Wyjątkowo rano nie mogłem doczekać się spacerku. Przebierałem z nóżki na nóżkę aby sprawdzić, czy mój nowy towarzysz na mnie czeka. W końcu poszliśmy i po Biszkopciku nie było śladu. Z jednej strony wielki smutek, a z drugiej radość, bo pewnie odnalazł swojego właściciela. Troszkę się baliśmy, że coś mu się stało. Mam nadziej, że jest gdzieś szczęśliwy i uśmiechnięty. Bo tutaj są tacy ludzie, że karmią biedne psiaki i kotki bezdomne. Starają się im jakoś ułatwić życie, ale gdy coś się im stanie, to raczej nie pomagają. Można by powiedzieć, że podchodzą do tego tak "zwierzęta są to dobrze, ale nie ma to też dobrze"