Tak jak pisałem wcześniej, bardzo
dawno temu niestety musiałem zrezygnować z codziennych opisów naszego życia
psiego i kociego. Trochę zwlekałem z tym, ale w końcu zdarzyło się coś, czym
musiałem się z Wami podzielić. Otóż w Święto Niepodległości pomimo niezbyt
sprzyjających warunków Śląski Klub Jamników zorganizował spacerek. Oczywiście
nie mogłem opuść takiego fajnego wydarzenia. Ponadto wiedziałem, że na spacerku
oprócz olbrzymiej ilości jamników i ich pozytywnie zakręconych ludzi będzie też
jeden basset o imieniu Boluś z SOS Bassety. Dodatkowo razem z Pańciem
zaprosiliśmy Lexi, która znalazła domek dzięki Nasze Bassety. Żeby nie było
mieszka tylko kilkanaście kilometrów od nas.
Lexi
Boluś
W każdym razie spacerek
rozpoczynał się dokładnie o 11 na lądowisku dla helikopterów. Dokładnie
wiedzieliśmy gdzie to i ile czasu nam potrzeba na dojazd. Wstaliśmy wcześniej i
wszystkie niezbędne rzezy przygotowaliśmy dnia poprzedniego i oczywiście jak
zwykle byliśmy w wielkim niedoczasie. Jak zwykle wszystko na ostatnią chwilę. Ubrani,
szybko pędzimy do LaBuni a ta nas dzielnie wiezie na miejsce. Punkt 11
zaparkowaliśmy tuż obok punktu startu. Niby wszystko ok, ale jeszcze musieliśmy
przygotować brykę Aurory. Szybko lecimy, bo ludzie już gotowi do drogi i
widzimy jak robią sobie zbiorowe zdjęcie. W końcu jesteśmy, w końcu idziemy.
Niemal od razu spotykamy Lexi z którą bardzo otwarcie się witam. Krótka
pogaduszka człowieków i idziemy dalej. Tam czeka na mnie Sisi z RodoSzorskiTeam,
która w swojej niebieskiej kiecce wyglądała zjawiskowo. Psiaków była co niemiara i nawet nie dałem
rady się, że wszystkimi przywitać. Każdy człowiek, który do mnie zagadywał,
oczywiście najpierw zaglądał i zagadywał do Aurory. No, ale w ogóle mi to nie
przeszkadzało. Ja zająłem się psimi sprawami i poznałem Bolusia wraz z jego
wspaniałymi opiekunkami. W końcu rozpoczął się spacer i wszyscy ruszyliśmy w
drogę. Trzymaliśmy się blisko Bolusia. Ja dreptałem na smyczy a on sobie biegał
wszędzie, gdzie tylko chciał. No może gdybym ja tak słuchał jak on to też,
mógłbym sobie pobiegać. Nie niestety ja jestem sobą i dreptałem sobie obok
człowieków na niezbyt długiej smyczy. Sam spacerek nie był bardzo długo i jakoś
specjalnie wymagający kondycyjnie, ale był bardzo przyjemny. Pogaduszki,
zapaszki i załatwianie psich spraw. Lexi trzymała się trochę z przodu a my z
opiekunami Bolusia raczej kryliśmy tyły. Boluś latał wszędzie i w każdą stronę.
Powolutku sobie dreptaliśmy a człowiek jakoś nie miał głowy do robienia fotek. To
wszystko pewnie przez nasze delikatne spóźnienie, które jak już mówiłem nie
było w ogóle moją winą. Pogoda była dość kapryśna a słońce tylko na chwilkę nas
odwiedzało. Najwyraźniej trochę się obraziło na nas, a może to zapowiedź
zbliżającej się kroczek za kroczkiem zimy. Spacerek przeleciał w miłej
atmosferze a my wróciliśmy na lotnisko, gdzie sobie troszkę pobiegałem. Nawet
Pańcio pozwolił mi pobiega swobodnie na starej smyczy. Zjadłem kilka smaczków i
trochę zapoznałem się z człowiekami, którzy czekali na spacerowiczów ze swoimi
troszkę starszymi psiakami. W pewnym momencie zapędziłem się dość daleko
odprowadzając Lexi do auta, że musiałem zostać przyprowadzony z powrotem przez
bardzo miłą rodzinkę spacerową. Niestety nie mogliśmy spędzić zbyt wiele czasu
z psiakami bo nagle zrobiło się dość zimno i to dużo bardziej niż wcześniej a
Aurora już dawno powinna być przebrana. Tak więc ciepło pożegnaliśmy się z
człowiekami i ruszyliśmy do LaBuni i do
domku. Trochę okrężną drogą i przez deszcze wielkie.
Podsumowując spacer było super. Bardzo się cieszyłem, że poznałem dwa bassety. Mam nadzieję, że będzie nam dane spotkać się jeszcze nie raz i nie dwa razy. Wielu pozytywnych ludzi kochających swoje psiaki to naprawdę zastrzyk energii w zimne listopadowe południe. Przeszliśmy nie wiem ile, ale na pewno nie były to rekordy życiowe, to było zwykłe spacerowanie w gronie psiaków, a i w takim towarzystwie to Park Śląski wyglądał jakoś tak pozytywniej. Nawet wszędobylskie błoto jakoś nam nie przeszkadzało. No tylko szkoda, że tak mało zdjęć zrobiliśmy, bo było tyle wspaniałych psiaków.
Podsumowując spacer było super. Bardzo się cieszyłem, że poznałem dwa bassety. Mam nadzieję, że będzie nam dane spotkać się jeszcze nie raz i nie dwa razy. Wielu pozytywnych ludzi kochających swoje psiaki to naprawdę zastrzyk energii w zimne listopadowe południe. Przeszliśmy nie wiem ile, ale na pewno nie były to rekordy życiowe, to było zwykłe spacerowanie w gronie psiaków, a i w takim towarzystwie to Park Śląski wyglądał jakoś tak pozytywniej. Nawet wszędobylskie błoto jakoś nam nie przeszkadzało. No tylko szkoda, że tak mało zdjęć zrobiliśmy, bo było tyle wspaniałych psiaków.
Sisi w szałowej kreacji - RudoSzorstki Team
Lexi
jak tu jej nie głaskać Lexi
Z Bolkiem (foto Magdalena Zajkowska)
z Lexi (foto Magdalena Zajkowska)
po wyścigu
idziemy co prawda z tyłu, ale do przodu (foto Agata Sobolewska-Bródka)
jamniki jak to jamniki, nawet w święto pracuje
halo mały człowieczku - nie upadaj tak (foto Magdalena Zajkowska)
Boluś z fanami
to już końcówka spotkania - zimno dokucza (foto Małgorzata Guminiak)
ktoś tu ma przekąskę? (Asia Lis)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz