niedziela, 12 listopada 2017

Niskopodłogowy listopad

Tak jak pisałem wcześniej, bardzo dawno temu niestety musiałem zrezygnować z codziennych opisów naszego życia psiego i kociego. Trochę zwlekałem z tym, ale w końcu zdarzyło się coś, czym musiałem się z Wami podzielić. Otóż w Święto Niepodległości pomimo niezbyt sprzyjających warunków Śląski Klub Jamników zorganizował spacerek. Oczywiście nie mogłem opuść takiego fajnego wydarzenia. Ponadto wiedziałem, że na spacerku oprócz olbrzymiej ilości jamników i ich pozytywnie zakręconych ludzi będzie też jeden basset o imieniu Boluś z SOS Bassety. Dodatkowo razem z Pańciem zaprosiliśmy Lexi, która znalazła domek dzięki Nasze Bassety. Żeby nie było mieszka tylko kilkanaście kilometrów od nas.
Lexi

Boluś

poniedziałek, 16 października 2017

Dogtrekking po nowemu

Postanowiliśmy z Pańciem trochę zmienić Formułę naszego bloga. Nie będzie to z pewnością F1. Ostatnimi czasy już publikujemy rzadko i piszemy bardzo po łebkach. W każdym razie teraz będziemy pisać tylko w czasie, gdy się coś ważnego wydarzy w naszym życiu. Oczywiście wiele rzeczy się u nas dzieje, ale nie ma sensu pisać o przebieraniu pieluszek. Tak więc, codzienność nasza już nie będzie Was zanudzać. Oczywiście zdjęcia niemal codziennie będą się ukazywać na profilach społecznościowych.

poniedziałek, 4 września 2017

na zlot

Cały piątek od samego rana człowieki się szykowali, się pakowali. Ja tylko czekałem, żeby wskoczyć do wozu. Dobrze, że nie kazali mi nosić bagaży czy czegoś takiego innego. Cichutko siedziałem w kącie na swoim legowisku i liczyłem, że nikt mnie nie zauważy - nie chciało mi się więc się nie wychylałem. W końcu przed południem ruszyliśmy. W końcu koło południa ruszyliśmy nasza kapryśną LaBunią. Ruszyliśmy szybko w trasę i jechaliśmy spokojnie dość długo, aż w końcu pojawił się kłopot, kaprys. Szybko to naprawiliśmy i dalej w drogę. I tak coraz częściej. W końcu na parkingu Pańcio wyszedł z siebie i o dziwo naprawił to wszystko. Resztę podróży mieliśmy już całkowicie bezawaryjną. O tak, jednak jak Pańcio się wkurzy to potrafi czynić cuda.

piątek, 1 września 2017

w pigułce

Moi drodzy mili kochanie czytacze. Od dłuższego czasu mamy bardzo wiele na głowie. Że o maleństwie w naszym małym mieszkanku nie wspomnę. A to jakieś załatwianie a to jakieś awarie LaBuni. W zasadzie to ostatnio ona jest zawariowana. No, ale taka kapryśna dama ma swoje humorki i musimy to zrozumieć. No w każdym razie muszę się Wam przyznać do czegoś i od razu przeprosić. Uświadomiłem sobie, że nie dam rady w normalnym trybie nadrobić zaległości jakie wytworzyły się na blogu. Postanowiłem więc ten cały czas streścić w jednym poście. Pisząc po co nieco o dniach które zleciały.
Najpierw słowo wstępu. Nasze życie całkowicie podporządkowało się pod rytm dnia maleństwa. Przez co wstajemy w nocy. Na szczęście wraz z upływem czasu wstawanie jest co raz rzadsze i bardziej zaplanowane. Często wstajemy dość późno. Spacerki zwykle są tylko dwa, ale za zwyczaj dużo dłuższe i bardzo często jest z nami Pańcia. Bardzo cię cieszę z tego, ale i powiem szczerze, że czasami jeszcze jeden spacerek by się przydał zwłaszcza gdy za dużo popije, ale jakoś dajemy radę. 

niedziela, 25 czerwca 2017

No i jest

Poniedziałek od samego rana był jakiś taki dziwny, taki inny. Wszyscy czuliśmy, że stanie się coś wielkiego i coś ważnego. Po cichu cała zwierzęca rodzinka liczyła na nowego zwierzaczka. Ja oczywiście liczyłem na basseta lub bassetkę a koty liczyły na kolejnego do swojej paczki. No i tak się sprzeczaliśmy o to co tam dziś będzie. W końcu z Pańciem ruszyłem i pojechaliśmy naszą LaBunią. Trochę się naczekałem w LaBuni. Dobrze, że wcześniej z Pańciem pospacerowałem. No w każdym razie gdy tak siedziałem w LaBuni to nagle pojawił się Pańio obładowany tobołami. Zapakował to wszystko i sobie poszedł. Nowego zwierzaka nie było. Po chwili już z daleka przez okno widziałem Pańcia i wiecie co nie szedł sam! Widziałem Pańcię i jeszcze jeden tobołek mieli ze sobą. Po otwarciu drzwi od razu poleciałem do Pańci - tak bardzo się cieszyłem, że już jest- że się "odbraziła". Po drodze minąłem to tobołek i była w nim mała laleczka, która miała znajomy zapach (tych podkładów, co Pańcio przynosił przez cały tydzień) tak więc po szybkim zapoznaniu skoczyłem do Pańci i bardzo się cieszyłem, że już jest. Razem ruszyliśmy do domku a ten tobołek to ze mną na tylnej kanapie. Ale go strasznie dokładnie mocowali. 

niedziela, 18 czerwca 2017

Co się stało z Pańcią?

Poniedziałek z rana był jakiś taki dziwny. Inny. Zebraliśmy się z Pańcią i pojechaliśmy. Ja oczywiście pilnowałem auta a człowieki gdzieś zniknęli.Nie było ich dość długo. Tak się znęcają. Tak bardzo nic mi nie mówią i tak bardzo nie wiem co u nich się dzieje. W końcu wrócił Pańcio i po małym spacerku wróciliśmy do domku. Nie minęło kilka godzin a znowu pojechaliśmy w to samo miejsce. I znowu Pańcia nie było i co gorsze znowu wrócił sam. My po tym udaliśmy się na Skałkę, na spacer. Tam od razu spotkałem człowieka, który był mną bardzo zachwycony i mnie bardzo wygłaskał. Wygłaskał mnie po wsze czasy. Ciężko było się nam rozstać, ale musiałem. 
o tak głaskaj mnie

niedziela, 11 czerwca 2017

już wszystko gotowe

W poniedziałek z samego rana pojechaliśmy na jakieś tam coś. Pańcia ze względu na zjedzenie bobasa ciągle musi się badać. Pańcia zniknęła w budynku a my z Pańciem sobie pochodziliśmy i pospacerowaliśmy po okolicy. Chodziliśmy między budynkami i wzdłuż bardzo ruchliwej ulicy. Ostatecznie jednak wróciliśmy pod drzwi budynku i czekaliśmy aż wyjdzie Pańcia.
no gdzie Ona jest?