niedziela, 12 listopada 2017

Niskopodłogowy listopad

Tak jak pisałem wcześniej, bardzo dawno temu niestety musiałem zrezygnować z codziennych opisów naszego życia psiego i kociego. Trochę zwlekałem z tym, ale w końcu zdarzyło się coś, czym musiałem się z Wami podzielić. Otóż w Święto Niepodległości pomimo niezbyt sprzyjających warunków Śląski Klub Jamników zorganizował spacerek. Oczywiście nie mogłem opuść takiego fajnego wydarzenia. Ponadto wiedziałem, że na spacerku oprócz olbrzymiej ilości jamników i ich pozytywnie zakręconych ludzi będzie też jeden basset o imieniu Boluś z SOS Bassety. Dodatkowo razem z Pańciem zaprosiliśmy Lexi, która znalazła domek dzięki Nasze Bassety. Żeby nie było mieszka tylko kilkanaście kilometrów od nas.
Lexi

Boluś

poniedziałek, 16 października 2017

Dogtrekking po nowemu

Postanowiliśmy z Pańciem trochę zmienić Formułę naszego bloga. Nie będzie to z pewnością F1. Ostatnimi czasy już publikujemy rzadko i piszemy bardzo po łebkach. W każdym razie teraz będziemy pisać tylko w czasie, gdy się coś ważnego wydarzy w naszym życiu. Oczywiście wiele rzeczy się u nas dzieje, ale nie ma sensu pisać o przebieraniu pieluszek. Tak więc, codzienność nasza już nie będzie Was zanudzać. Oczywiście zdjęcia niemal codziennie będą się ukazywać na profilach społecznościowych.

poniedziałek, 4 września 2017

na zlot

Cały piątek od samego rana człowieki się szykowali, się pakowali. Ja tylko czekałem, żeby wskoczyć do wozu. Dobrze, że nie kazali mi nosić bagaży czy czegoś takiego innego. Cichutko siedziałem w kącie na swoim legowisku i liczyłem, że nikt mnie nie zauważy - nie chciało mi się więc się nie wychylałem. W końcu przed południem ruszyliśmy. W końcu koło południa ruszyliśmy nasza kapryśną LaBunią. Ruszyliśmy szybko w trasę i jechaliśmy spokojnie dość długo, aż w końcu pojawił się kłopot, kaprys. Szybko to naprawiliśmy i dalej w drogę. I tak coraz częściej. W końcu na parkingu Pańcio wyszedł z siebie i o dziwo naprawił to wszystko. Resztę podróży mieliśmy już całkowicie bezawaryjną. O tak, jednak jak Pańcio się wkurzy to potrafi czynić cuda.

piątek, 1 września 2017

w pigułce

Moi drodzy mili kochanie czytacze. Od dłuższego czasu mamy bardzo wiele na głowie. Że o maleństwie w naszym małym mieszkanku nie wspomnę. A to jakieś załatwianie a to jakieś awarie LaBuni. W zasadzie to ostatnio ona jest zawariowana. No, ale taka kapryśna dama ma swoje humorki i musimy to zrozumieć. No w każdym razie muszę się Wam przyznać do czegoś i od razu przeprosić. Uświadomiłem sobie, że nie dam rady w normalnym trybie nadrobić zaległości jakie wytworzyły się na blogu. Postanowiłem więc ten cały czas streścić w jednym poście. Pisząc po co nieco o dniach które zleciały.
Najpierw słowo wstępu. Nasze życie całkowicie podporządkowało się pod rytm dnia maleństwa. Przez co wstajemy w nocy. Na szczęście wraz z upływem czasu wstawanie jest co raz rzadsze i bardziej zaplanowane. Często wstajemy dość późno. Spacerki zwykle są tylko dwa, ale za zwyczaj dużo dłuższe i bardzo często jest z nami Pańcia. Bardzo cię cieszę z tego, ale i powiem szczerze, że czasami jeszcze jeden spacerek by się przydał zwłaszcza gdy za dużo popije, ale jakoś dajemy radę. 

niedziela, 25 czerwca 2017

No i jest

Poniedziałek od samego rana był jakiś taki dziwny, taki inny. Wszyscy czuliśmy, że stanie się coś wielkiego i coś ważnego. Po cichu cała zwierzęca rodzinka liczyła na nowego zwierzaczka. Ja oczywiście liczyłem na basseta lub bassetkę a koty liczyły na kolejnego do swojej paczki. No i tak się sprzeczaliśmy o to co tam dziś będzie. W końcu z Pańciem ruszyłem i pojechaliśmy naszą LaBunią. Trochę się naczekałem w LaBuni. Dobrze, że wcześniej z Pańciem pospacerowałem. No w każdym razie gdy tak siedziałem w LaBuni to nagle pojawił się Pańio obładowany tobołami. Zapakował to wszystko i sobie poszedł. Nowego zwierzaka nie było. Po chwili już z daleka przez okno widziałem Pańcia i wiecie co nie szedł sam! Widziałem Pańcię i jeszcze jeden tobołek mieli ze sobą. Po otwarciu drzwi od razu poleciałem do Pańci - tak bardzo się cieszyłem, że już jest- że się "odbraziła". Po drodze minąłem to tobołek i była w nim mała laleczka, która miała znajomy zapach (tych podkładów, co Pańcio przynosił przez cały tydzień) tak więc po szybkim zapoznaniu skoczyłem do Pańci i bardzo się cieszyłem, że już jest. Razem ruszyliśmy do domku a ten tobołek to ze mną na tylnej kanapie. Ale go strasznie dokładnie mocowali. 

niedziela, 18 czerwca 2017

Co się stało z Pańcią?

Poniedziałek z rana był jakiś taki dziwny. Inny. Zebraliśmy się z Pańcią i pojechaliśmy. Ja oczywiście pilnowałem auta a człowieki gdzieś zniknęli.Nie było ich dość długo. Tak się znęcają. Tak bardzo nic mi nie mówią i tak bardzo nie wiem co u nich się dzieje. W końcu wrócił Pańcio i po małym spacerku wróciliśmy do domku. Nie minęło kilka godzin a znowu pojechaliśmy w to samo miejsce. I znowu Pańcia nie było i co gorsze znowu wrócił sam. My po tym udaliśmy się na Skałkę, na spacer. Tam od razu spotkałem człowieka, który był mną bardzo zachwycony i mnie bardzo wygłaskał. Wygłaskał mnie po wsze czasy. Ciężko było się nam rozstać, ale musiałem. 
o tak głaskaj mnie

niedziela, 11 czerwca 2017

już wszystko gotowe

W poniedziałek z samego rana pojechaliśmy na jakieś tam coś. Pańcia ze względu na zjedzenie bobasa ciągle musi się badać. Pańcia zniknęła w budynku a my z Pańciem sobie pochodziliśmy i pospacerowaliśmy po okolicy. Chodziliśmy między budynkami i wzdłuż bardzo ruchliwej ulicy. Ostatecznie jednak wróciliśmy pod drzwi budynku i czekaliśmy aż wyjdzie Pańcia.
no gdzie Ona jest?

niedziela, 4 czerwca 2017

Idzie Nowe

W poniedziałek razem z Pańciem postanowiliśmy wykonać zakupione wcześnie rano liny i inne takie dziwne dziwność. Sporo czasu zajęło nam skręcanie tego i zawijanie. Nie mieliśmy pomysły jak to zakończyć i robiliśmy takie dziwne dziwaski. Ni to supeł ni to kokardka. Ostatecznie, dzięki krzesłu, cierpliwości i samozaparciu udało nam się sklecić własnoręcznie smycz. Elastyczna na końcu. Zapomnieliśmy tylko o jednym kółeczku, ale rozplatanie tego nie miało sensu.. Musimy sobie jakoś bez tego poradzić, bo na razie nam się nie chce tego rozplątywać. Znając życie pewnie zostanie tak do końca życia tej smyczy i może o jeden dzień dłużej.
skończone dzieło

niedziela, 28 maja 2017

Profesional foto sesjon

Postaram się aby szybko nadrobić zaległość. Tak wiec tylko krótko i zwięźle opiszę kolejne dni i tygodnie. Niedziela była dniem relaksu. Po sobotnim wysiłku należał się nam wszystkim relaks. Pojechaliśmy więc z Pańcią do Parku Kościuszki. Pogoda nie była jakoś zachwycająca wyjątkowo, ale na szczęście jakoś dało się przeżyć i wędrowaliśmy po parku przy okazji cykając sobie foteczki. No dobra człowieki cykali je sobie a ja tylko szwendałem się za nimi gryząc sobie patyczek. Co więcej może robi piesek o którym jego człowieki zdają się zapominać.
ja dopiero się za niego zabrałem

sobota, 20 maja 2017

I dog trekking w Parku Śląskim

W sobotę wstaliśmy skoro świt. Byłem podekscytowany na maksa i gotowy do działania, przynajmniej mój umysł, bo w aucie na te kilkanaście minut drogi przymknęły mi się oczy i podobno chrapałem. Choć to ostatnie to zapewne jedynie pomówienia. W każdym razie wjechaliśmy jak królowie do Parku Śląskiego. Zaparkowaliśmy niemal w samym jego sercu i już po kilku kontrolach, czy LaBunia jest zamknięta ruszyliśmy na miejsce startu

piątek, 19 maja 2017

przygotowujemy się

W poniedziałek skoro świt postanowiliśmy ruszyć na spacerek. Po cichutku liczyłem, że deszcz padać nie będzie za mocno a tak w głębi swojego małego rozumku liczyłem, że nie będzie padać w ogóle. Pojechaliśmy do krainy wielu jezior w Rudzie Śląskiej. Chodziło się tam z wielką przyjemnością i to mimo tego, że od czasu do czasu dość mocno popadało. Po drodze nawet zagaili do mnie trzej mili panowie, których mijałem nad samym jeziorkiem. Chwilę z nimi pogadałem. Trochę pochwalili moje uszy i umiejętności węchowe. Koniec końców nasza wędrówka wokół jezior przekształciła się w wyprawę na pobliską wieś
jeziorko ładne, ale nie ma 

niedziela, 14 maja 2017

To jest maj

W poniedziałek bardzo długo wstawaliśmy. W zasadzie nie było po co wstawać. Już od dłuższego czasu było jasno, ale każde udawało, że śpi i czekało na ruch pozostałych. Nikt nie chciał zacząć, ale w końcu człowieki wstały i my za nimi. Najbardziej ociągały się koty a zwłaszcza Fart. Wszyscy się już kręciliśmy po mieszkanku a Fart dopiero przeciągał się w łóżku i zastanawiał nad postawieniem pierwszego korku.
ja nie wstaję

niedziela, 7 maja 2017

Wolny remont

1 Maja to światowe Święto Pracy, a więc (jak logika nakazuje) jest to dzień wolny od pracy. Ja to w ogóle nie mam pracy, no chyba, żeby liczyć spacerowanie, spanie i jedzenie. No ale przecież, gdy w pracy robimy to co kochamy to nie pracujemy. No, ale mimo wszystko postanowiłem ten dzień świętować i to świętować jak należy. Długi spacer po lesie był genialnym pomysłem, zwłaszcza, że pogoda dopisywała i to bardzo. Pojechaliśmy na Starganiec. Po przejściu plaży zanurzyliśmy się w las.
ale zielono

niedziela, 30 kwietnia 2017

w kratkę

W poniedziałek z samego rana pojawiliśmy się u mojego weta, aby dostać swoje szczepienia. Oczywiście mimo starań i wczesnego wstania i tak musieliśmy chwilę poczekać, nawet dłuższą chwilę. No cóż poradzić, przecież szczepienie mieć trzeba. Najpierw szczepiliśmy się przeciw chorobom zakaźnym. Poszło szybko i sprawnie. Temperatura idealna, osłuch bez zarzutu a na sam koniec ogólne oględziny były w porządku. Zastrzyku nawet nie poczułem, ale byłem bardzo ciekawski wszystkiego co się dzieje. Po wszystkim zeskoczyłem ze stołu i ciepło się pożegnałem. No i wróciłem do LaBuni i do autka.
zaraz będę szczepiony

niedziela, 23 kwietnia 2017

wióry szaleństwa

Drugi dzień świąt spędziliśmy w domu i nie ma to tamto, trzeba było się zrelaksować i odpocząć bo obżarstwie z dnia wcześniejszego. Trochę się powygłupialiśmy, ale głównie to człowieki porządkowali wszystko co tylko się dało. Przekładali i układali w pudełkach malutkie ubranka. Nasz ostatni najmniejszy pokój powoli wygląda jak składowisko i leżą w nim róże różności a kolejnego dnia miał się tam zacząć armagedon.
wygłupy

niedziela, 16 kwietnia 2017

pasja tworzenia

W poniedziałek w nowym tygodniu nie działo się nic nadzwyczajnego. Przynajmniej rano tak było. Poszliśmy spokojnie z Pańciem na spacerek po okolicznej okolicy i tylko na niedługą chwilę. Słoneczko trochę przygrzewało, ale za ciepło nie było. Dodatkowo od czasu do czasu zawiał zimny wiatr. Mimo tych przeciwności losu razem z Pańciem staraliśmy się delektować tym przeżyciem, tą malutką wyprawą. Nawet udało mi się poznać młodego dzikiego wariata, który biegał samopas tuż przed goniącą go jego Pańcią. Było trochę wesoło, ale chciałem już wracać do domku aby sobie pospać, bo w poniedziałek przecież nie ma sensu nic innego.
człowiek wracamy?

niedziela, 9 kwietnia 2017

odpocząć z brzuchem

W niedzielę o poranku słońce długo musiało na nas czekać. Nikomu nie chciało się wstawać. Nawet ze zmęczenia koty podpisały swego rodzaju rozejm i spały obok siebie. Dzieliła je tylko noga Pańcia i jakoś im to nie przeszkadzało. Powiedźcie mi jak tu zrozumieć te dwa kotły? To miłość, nienawiść a może koty tak okazują sobie oddanie. Kto wie może to ta różnica wieku tak na nie działa. W każdym razie długo wstawaliśmy i po krótkim spacerku zjadłem co nieco i wróciłem do spania.
w niedzielę nie wstajemy

sobota, 1 kwietnia 2017

W górę potok

W sobotę z samego rana, czyli zaraz po wyspaniu się i śniadanku ruszyliśmy w drogę. LaBunia szybciutko i sprawnie odpaliła i bez najmniejszych przeszkód wiozła nas. Nie daleko - do Gliwic pojechaliśmy, ale byliśmy tam tylko na chwilkę. Zabraliśmy gospodarza z fajką i ruszyliśmy, bardzo bardzo daleko. Bardzo się niecierpliwiłem aby w końcu wyskoczyć z LaBuni i pospacerować. Jechaliśmy długo, ale w końcu zwolniliśmy i parkowaliśmy. Już szczekałem widząc tyle psiaków i tylu człowieków. Do czasu otwarcia drzwi byłem mega odważny, jednak umilkłem, gdy tylko poczułem delikatny wiaterek i mogłem już wyskoczyć. Przywitałem się z najbliższymi i po chwili już wiedziałem, że jesteśmy w tym samym miejscu co na poprzednim spacerku W górę bulle.
Nim się zorientowałem a już byłem po drugiej stronie ulicy i o dziwo wędrowałem. Oczywiście wszyscy nas wyprzedzali, ale nie dlatego, że nie miałem siły. Po prostu musiałem wszystko obwąchać i ze wszystkim się zapoznać. Trasa naszego spaceru wiodła tą samą trasą co zeszłoroczny spacer z bullami. 
wędrujemy

piątek, 31 marca 2017

Koniec miesiąca

Ostatnio naprawdę nie mam głowy do pisania. Jakoś tak jak jestem w domku to uszy ciągną mnie do spania. Jak wstaję to, albo spaceruje, albo mam jakieś domowe roboty. No po prostu nie mam siły aby się zmobilizować . Przez to wszystko zaległości na blogu są bardzo duże a ja już jak przez mgłę pamiętam tamte dni, których na blogu jeszcze nie było. No ale czas zacząć. Jeśli sprawdzicie w kalendarzu, to jesteśmy już prawie miesiąc w plecy. Blog zatrzymał się gdzieś na końcu marca. Ostatni tydzień tamtego miesiąca był taki jakiś normalny. Nie działo się nic szczególnego - prawie. Przy czym "prawie" to takie określenie na zwykłą normalną normalność. W poniedziałek nie było nic do robienia i powiem szczerze, że ani jednego zdjęcia człowieki nie zrobiły. Tego dnia nie ma nawet co opisywać. O wtorku też w zasadzie nie ma co pisać. No może oprócz tego, że o poranku udałem się na malutki spacerek po okolicy. Gdybym miał swój własny prywatny ogródek to na 100% tego dnia bym nie wychodził za jego bramy, bo po prostu mi się nie chciało, nigdzie iść. W każdym razie krążąc między drzewami radowałem się słoneczkiem, które bardzo śmiało rozpromieniało dzień. Czuć było wiosnę. Spacer krótki, ale przyjemny. Mimo wszystko ten odległy wtorek -28 marca 2017 można było zaliczyć do udanych
czy ja czuję wiosnę?

a nie! to ptaszek był, a nie wiosna

ej gdzie ty idziesz?

mnie tu nie ma!

Środa rozpoczęła się leniwie. Długo dochodziłem do siebie i długo docierało do mnie to, że konieczne jest aby wstać i ruszyć podbijać nowy dzień. No do południa to nic się nie działo, ale potem to ruszyło wszystko z kopyta. Pojechaliśmy do Gliwic załatwiać jakieś ważne ważności, a w szczególności to pojechaliśmy na spacerek. Odwiedziliśmy takie miejsce, że klękajcie narody. Opuszczone torowisko niemal w centrum miasta. Łąka, niewielkie drzewa i betonowa droga wzdłuż nieużywanych torów. Gdzieś w oddali przemykały pociągi a ja z Pańciem chodziłem po tych nieużytkach. Nie oddalaliśmy się za bardzo, bo i nie było potrzeby, a ponadto na niebie zbierały się takie ciemnie chmury - lepiej było mieć blisko LaBunie. Trochę się pokręciliśmy wzdłuż torów. Z jednej strony chęć zwiedzania a z drugiej jakieś podejrzane typki i te chmury. Pora był na powrót do domku. 

ale chmury

do domku, LaBunią by się jechało

W domku wypocząłem. Mało tego. Po długim śnie czekała na mnie wielka i wspaniała niespodzianka. Człowieki z jakiś odpadków, gąbki i kawałka materiału zrobiły mi wspaniałe legowisko. Wygląda solidnie i miękko tylko muszę się do niego przekonać. Wiecie jak to jest z nowościami - trzeba do nich przywyknąć. Długo mościłem sobie to miejsce, ale w końcu się udało i zasnąłem.

moszczę się

śpię

We czwartek na porannym spacerku dotarły do mnie wieści o tym, że na sobotę szykuje się coś wielkiego i wspaniałego - dowiedziałem się, że będziemy jechać gdzieś daleko. Tym czasem spacerowaliśmy sobie po naszym lasku. Wdrapywaliśmy się na góreczki by potem z nich szybciutko zejść. Taki spokojny spacerek rozgrzewał moje mięśnie. Rozgrzewka się przyda skoro w sobotę czeka mnie jakiś wielki spacer. Z tym, że ćwiczenia trzeba dawkować rozsądni. Spacer postanowiliśmy świętować w domku.
wdrapujemy się

Świętowanie było oczywiście w moim stylu. Położyłem się spać i spałem tyle ile tylko się dało. W końcu niespełna godzinny spacerek, trzeba porządnie świętować i porządnie zregenerować po nim siły. Co jakiś czas zmieniałem miejsce swojej drzemki, ale jakoś wiele miejsce nie było, bo w domku panował duży bałagan. Ten bałagan w zasadzie ciągle jest obecny w naszym domku od ostatniego czasu.

śpię na swoim łóżeczku

halo no jak w takich warunkach się wyspać?

W piątek rano odbyłem tylko krótki spacerek, taki można powiedzieć fizjologiczny. Nie było w tym nic nadzwyczajnego, bo czekały nas wielkie zadania i to jeszcze przed południem. Razem z Pańciem wróciliśmy do domku, zjedliśmy śniadanko i pojechaliśmy do Gliwic. Tam załatwialiśmy jakieś ważne ważności w urzędach, czy gdzieś. Znaczy ja czekałem w aucie, a Pańcio załatwiał. Potem Mieliśmy zadanie transportowe. W zasadzie to LaBunia miała. Trzeba było przez kilka ulic przewieź wielkie deski. Ledwo się to mieściło w autku, ale się udało. 
zapach poranka

To wszystko nam się udało zrobić i naprawdę miałem wielką frajdę z dobrze wykonanej roboty. W takim poczuciu mogłem wrócić do domku i spać i odpoczywać. Już się umówiliśmy na wyjazd w sobotę. O tak musiałem porządnie wypocząć przed wielkim sobotnim spacerem. Do ugryzienia!
wracajmy

niedziela, 26 marca 2017

Z hukiem

Kto to widział, żeby poniedziałek z rana tak szybko wstawać., w ogóle kto to widział aby w poniedziałek robić cokolwiek. Ten poniedziałek po prostu nie był i tyle. We wtorek też wszyscy wszyscy woleliśmy poleżeć w wyrku i troszkę wyciągnąć kopytka. Koty przodowały w tym wylegiwaniu się. One na łóżku mogły by spać całymi godzinami. Jednak ten luksus jest dla nich dostępny, tylko, gdy są w nim człowieki.
nie wstajemy

niedziela, 19 marca 2017

Naprawa imprezy

Tydzień rozpoczął się bardzo leniwie. Zresztą nie ma się co śpieszyć przecież tydzień nie ucieknie nigdzie i tak przyjdzie i tak będzie powoli przesuwał się w swoim tempie powolutku. Moje zaangażowanie w te sprawy nic a nic nie zmieni. Lepiej się wyspać. Jak to mówią co ma być to będzie. Kolejne spacerki były szybkie i tylko po najbliższej okolicy. Zresztą pogoda w ogóle nie nastrajała do chodzenia. No taki to był poniedziałek. Tak dość niepewnie wyglądałem tego tygodnia, gdy patrzyłem na pogodę. Czułem nawet, że może spać śnieg, albo coś. 
czuć zimę?

sobota, 11 marca 2017

W końcu koniec

W poniedziałek w końcu był tydzień bez remontu. W końcu skończyło się i powolutku domek się porządkował. Powolutku rzeczy były prane i się suszyły. Coś czuje, że mieszkanko jeszcze bardzo długo będzie stało na głowie, no ale przecież nie od razu u basseta są długie uszy. O poranku był tylko krótki spacerek i szybciutko musieliśmy wracać, bo przecież porządki same się nie zrobią. W domku po prostu leżałem sobie na swoim zdezelowanym pontoniku i obserwowałem krzątających się człowieków a w zasadzie to dyrygowałem całą operacją - przez sen!
tak, dobrze

niedziela, 5 marca 2017

Ciągle ten remont

Poniedziałek przywitał nas wspaniałą pogodą. Słoneczko świeciło, więc o poranku ruszyliśmy odwiedzić dawno niewidziany Park Skałka. Jednak mimo wielkich chęci nie daliśmy rady zrobić całego kółeczka. Okazało się, że dotarcie do parku i załatwiania wszystkich spraw po drodze okazało się być bardziej czasochłonne niż nam się wydawało. Tak więc naszą wizytę w parku skróciły nie tylko obowiązki, ale także chłodny wiaterek. Po kilkunastu minutach wsiedliśmy w LaBunię i do domku. 
ech. Jak to czas wracać? A pogoń za kaczkami?

niedziela, 26 lutego 2017

Ciąg dalszy

W poniedziałek remont zaczął się tak całkiem na serio, tak poważnie. Najmniejszy pokój długie godziny się opróżniał i w końcu przyszedł czas by wynieść regał na książki. Ten był jednak bardzo uparty, bo był większy od otworu drzwiowego i człowiek kombinował i kombinował. Ja mu od razu mówiłem, że bez rozebrania się nie obejdzie. W między czasie trochę spacerowałem i gdzieś z człowiekami pojechałem, ale po powrocie udało się przetransportować regał na miejsce docelowe. W tym etapie najwięcej pomagał Fart. Cała nasza reszta tylko obserwowała to przez zamknięte w trakcie snu oczka.
długo jeszcze będziesz skręcać?

niedziela, 19 lutego 2017

Start

Nawet się nie domyślacie jak wspaniale zaczął się tydzień. Ten ubiegły oczywiście, znaczy ten bardziej ubiegły. Dopiero teraz znalazłem trochę czasu aby napisać co nieco i dość szybko, bo w domu to przeżywamy prawdziwe "domowe rewolucje" No ale wracając do początku, do zamierzchłej przeszłości. W poniedziałek od samego rana się trochę nudziliśmy. Małe spacerki i jakoś tak powoli ogarnialiśmy wszystko. Szczerze się przyznam, że po prostu spałem, a koty trochę się ganiały, ale przede wszystkim to podobnie jak jak spały i ładowały energię. Jeden robił to bardzo dosłownie.
ładowanie w toku

niedziela, 12 lutego 2017

II Gliwicki Walentynkowy Psi Spacer Wielorasowy

W niedzielę ciężko mi się wstawało. Mimo iż pogoda bardzo się zapowiadała. Nawet śniadanie się opóźniło a ja sobie drzemałem, to tu to tam i cierpliwie czekałem aż pójdziemy. Coś tam Pańcio mówił, że miał być jakiś spacer, a my siedzimy i się lenimy. Aż tu nagle bach i już wychodzę i nagle bach i siedzę w aucie. Ledwo zdążyłem puścić małe siku. Jedziemy. Odbieramy Pana z fajką i jedziemy dalej. Nasza droga zdaje się nie mieć końca, a dzielna LaBunia nas wiezie. Nie kapie i nie pęka a to najważniejsze. Nagle zjechaliśmy z głównej drogi i po małej chwili byliśmy pokierowani przez jakiś Panów na parking i wysiedliśmy. Długo się żegnaliśmy z LaBunią, ale w końcu odeszliśmy.
żegnamy się z LaBunią (foto Na Wypad z Psem)

sobota, 11 lutego 2017

Katastrofalna katastrofa

W poniedziałek ruszyliśmy do Bojkowa. Fordzik mimo wieku dał sobie radę. Jechaliśmy dość wolno i głośno, ale ciągle do przodu. Już całą tylną kanapę zdążyłem "zasierścić". W Bojkowie musieliśmy przestawić LaBunie. Zimno było bardzo a kierownica bardzo ciężko się kręciła. Awaria dała o sobie znać. Gdy zaparkowaliśmy ją na właściwym miejscu to zabraliśmy się za wymontowywanie z niej kierownicy i innych takich  rzeczy.Tak zaopatrzeni ruszyliśmy w drogę do domu a raczej do Piekar Śląskich, gdzie to wszystko zostawiliśmy u Pana, który zajmował się obszywaniem takich rzeczy. Potem trochę smutni i zmęczeni wróciliśmy do domku jeszcze zahaczając o sklep. Miałem dość tego dnia i naprawdę marzyłem tylko o spaniu. Całe szczęście nikt mi zdjęć nie robił a człowiek w ogóle nie robił zdjęć. Jedynym pozytywem było to, że Farcikowi wypadł pierwszy mleczny, nadmiarowy kieł.

niedziela, 5 lutego 2017

Tydzień zmian

O świcie wstaliśmy i tylko zastanawiałem się po co? Nie chciało mi się i nie widziałem takiej potrzeby, ale przecież bez spaceru i jedzonka nie można żyć. Słoneczko dopisało i jadąc na zakupy zahaczyliśmy o dzikie tereny w centrum miasta. Taki ni to park, ni to miasto. Po prostu teren po jakiś budynkach. Pewnie jakieś ładne kamienice, które nie nadawały się do zamieszkania zamieniły się w kupę gruzu, która zarosła drzewami. Sądząc po rozmiarze drzew musiało być to bardzo dawno temu, a przynajmniej przedwczoraj. No ale ja nie jestem ekspertem, więc moje oceny nie mogą być, zbyt trafne.
ale ubity ten śnieg

niedziela, 29 stycznia 2017

Fredziokalipsa

W piątek o świcie, czyli zaraz po tym jak człowieków obudziłem i po tym jak zjedliśmy śniadanko ruszyliśmy na zwiedzanie okolicy. Wyciągnąłem Freda i pokazałem mu moje okolice o poranku. Ja byłem zachwycony a Fred jak zwykle dreptał z nosem przy ziemi i coś wąchał i w ogóle się nie zachwycał. Jego naprawdę nie da się niczym zachwycić, no może oprócz... a nie jedzenie też go nie zachwyca - to gbur i tyle.
ty patrz jakie piękne słońce!

czwartek, 26 stycznia 2017

nieoczekiwany Gość

W poniedziałek z rana nigdzie daleko nie jechaliśmy - o nie. Postanowiliśmy pozwiedzać najbliższą okolicę. W zasadzie to dawno tam nie byliśmy tak naprawdę chcieliśmy zagłębić się w ten dziki las na około nas. No i ruszyliśmy. Słońce świeciło, więc wędrowaliśmy z uśmiechem i radością. Wkroczyliśmy w las szybko i szybko okazało się, że to była dobra decyzja. Szybko poznałem te wszystkie miejsca. i szybko czułem się jak w domu. Ogarnąłem najbliższe kąty.
ja to miejsce dobrze znam

niedziela, 22 stycznia 2017

Spacer z żabami

W piątek z samego rana wsiedliśmy z Pańciem do LaBuni i ruszyliśmy w drogę. Oczywiście ja zasiadłem w swoim miejscu, choć miałem ochotę zasiąść z przodu. Na razie nie jako kierowca, ale przedni pasażer nie byłby by zły. No, ale tam nie ma zapięcia dla mnie i w ogóle Pańcio pozwala mi bardzo rzadko siąść z przodu i to jest zwykle w jakieś ciepłe dni, żebym wyglądał przez okienko. Tymczasem zorientowałem się, że jedziemy nad jeziorko w Katowicach - nad Starganiec. Zaparkowaliśmy jednak po przeciwnej stronie drogi. Po kilkukrotnym sprawdzeniu z LaBunia jest zamknięta. Ruszyliśmy. Jak już nie raz mówiłem - zaśnieżony, mroźny last w którym nie ma żywej duszy jest miejscem magicznym. Tylko ja i Pańcio no i oczywiście aparat i setki myśli, marzeń i planów krzątających się w głowach. A to wszystko w rytm chrupiącego śniegu.
no idziesz człowiek?

czwartek, 19 stycznia 2017

dyrektor

W poniedziałek po tak intensywnym i pełnym wrażeń popołudniu miałem ochotę na spanie i relaks, albo na jeżdżenie po sklepach. Jednak nie było mi dane ani to ani to. Musiałem iść na spacer i mało tego musiałem jeszcze iść na pocztę odebrać przesyłki, które nie zmieściły się do naszej malutkiej skrzynki. Nie uwierzycie, ale człowiek kazał mi czekać przed wejściem. Ja, pies, który chodzi po centrach handlowych, nie mogłem wejść do placówki pocztowej i to nie z powodu zakazu, ale z powodu niechęci mojego Pańcia.
eeeeee jak to ja nie mogę?

niedziela, 15 stycznia 2017

Mój pierwszy raz

Piątek rano zajęliśmy się bardzo ważnymi rzeczami. Pojechaliśmy do centrum sąsiedniego miasta. Oczywiście zrobiliśmy to nie bez powodu. Pańcio jeździł po sklepach w poszukiwaniu jakiegoś tam tableta, czy czegoś takiego. Nie wiem nie znam się, choć uważam, że powinien przynajmniej jedną zażyć, ciągle pokasłuje. Tylko zastanawiałem się po co za tabletkami chodzimy po sklepach a nie po aptekach. Jednak w naszym domku lepiej o takie rzeczy się nie dopytywać. Logika w naszym domku jest raczej pomijana - przynajmniej z mojego punktu widzenia. W każdym razie na koniec naszych poszukiwań tabletki, wielkiej tabletki trafiliśmy na rynek Rudy Sląskiej. Tam niemal od razu zapoznałem się z kilkoma psiakami. Oczywiście nie mogłem pobiegać, bo śmigałem na smyczy a wśród ludzi i samochodów lepiej czuć się bezpiecznie. 
no cześć

czwartek, 12 stycznia 2017

Nadeszła wiekopomna zmiana

Poniedziałek, to kolejny już dzień wspaniałej, ale mroźnej pogody. Zdawało się, że słońcu pomyliły się pory roku. Za to temperatura naprawdę była bardzo zimowa. Miałem wrażenie, że nigdy nie ustąpi. Z jednej strony widząc przez okno tak rozświetlony świat aż chce się wychodzić i potem po otwarciu drzwi spotyka się z mrozem. Tak oto niszczone są marzenia. No nic, o poranku, czyli tuż koło 10 udaliśmy się na mały rekonesans. Z sercem w gardle odpaliliśmy LaBunie i ruszyliśmy na małe zakupki. Oczywiście ja siedziałem w aucie, bo po co łazić po sklepach. Pańcio szybko wrócił i poszliśmy na spacerek po okolicy. Śnieg głęboki, obok droga dość ruchliwa a my kręciliśmy się po dzikich i opuszczonych terenach nad którymi górował stary bunkier. Już tu kiedyś się kręciłem i obiecałem sobie, że jeszcze tu wrócę, no i wróciłem, ale znowu bez aparatu. Tracąc zbędnego czasu zrobiłem to co musiałem. Szybciutko wróciłem do autka i od momentu wejścia do domku minęło ledwo 2 no może 3 sekundy, gdy jadłem swoje śniadanko. Teraz to ja już jem po spacerku a nie przed. Jakoś tak lepiej się spaceruje a potem lepiej się układa.
no zimno jest strasznie

niedziela, 8 stycznia 2017

mimo mrozu

Wolny piątek już od rana był bardzo ale to bardzo słoneczny. Jednak to słońce było tylko na pokaz. Poranny szybki spacer, był wyjątkowo szybki, bo gdy tylko otworzyły się drzwi klatki schodowej to uderzyła w nas fala zimna pochodząca z samego serca Arktyki. Oddech zdawał się zamarzać a w nosie i płucach czułem kłucie miliona szpilek. Na moje oko termometr musiał pokazywać z -10000 stopni - co najmniej! Na spacerku ani żywej duszy. LaBunia cała zamarznięta. Zastanawiałem się jak nasza dama odpali, a przecież już za kilkadziesiąt minut musiała.  
chyba czas budować iglo

czwartek, 5 stycznia 2017

Mróz

Pierwszy poniedziałek nowego roku zaczął się bardzo leniwie. Długo spałem w swoim mieszkanku ze swoimi człowiekami. Nic  tak dobrze dnia nie układa jak pewność, że są człowieki, które kochają. Spać można bardzo długo i nawet można zagłuszyć naturalne potrzeby aby jak najmniej wychodzić. Bo naprawdę są takie dni, że naprawdę są ważniejsze rzeczy do zrobienia. Powiadają, że tak jak wyglądają pierwsze dni nowego roku, tak wyglądać będzie cały rok. Oby to była prawda, bo w pierwszy poniedziałek 2017 roku byłem bardzo szczęśliwy a i człowieki wyglądali i na szczęśliwych. Niech tak zostanie.

dobry dzień