W sobotni poranek trzeba było odwieść Wikę do domku, co tez uczyniliśmy, ale najpierw jeszcze odwiedziliśmy na chwilkę Zawadę aby zawieść im wielkie i ciężkie worki do budowania czy coś. Nie wiem nie znam się. W każdym razie dłuższa chwilę tam spędziliśmy na rozmowach i zbieraniu much w aucie. Troszkę mi się tam nudziło, bo chciałem jechać dalej, a przed nami było od groma roboty.
kara i tyle.
ona mnie rozumie
Jedynie na spacerku potrafiłem się troszkę rozluźnić i uspokoić. Jednak nim się on skończył (a długi nie był) to na nowo skakałem i gryzłem smycz. Ech ta sobota wyraźnie nie należała to moich najlepszych dni. Może to przez to, że jeszcze nie odpocząłem po bardzo długiej podróży z wakacji, a dodatkowo byliśmy na jeszcze jednej wyprawie. Znacznie mniejszej, ale jednak. No po prostu wszystko to złożyło się na moją niegrzeczność i niezadowolenie z życia.
a weź mnie nawet nie miziaj.
Miałem nadzieje, ze wszystko się poprawi gdy będę zmęczony cały dniem, ale oczywiście nic z tego. Na wieczór znowu podpadłem tym razem kradnąc wyprane rzeczy. Niemal pół kosza świeżo wypranych rzeczy została przeze mnie przemielona. Zabawa była fajna, ale niemal całą noc spędziłem na kocyku zamiast w swoim pontoniku. To był ciężki dzień i ciężka noc. Do ugryzienia
nie spałem tam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz