobiny słoneczka udaliśmy się do Parku Skałka. Wielka ilość biegaczy, która tam nas mijała działa trochę dołując. Za każdym razem myślałem sobie, że to mogłem być ja, ale nie mam takich fajnych butów, albo słuchawek, że o smart telefonie nie wspomnę. W każdym razie my w wolnym tempie dreptaliśmy wokół jeziorka. Trochę rozrabiałem, trochę piłę wody, ale ostatecznie powolutku robiłem kółeczko. Biegacze nas mijali dość regularnie i przede wszystkim dość często. Ech, skąd oni mają tyle sił aby tak przebierać nóżkami przez tak długi czas? Może tylko biegają w zasięgu naszego wzroku?
idziemy i zaraz ich dogonimy

czwartek, 18 sierpnia 2016

w drogę

Cały wtorek coś wisiało w powietrzu. Szybki i krótki spacerek a w międzyczasie szybki wypad do Gliwic a potem długie i spokojnie wylegiwanie się oraz inne takie z tym związane. Pańcio coś tam ogarniał mieszkano, szykował obiadek. W końcu udaliśmy się po Pańcię i po błyskawicznym spacerku wróciliśmy do domku. Po obiadku człowieki zaczęli się lekko krzątać i przygotować jedną lub dwie torby. Wiedziałem co to oznacza, wiedziałem, że gdzieś szykuje się wyjazd. Torby to były w zasadzie lodówka turystyczna i mała torba na wodę, oraz wielgachna torba na moje jedzonko i inne takie dla mnie. Mało tego ten dzień zakończył się wyjątkowo szybko. Nie rozumiałem co jest grane!
Szybko było mi się jednak o tym przekonać. O godzinie drugiej w nocy wszystko stało się jasne. Człowieki wstali i to nie tak na chwilę a na poważnie. Nim się zorientowałem to już siedziałem w LaBuni, która cichutko terkotała. Nasza podróż się zaczęła.
jedziemy w nieznane

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

długi weekend

Każdy długi weekend najlepiej trzeba porządnie spędzać. Przynajmniej jeden dzień spędzić trzeba na grillu. Właśnie w sobotę do południa się leniuchowaliśmy, ale potem odwieźliśmy Wikę i udaliśmy się w odwiedziny do najmłodszego człowieka w rodzinie. W drodze gdy staliśmy na światłach i jak zwykle wystawałem przez swoją szybkę podjechał motocyklista i się ze mną przywitał. Pogłaskał mnie i porozmawiał ze mną. Byłem mile zaskoczony i trochę zdziwiony tym co się stało, ale było bardzo przyjemnie. Motocyklista niestety się szybko pożegnał bo światło zmieniło się na zielone. Wyskoczył jak rakieta i tyle go widzieliśmy, a miał taki ładny motocykl. Dojechaliśmy w końcu na miejsce i nim zasiedliśmy do odpoczynku to udaliśmy się na malutki spacerek. Były trzy osoby więcej niż zwykle. Dwie duże i jedna mała. Praktycznie były one obce dla mnie, ale i tak się z nimi przywitałem jak zwykle. Mniejszy nowy człowiek początkowo bardzo niepewnie do mnie podchodził, ale z czasem się przekonał i głaskał a nawet karmił swoim jedzonkiem. Niestety z grilla to zjadłem jedynie malutkie okruszki, malutkie kawałeczki mięska, które dostałem od Pańcia. W każdym razie w sobotę bardzo sobie wypocząłem. Nawet wieczorem, gdy w drodze powrotnej odwiedziliśmy Freda. Tam znowu miska była pusta, co trochę było mi nie w smak, ale jakoś to przeżyłem, w końcu w domku czekała na mnie moja miseczka.
grillowe leżakowanie

piątek, 12 sierpnia 2016

przegło

W poniedziałek od samego rana ruszyliśmy z Pańciem do Bojkowa aby pogrzebać w LaBuni. Coś tam trzeba było w niej zrobić więc się za to powolutku i nieśpiesznie zabraliśmy. Przednie koła zdjęliśmy i ostro zabraliśmy się za kręcenie, rozkręcanie i inne takie. Co chwila podpowiadałem Pańciowi co i jak ma robić, ale ten wiedział lepiej, ten mnie nie słuchał i w pewnym momencie utknęliśmy i nic nie dało się zrobić. Tak więc Pańcio postanowił wybrać się na spacer aby odetchnąć od tego i owego. Wybraliśmy się na spacer, ale nie byle jaki spacer. To był bardzo wielki i bardzo intensywny spacerek. Mało tego, że w łapkach miałem wiele kilometrów to jeszcze szliśmy bardzo, ale to bardzo szybko. W jego trakcie co chwilkę chciałem odpoczywać. Całe szczęście, że Pańcio miał wodę i to dużo wody. Bardzo szybko ją osuszałem. Na plac boju ledwo wróciłem. Łapkami przebierała chyba już tylko moja wola, bo ciało to nic nie wiedziało i nie rozumiało. Na miejscu był Fred ze swoim opiekunem, który nam trochę pomógł. Od tej pory ja spałem i drzemałem, a człowiek powoli i systematycznie posuwał się do przodu. Pojawił się nawet opiekun Franka, ale tylko na chwile. Jak wdrapałem się od autka na swoja wypasioną miejscówkę to przysnąłem całkiem mocno i nim się zorientowałem o na placu zostaliśmy całkiem sami.

niedziela, 7 sierpnia 2016

co w trawie piszczy

Czwartek, pogodny czwartek to po porannym i bardzo trudnym wstawaniu - spacerek w Parku Śląskim. Co prawda ze względu na mały upał początkowo nie bardzo chciało mi się chodzić. Wyraźnie dawałem to do zrozumienia człowiekowi, ale on nie rozumiał i ciągle swoje - chodźmy, dalej. Miałem zdecydowanie po dziurki w nosie jego optymistycznego gadania - jeszcze kroczek. Miałem ochotę odgryź mu ten jego jęzor aby przestał już gadać. Chciałem sobie poleżeć i po relaksować a ten kazał mi chodzić. No masakracja jakaś.
ja tu zostaję, jak będziesz wracał to mnie zabierze ze sobą

środa, 3 sierpnia 2016

tylko sfuriatopierogi

W poniedziałek pogoda była o wiele lepsza, znaczy się nie było olbrzymich ulew i można było pospacerować, choć od czasu do czasu. Oczywiście były też obowiązkowe poranne obowiązki i inne takie tam rzeczy. Całe przedpołudnie się trochę wynudziłem. Po porannym spacerku trochę pospałem, trochę pomagałem w sprzątaniu, ale ogólnie to czekaliśmy na godzinę 17. Liczyliśmy, ze i u nas zawyją syreny tak jak w Warszawie. W końcu to rocznica Powstania Warszawskiego. Tuż po objedzie wybiła godzina 17. My staliśmy na balkonie wsłuchując się w dźwięki dobiegające ze świata i chyba nam się zdawało, że coś w oddali majaczy. Że jakaś syrena wyje w mieście nieopodal nas. Ledwo słyszalny dźwięk może był naszym naszym wyobrażeniem. W każdym razie po tym szybko wyszliśmy na dworek na spacerek, ale nie poszedłem sam, bo zabrałem ze sobą fioletową zimową czapkę.
no co może być zimno

niedziela, 31 lipca 2016

Himalaje

Piątkowy poranek był bardzo fajny i to pomimo tego, że nie chciało mi się wstawać. Po wszystkich porannych sprawach, które się ciągnęły niemiłosiernie pojechaliśmy z Pańciem do Rudy Śląskiej aby pochodzić po małym skrawku zieleni, gdzieś miedzy sklepem wielkopowierzchniowym a blokami. Nie wiem czemu tu przyszliśmy, ale bardzo fajnie tam było. Pogodnie choć słoneczko jeszcze nie osuszyło całej trawy. 
ale fajnie

czwartek, 28 lipca 2016

Parkowo

We wtorek Pańcio ciągle zapominał aparatu lub karty do aparatu więc z tego dnia zdjęcie mam tylko jedno. Jeździliśmy po mieście i nawet na chwilkę odwiedziliśmy Będzin.Niestety deszczyk padał i to mocno, bardzo mocno, bo główna droga była zalana i ledwo dało się tamtędy przejechać. Deszcz długo nie przechodził i siedziałem w aucie i się nudziłem zamiast spacerować. Długie minuty upływały mi wypatrywaniu przez szybę choćby odrobiny błękitnego nieba. Dziewczyny już gdzieś zniknęły a my czekaliśmy.
kiedy deszcz przestanie padać?

poniedziałek, 25 lipca 2016

Czystość

Sobota była bardzo dziwna. Miałem nadzieję, że z rana pojedziemy na wybieg, ale nic z tych rzeczy, odbył się tylko szybki spacerek. Pańcio ogłosił sobotę dniem czystości. Tak więc o  poranku zabrał się za mycie okien po zachodniej stronie naszego mieszkanka. Potem chwilę pokomputerował i stało się. Obudził mnie i powiedział: pod prysznic. Tak więc co było robić. Umiejscowiłem się w tym fajnym miejscu wygodnie i się zaczęło. Wiecie jak to wygląda. Najpierw namaczanie, potem pranie wstępne a na sam koniec płukanie i suszenie. Bardzo to lubię
kąpiel

piątek, 22 lipca 2016

piaskowy potwór

Czwartek jak obiecałem tak zrobiłem, pojechałem do Gliwic załatwić jakieś tam pierdoły, ale tak naprawdę to pojechaliśmy na wybieg dla Psiaków w Gliwicach. Liczyłem, że pomimo upału będzie tam kilka psiaków. Gdy w końcu tam dotarliśmy to na miejscu okazało się, że był tam jeden owczarek. Oczywiście szybko zabraliśmy się za dziką zabawę. Niestety tylko krótką zabawę, bo piesio szybko sobie poszedł.
ratunku gryzą mnie :)!

środa, 20 lipca 2016

krwista bójka

Poniedziałek w ogóle nie zapowiadał się na jakiś super aktywny i wymagający. W zasadzie to miałem nadzieję, że będzie po prostu leniwy. Bardzo chciałem odpocząć przy Pańciu. No ale On wymyślił, że rano musimy koniecznie pojechać, na szczęście na ten w pobliżu. Było bardzo pusto i bardzo pusto, tak więc bardzo szybko się z niego ewakuowaliśmy do domku, gdzie mogłem pospać i mogłem po prostu być przy Pańciu. Popołudniu podjęliśmy kolejna próbę odwiedzenia tegoż wybiegu. Zawieźliśmy Pańcię do dentysty i razem z Wiką wkroczyliśmy za bramy tego przybytku. Było kilka psiaków, głównie większych i one od razu podleciały do mnie i się przywitały. Było bardzo miło, ale trochę wyczuwało się jakieś napięcie i to wyraźnie. Po chwili już odszedłem od psiaków i popędziłem do ludzi aby i z nimi się przywitać, ale stało się.
po jatce

sobota, 16 lipca 2016

zleciało

Jak pewnie wszyscy zauważyliście od jakiegoś czasu nie udzielam się online. Wynika to przede wszystkim, z braku czasu i zmęczenia, ale nie mojego - to wszystko wina mojej buły. W każdym razie tydzień był bardzo dziwny, zupełnie inny. We wtorek od rana deszcz bardzo, ale to bardzo padał i zamiast spacerować i realizować swoje poranne potrzeby musiałem czekać w aucie i wypatrywać na chwilę mniejszego deszczu. Oj to były bardzo, ale to bardzo długie minuty. Gdy jest tak duże ciśnienie, to minuty zamieniają się w godziny.
no deszczu przestań!

poniedziałek, 11 lipca 2016

sfuriatospacer

Cała sobota zapowiadała się na bardzo leniwą. poranny szybki spacerek i potem ciągle leniuszkowanie. Nawet odpuściliśmy sobie sprzątanie. Było spokojnie a pogoda zapowiadała się, że będzie ciekawa. Wyglądało, że będzie padać deszcz. Na szczęście siedziałem w domku i nie miałem zamiaru nigdzie się ruszać. Jak się okazało bardzo się myliłem. Po południu udaliśmy się z Pańciem na spacerek i to nie byle jaki spacerek a trzeci wielorasowy spacerek organizowany przez Niedoinformowani. Oczywiście szybciutko podjechaliśmy i o dziwo LaBunia całkowicie sprawnie i bez najmniejszych problemów nas zawiozła. Gdy stawiliśmy się pod Żyrafą to było już na miejscu kilka piesków. Żyrafa jest chyba tradycyjnym miejscem spotkań, a jest to po prostu bardzo fikuśny pomniczek. 
cześć Szczotek

piątek, 8 lipca 2016

Gdzie nogi poniosą

Wtorek o świcie to była piękna pogoda, ale jakoś biometr zmieniał się na niekorzystny czy jakoś tak. Od rana czułem się poddenerwowany i nie mogłem znaleźć swojego miejsca. Miałem nadzieję, że spacerek, poranny spacerek odmieni wszystko. Pojechaliśmy na Skałkę. Miało być tak fajnie, miało być orzeźwiająco. Tym czasem pokłóciliśmy się z Pańciem.
na chwilę przed wojną

poniedziałek, 4 lipca 2016

sFigowany

Sobota, upalna sobota. Do dziś na jej wspomnienie przyprawia mnie o wzdryganie. Upał taki, że o świcie nawet się wychodzić nie chciało. Pańcio na szczęście był na tyle dobry, że unikał słońca, pewnie sam miał dość. Chodziliśmy a przynajmniej staraliśmy się chodzić od strony zachodniej między blokami. To jednak na niewiele się zdało, bo i tak byliśmy wykończeni. I gdy już wracaliśmy do domu to wstąpił we mnie duch Figi.
sFigowanie

piątek, 1 lipca 2016

Upalne kopanie

We czwartek od samego rana myślałem tylko o tym, że wieczorem będzie meczyk. Nie mogłem się doczekać by dopingować naszych. Wstałem skoro świt i czekałem prawie w nieskończoność aż wszyscy wstaną. Najpierw potowarzyszyłem Wiki, ale chwilę później już byłem w swoim legowisku tylko po to by czekać na wstających Borowskich. Na szczęście i oni się zebrali i dzień się zaczął. Śniadanie, przyszykowanie do wyjścia i krótka jazda LaBunią. Potem z Pańciem ruszyliśmy na spacerek 
mam patyczek i zamierzam go zabrać do domku i co zrobisz? Nic nie zrobisz