czwartek, 20 sierpnia 2015

Była góra

O poranku znowu mnie naszło, znowu zastanawiałem się po co mam wstawać i dla czego, skoro za oknem jest tak szaro jest tak buro a co najgorsze w kościach czuję, że padać będzie i nie ma sensu wychodzi. Niestety musiałem.
po co wstajemy?
Po szybkim spacerku szybciutko udaliśmy się na plaże, korzystając z całego słoneczka jakie jeszcze pozostało. Choć rano świeciło piękne słoneczko to już nie było tak ciepło jak tydzień wcześniej, ba jak kilka dni wcześniej. Wróciliśmy do domku szybko coś wrzuciliśmy na ząbek, przebraliśmy się i na plażę
szybko szybko

wracamy już?

Na plaży posiedzieliśmy tylko chwile i już niebo zasnuło się chmurami. Nie wiem kto to wymyślił, żeby deszcz padał w dzień. Deszcz powinien padać jedynie wieczorem a nawet w nocy, kiedy wszyscy śpią. W każdym razie chmury nie przeszkodziły nam w zabawie w wodzie. Szybko skoczyłem a raczej wszedłem za Pańcią do wody chwilę popływałem i wychodziłem. Woda nie była najcieplejsza a poza tym wolę uważać na swoje uszko. 
mam wskoczyć?

uwaga będę wskakiwał zaraz

Po kąpieli przyszedł czas na relaks na plaży. W sumie spieszyłem się z wyschnięciem aby zdążyć przed deszczem który niechybnie zaraz miał spaść. No i najważniejsze zabrałem się za lekturę książki, znaczy Pańcio ją czyta, ale potem mi opowiada. Nie zabawiliśmy na plaży za długo. Szybko poskładaliśmy zabawki w kont i wróciliśmy. Ledwo weszliśmy do domku a deszcz już zaczynał kropić. Po chwili przerodziło się to w nie mała ulewę

nowa lektura 
o czuję deszcz

No to czekały nas dłuższe chwilę leniuszkowania w pokoikach. Ja oczywiście nie bez przymusu leżałem z Borowskimi. Całe szczęście, bo miałem okazję porządnie się wyspać. Na szczęście wraz z upływem dnia deszczyk stopniowe zmniejszył nasienie a słoneczko z wolna wyglądało zza chmur, padła decyzja abyśmy wszyscy udali się na górę podziwiać widoki. Tak więc, jak staliśmy się zebraliśmy i w drogę. Po dłuższej wędrówce przez miasto dotarliśmy pod schody, które wydawały się nie mieć końca. Z mojej perspektywy wydawały się sięgać do samego nieba. Zrozumiałem w tej chwili, że chyba mam przechlapane i raczej czeka mnie dużo wchodzenia. Tak więc zaczęliśmy wspinaczkę. Na szczęście schody nie były do nieba, ale na samym szczycie stał kościółek, którego nazwy oczywiście nie pamiętam. To wszystko ze zmęczenia i ogólnego wyczerpania. Nie miałem siły nawet wyciągnąć jęzora to samej ziemi. Na domiar złego cały kościółek otoczony był przez wysoki mur i nic nie widziałem. Cała uciecha i nagroda za wspinaczkę mnie ominęła, Całe szczęście, że był aparat fotograficzny (to sobie później pooglądam) i woda.

wykończony jestem!

Po chwili wypoczynku udaliśmy się dalej, a raczej wcześniej, bo poszliśmy w dół do drugiego kościółka. Na szczęście tutaj tylko schodziliśmy i widoki z moje perspektywy okazały się ciekawsze.
jak to już idziemy?
no chodźcie nie będę czekał

poczekajcie

Pod kościółkiem było cudownie. Widoki rozpościerały się na całą okolicę. Na miasteczko na okoliczne góry i na kościółek, który wcześniej odwiedziliśmy. Potem kozią ścieżką niczym Persowie okrążający Leonidasa zeszliśmy na dół do miasta.
jak tu ładnie, jakie widoki

W samym miasteczku, które z zewnątrz wygląda skromnie i raczej mało interesująco jest naprawdę fajnie. Wąskie uliczki, schodki i przecudnej urody drzwi i okiennice. Wszystko to sprawia, ze aż chce się tam siedzieć. Chce się podziwiać te wszystkie małe dzieła sztuki. No i co z tego, że czasami tynk odpada, ze czasami farba odrapana - jest pięknie. Najlepsze jest to, ze wszędzie ganiają kotki, które co prawda nie chcą się ze mną bawić, ale są piękne i pocieszne.

schodzimy po schodach!

jeden z kotków złapany na zdjęciu.

W tych uliczkach mój zmysł orientacji się całkowicie zatracił i okazało się, że pojawiliśmy się w kawiarence. Ten klimat jest niezapominany i po takim "górskim" spacerku należała nam się tam chwila wytchnienia. Położyłem się jak długi po wypiciu odrobiny wody podczas gdy człowieki delektowali się wyśmienicie pachnącymi kawami różnego rodzaju. Od mrożonej, przez "biela" po machiato. Ech szkoda, że mnie nie poczęstowali. Gdy zrobiło się późno i ciemno to zebraliśmy się do domku. Powolutku dreptaliśmy centrum miasta. Powolutku bo na niebie słoneczko pięknie zachodziło. Do domku dotarliśmy zmęczeni i śpiący, przynajmniej ja. Do ugryzienia!
w porcie

na plaży

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz