środa, 26 sierpnia 2015

Prawo, twarde prawo

Wtorek przywrócił całkowitą codzienność i monotonie. No może nie tak do końca, bo jeszcze w ramach załatwiania pourlopowych spraw. Jednak rano było wszystko normalnie, tak jak przed wyjazdem. Wszystko powolutku się toczyło. Z trudem wszyscy zwlekliśmy się ze spania. Odwieźliśmy Panią i ruszyliśmy na spacerek. Na szczęście szybki spacerek po okolicy. Co prawda ciągnęło mnie aby powąchać jak najwięcej okolicy, ale z drugiej strony chciałem sobie jeszcze pospać.

szybki spacer i do domku
W domku nim przyszedł czas na sen to jeszcze szybkie przywitanie z Fuksją. Ta już decydowanie lepiej do nas podchodzi i chyba się już na nas przestała boczyć. Ech w zasadzie pamiętam jak dziś, że ponad rok temu też byłem bardzo zły na Borowskich, że mnie nie zabrali na wakacje, ale przynajmniej przywieźli Fuksje. No najlepsze w tym było to, że z powodu choroby usznej miałem pełne prawo do spania na kanapie. Tak jest u nas zapisane w konstytucji mieszkania Borowskich.
"Chory członek rodziny, może a nawet powinien spędzić jak najwięcej czasu na kanapie"


cześć

sen na kanapie

Gdy się wyspałem, gdy było już późno popołudniu to pojechaliśmy po Panią. Mieliśmy zabrać Fuksje, ale trochę nie chciała się ruszać z domku. Pożegnaliśmy ją i w drogę. Z Panią pojechaliśmy do centrum Gliwic. Okazało się, że w centrum bez problemu można znaleźć miejsca parkingowe. Zaparkowaliśmy LaBunie tuż koło celu naszego podróży. Po chwili zorientowaliśmy się, że taki luz na parkingu wynika z konieczności uiszczenia opłaty za postój. Szybko odnaleźliśmy parkometr i ruszyliśmy. Znaczy ja chwilę poczekałem w aucie, ale po chwili przyszedł Pańcio i spacerowałem z nim w okolicy autka, czekając na Panią. Ta jednak szybko się pojawiła i pojechaliśmy do wyremontowanego mieszkanka na małe co nieco. 
no i gdzie ta Pani

Po malutkim napełnieniu brzuszka ruszyliśmy uzupełnić stany magazynowe z jedzenia w domku. Pojechaliśmy na zakupy. Ja z Pańciem chwilę pochodziłem po parkingu sklepowym i akurat się rozpadało. Nawet dość mocno popadało, ale schowaliśmy się pod klapa auta. Całe to padanie przyniosło wielką radość, na niebie pojawiła się tęcza. Piękne przeprosiny za zmoknięcie.
widzisz jakie fajne?

ja i tęcza oraz LaBunia

Z zakupami wróciliśmy do domku, gdzie w końcu mogliśmy sobie pospać.Przed snem przyszedł czas na leczenie uszu i oczu. W końcu mieliśmy iść już spać, ale przed snem troszkę nawywijałem kradnąc jakieś rzeczy z jeszcze niewypakowanej torby. Kilka chwil spędziłem w kagańcu. Do ugryzienia
śpimy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz