niedziela, 30 sierpnia 2015

Judgment Day

W sobotni poranek trzeba było odwieść Wikę do domku, co tez uczyniliśmy, ale najpierw jeszcze odwiedziliśmy na chwilkę Zawadę aby zawieść im wielkie i ciężkie worki do budowania czy coś. Nie wiem nie znam się. W każdym razie dłuższa chwilę tam spędziliśmy na rozmowach i zbieraniu much w aucie. Troszkę mi się tam nudziło, bo chciałem jechać dalej, a przed nami było od groma roboty. 
Potem udaliśmy się do Bojkowa, gdzie spotkaliśmy opiekuna Franka. Nazbieraliśmy trochę owoców, warzyw a co najważniejsze zostawiliśmy box dachowy. No po prostu roboty co nie miara. Potem zostało nam jeszcze tylko odstawić Wikę i mieliśmy wolną chwile aby podskoczyć do sklepiku. Ech wszystko co niby szybko szło, ale mimo wszystko jakoś tak nam się zeszło. Troszkę nerwów przy tym miałem, bo ani się wyspać nie mogłem, ani pochodzić w spokoju. Ciągle tylko auto i auto. W domku dałem upust swoim złym emocją. A to coś zabrałem z blatu w kuchni a to pośliniłem talerz. W każdym razie skończyło się to tym, że wylądowałem w kagańcu i musiałem iść na swój kocyk, który najnormalniej w świecie zajmowała Fuksja. Nie chciałem jej przeganiać a tym bardziej się z nią kłócić więc dołączyłem do niej lekko zabierając jej miejsce, ale tylko lekko. Jakoś się dogadaliśmy na tym naszym malutkim kocyku. Dobrze, że moja mała siostrzyczka mnie rozumie i zawsze gdy tego potrzebuje to potrafi pocieszyć i najzwyczajniej w świecie być ze mną.
kara i tyle.

ona mnie rozumie

Jedynie na spacerku potrafiłem się troszkę rozluźnić i uspokoić. Jednak nim się on skończył (a długi nie był) to na nowo skakałem i gryzłem smycz. Ech ta  sobota wyraźnie nie należała to moich najlepszych dni. Może to przez to, że jeszcze nie odpocząłem po bardzo długiej podróży z wakacji, a dodatkowo byliśmy na jeszcze jednej wyprawie. Znacznie mniejszej, ale jednak. No po prostu wszystko to złożyło się na moją niegrzeczność i niezadowolenie z życia.

a weź mnie nawet nie miziaj.

Miałem nadzieje, ze wszystko się poprawi gdy będę zmęczony cały dniem, ale oczywiście nic z tego.  Na wieczór znowu podpadłem tym razem kradnąc wyprane rzeczy. Niemal pół kosza świeżo wypranych rzeczy została przeze mnie przemielona. Zabawa była fajna, ale niemal całą noc spędziłem na kocyku zamiast w swoim pontoniku. To był ciężki dzień i ciężka noc. Do ugryzienia

nie spałem tam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz