niedziela, 12 lutego 2017

II Gliwicki Walentynkowy Psi Spacer Wielorasowy

W niedzielę ciężko mi się wstawało. Mimo iż pogoda bardzo się zapowiadała. Nawet śniadanie się opóźniło a ja sobie drzemałem, to tu to tam i cierpliwie czekałem aż pójdziemy. Coś tam Pańcio mówił, że miał być jakiś spacer, a my siedzimy i się lenimy. Aż tu nagle bach i już wychodzę i nagle bach i siedzę w aucie. Ledwo zdążyłem puścić małe siku. Jedziemy. Odbieramy Pana z fajką i jedziemy dalej. Nasza droga zdaje się nie mieć końca, a dzielna LaBunia nas wiezie. Nie kapie i nie pęka a to najważniejsze. Nagle zjechaliśmy z głównej drogi i po małej chwili byliśmy pokierowani przez jakiś Panów na parking i wysiedliśmy. Długo się żegnaliśmy z LaBunią, ale w końcu odeszliśmy.
żegnamy się z LaBunią (foto Na Wypad z Psem)


W drodze na miejsce spotkań, czyli na wybieg, który chwilę wcześniej mijaliśmy. Kroczek za krokiem a przy okazji załatwiłem to co pies zrobić powinien na spacerku. W końcu dotarliśmy na wybieg a tam masa psiaków. Musieliśmy się zarejestrować. Przy okazji otrzymaliśmy pakiet startowy, czyli masę przekąsek a co najważniejsze odblask i świetną chustę. Duża chusta sprawiła nam trochę problemów z wiązaniem, ale daliśmy radę, w końcu przestałem o nią zahaczać i mogłem szaleć.
to w tych okolicach trzeba się zapisać

taka wielka chusta, prawie jak moje ucho (foto Na Wypad z Psem)

w końcu się udało

Ponieważ było sporo czasu to zdążyłem zapoznać się z kilkoma psiakami. Większość z nich już dobrze znałem i nie raz spotykałem. Mimo wszystko fajnie było z nimi zagadać i odnowić stare znajomości.
szczekliwy koleżka

przywitanie z Rude jest Piękne 

Oczekiwanie się przedłużało, więc postanowiłem skorzystać z możliwości wdrapania się na tor przeszkód. Początkowo obawiałem się tam wchodzić, ale przekonały mnie przysmaczki, te z zestawu startowego. Potem już wędrowałem po podestach i takich innych trójkątnych przeszkodach jak szalony licząc na te przysmaczki. Dopiero oderwała mnie od zabawy inauguracja imprezy. Przemiła Pani, chyba właścicielka tego wybiegu na którym byliśmy rozpoczęła przemowę. Wszyscy zebraliśmy się wokół tej Pani i nasłuchiwaliśmy. Na szczęście nie było mikrofonów i głośników. Był regulamin i miła Pani bardzo, ale to bardzo mocno zwracała uwagę na nasze bezpieczeństwo. Zapamiętam ją z tych słów chyba do końca życia. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że jesteśmy na pierwszej posesji w sąsiednim województwie - w województwie Opolskim. Fajnie to wiedzieć, ale już nie mogłem się doczekać startu. No się się stało ruszyliśmy na trasę. Pierwsze kroki kierowaliśmy przez las w kierunku głównej drogi, którą musieliśmy przekroczyć. Wszystko było prawie dobrze zorganizowane, ale zrobił się przestój malutki, który wykorzystałem na zapoznanie się z najbliższymi sąsiadami.
ruszamy (foto Na Wypad z Psem)


cudne Corgi

W końcu przekroczyliśmy drogę i około stu metrów wędrowaliśmy wzdłuż tej ulicy i o dziwo znowu wróciliśmy na poprzednią stronę. No tak się pokręciliśmy. No ale od tej pory wszystko szło już bardzo sprawnie i tylko w lesie. Droga była bardzo przyjemna i przebiegała przez lasy nadleśnictwa nadleśnictwa Rudy Raciborskie. W trakcie spaceru trzymaliśmy się w zasadzie trochę z tyłu. Nie śpieszyliśmy się, bo droga mimo iż płaska to była bardzo trudna - oblodzona. Człowieki bały się, że upadną. Zresztą mi też nie raz zdarzyło się rozjechać. W trakcie marszu dowiedziałem się, że na tych terenach w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku szalał wielki pożar, który strawił znaczą część lasu. O tych wydarzeniach można poczytać Tutaj Pewnie to spowodowało, że drzewa raczej były młode i takie jakieś równe i w ogóle. Jednak niewprawne oko na pewno by się nie zorientowało, że była tu taka tragedia wiele lat temu. Wszystko było zadbane. Zdaje mi się, że wielu ludzi ciężko pracuje by ten las się odrodził. W każdym razie szybko chciałem odepchnąć te tragiczne wydarzenia od siebie. Moje myśli przeniosły się na parę corgi, które nieopodal spacerowały. Były to zaskakujące psiaki. Puszyste i na króciutkich łapkach i wiecznie z wiszącym jęzorem. O dziwo są psiaki, które mają krótsze nóżki niż ja.
my daleko w ogonie, ale mamy na oku wszystkich

tuż za kapliczką była chwila odpoczynku

o tak miziaj mnie

nie będę pił wody z miski jak tu tyle śniegu


Przyjemny spacer trwała w najlepsze. Od czasu do czasu sobie pobiegałem za patyczkiem. Czasami zaczepiałem człowieków i mijające mnie psiaki. Wszyscy dziwili się, że mam tyle energii i się nie potrafię zmęczyć. A ja po prostu się nudziłem. W trakcie spaceru kolumna bardzo się rozciągnęła i dopiero wszyscy zeszliśmy się na drugim postoju. Tam na rozstaju dróg niemal wszyscy pozowali przy ławce zakochanych. Nawet ja z Pańciem pozowałem, bo nas poprosili. Trochę liczyłem na to, że kobiety będą się zabijać o zdjęcie ze mną, a tu "zonk". Nikt a nikt, trochę byłem smutny, ale wróciłem na swoje miejsce i przekąsiłem co nieco od człowieków.
chwila odpoczynku

niektórzy zmęczyli się bardziej

ławka zakochanych (foto Na Wypad z Psem)

no weź zjesz całe?

no miziaj mnie!

no nie wiem czy będę szedł

W końcu wycieczka ruszyła. Kawałek drogi wracaliśmy. Wielka szkoda, że nie było czasu i okazji udać się na mijane miejsca widokowe. Kiedyś chciałbym je zobaczyć, więc znając Pańcia pewnie niedługo wrócimy tam - pospacerujemy po swojemu.  Każdy już dość dobrze znał swoje położenie i wycieczka znowu się rozciągnęła. Każdy w swoim tempie szedł i po trasie kierował się w stronę wybiegu z którego startowaliśmy. Na całej trasie natykaliśmy się na liczne ślady dzikiej zwierzyny, ale niestety nic nie udało nam się zobaczyć, że o uchwyceniu na aparacie nie wspomnę.
pięknie prawda?

Po dłuższym czasie w końcu docieramy na miejsce startu. Tam powolutku wszyscy się zbieraliśmy. Trwało to sporo. Mieliśmy okazję znowu pobiegać po przeszkodach. Tym razem robiłem to całkiem spokojnie i legalnie. Jedyne czego się bałem i nie zrobiłem to huśtawka. Inne pokonuje bez najmniejszych problemów i to mimo przeszło 10 kilometrów w nogach. Nic a nic mi to nie przeszkadzało i biegałem jakbym dopiero co wysiadł z auta.
cała trasa w łapkach

nudzę się (foto ADO Jack Russell)

no weź mnie miziaj (foto ADO Jack Russell)

agility pełną gębom  (foto ADO Jack Russell)

hop, hop jak pszczółka, jak motylek  (foto ADO Jack Russell)

Wszystko jednak się przeciągało. Bieganie po torze mi się znudziło, więc postanowiłem pobiegać za patyczkiem. Pańcio wypiął mnie ze smyczy i z dala od pozostałych psiaków na wielkim wybiegu SZEPTUN ganiałem za patyczkiem i go przynosiłem. Wszystko trwało w najlepsze aż do ogłoszenia konkursu. Wszyscy zbieramy się blisko miłej Pani od bezpieczeństwa i słuchamy. Trzeba podać dystans jaki przeszliśmy. No i jak na złość telefon nie chce się załadować i pokazać tego co zmierzył. Więc z człowiekiem doszliśmy do wniosku, że warto wpisać na chybił trafił. No i organizatorzy zniknęli i zaczęli wszystko liczyć i liczyć i sprawdzać. Pierwsza, druga i trzecia nagroda przeszły nam koło nosa. Gratulujemy zwycięzcom jeszcze raz. Potem były takie malutkie nagrody w super czarnej reklamówce. O dziwo na samym końcu wyczytują nas. Oczywiście z radością i nieskrywanym zdziwieniem odbieramy wspaniałą żółtą miskę i szarpak. Super - pierwszy raz w życiu coś wygrałem, a raczej człowiek coś wygrał, ale dzięki mnie - jak nic! 

odbieramy nagrodę! (foto ADO Jack Russell)

Nastąpiło uroczyste pożegnanie i trochę smutno mi się zrobiło, że to już koniec. Wszyscy rozeszliśmy się do aut i ruszyliśmy w drogę do domu. Podsumowując cały ten II Gliwicki Walentynkowy Psi Spacer Wielorasowy można powiedzieć przede wszystkim:
  • ze wszystkich psiaków miałem najbrudniejszą chustę i nawet wygrałem pod tym względem z corgi,
  • przeszło 10 kilometrów na lodzie było nie lada wyzwaniem, ale i wielką przyjemnością,
  • miła atmosfera i przyjazne nastawienie sprawiło, że czas zleciał jak z bicza strzelił,
  • organizacji brakowało jedynie łączności miedzy organizatorami i jakiejś flagi,
  • piękne tereny po których spacer się odbywał, nie mogą pozostać nieodwiedzone jeszcze raz,
  • gliwicki spacerek, odbył się 20 kilometrów od Gliwic - dziwne, ale logiczne - takich terenów nie ma w mieście Gliwice,
  • ograniczona ilość miejsc niestety zmniejszyła wielkość spaceru, a szkoda bo zarówno w lesie jak i na wybiegu zmieściło by się jeszcze ze trzysta albo czterysta psów. A było ich 50. Tylko kto by zapanował nad taką zgrają,
  • z niecierpliwością czekam na kolejne spacery organizowane przez tą ekipę.
W aucie niemal natychmiast zasnąłem. Spałem jak suseł i prawie się nie zorientowałem jak zostałem sam w aucie, gdy człowiek udał się do mieszkanka z kafelkami. Na szczęście nie było go na chwilę i wróciliśmy do domku. Nim padłem jak długi zdążyłem się jeszcze pochwalić fantami ze spaceru przy kotach. Te od razu zabrały się za pałaszowanie moich przekąsek a ja za nowy szarpak.  
moje fanty

a tu jeszcze z kalendarzem - ej zostaw moje przekąski!

Naprawdę nie miałem ochoty wstawać na nocny spacer, na małe siku. No powiem Wam, że to było barbarzyństwo zmuszać mnie do tego. Od razu po powrocie do domku udałem się do mojego legowiska i przykryłem się mając nadzieję, że nikt mnie tu nie znajdzie i będę mógł spać do końca świata i o jeden dzień dłużej. Zmęczony mówię do ugryzienia
padnięty na pontoniku

no weź i po co mnie budzisz?

mnie tu nie ma!

2 komentarze:

  1. Dzięki Furiacie za wszystkie spostrzeżenia! :) Mamy co poprawiać w przyszłości! To był nasz organizacyjny debiut, bo pierwszego spaceru nie liczę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie tam spostrzeżenia. Takie małe uwagi. Jakby się zastanowić, to można by było jeszcze oznaczyć jakoś trasę, choć i tak nie dało się zgubić. Sam konkurs był zaskakujący, jednak trochę długo trwało rozwiązywanie (no ale przecież inaczej się nie dało). Szkoda, że wybieg pozostał otwarty i psiaki nie mogły sobie pobiegać swobodnie - choć ja trochę poszalałem :D
      Jeszcze raz Gratuluję z całego serca i czekam na kolejny, nie konieczne walentynkowy :)

      Usuń