sobota, 8 sierpnia 2015

Podróż do piekła

W moim jedzeniu były jakieś dziwne trzy chrupki. Smakowały troszkę inaczej i tak trochę dziwnie. Dopiero teraz tak sobie myślę, że to mogły być tabletki uspakajające albo nasenne. Wnioskuje to po tym, że niemal całą kilkunastogodzinną drogę praktycznie przespałem. Wiem, że mam takie możliwości, ale nie gdy tyle dzieje się za oknem a w aucie wiele się dzieje.
W każdym razie po zapakowaniu autka po sam brzeg. Tak, że wszystko prawie wysypywało się z bagażnika i naszego boksu dachowego (który pomagałem zakładać) wsiedliśmy do autka i ruszyliśmy w drogę. Oczywiście już na starcie mieliśmy kilkugodzinne opóźnienie z przyczyn wszelakich. Pojechaliśmy po moją towarzyszkę podróży. Ja wspaniale ułożyłem się na swoim miejscu i niemal natychmiast zasnąłem. Moje miejsce było znacznie ograniczone, ale bardzo wygodne. Podobało mi się to, że lekko odgradzało mnie od reszty autka i spokojnie mogłem sobie spać. Pierwszy raz obudziłem się, gdy tankowaliśmy na naszej stacji. Myślę sobie, że tyle pakowania i przygotowań, tylko po to aby pojechać na naszą stację? Gdy tylko autko ruszyło ja spałem. Znowu gdy autko hamowało i bardzo zwalniało ja się obudziłem i niemal od razu zacząłem szczekać. No mówię wam szaleństwo. Pani i moja człowiecza towarzyszka gdzieś poszły a ja zostałem z Panem i trochę skołowany jeszcze trochę szczekając próbowałem złapać o co chodzi. Dowiedziałem się tyle, że byliśmy już w Czechach. Przy okazji zapoznałem jakiś ludzi, którzy się nas o coś zapytali, ale nie bardzo pamiętam o co. Gy pojawiły się dziewczyny, to zniknął na chwilę Borowski, ale szybko wrócił i znowu byliśmy w drodze. Spałem smacznie
Czechy, a co to?!

Obudziłem się ponownie gdy autko się zatrzymało. Wszem i wobec oznajmiłem, że przyjechałem i wyszedłem rozprostować kości i załatwić sprawy fizjologiczne niecierpiące zwłoki. Krótki postój zakończył się i ruszyliśmy dalej, tylko po to by zatrzymać się chwilę później na znacznie dłużej. Tak ledwo zamknąłem oko, ledwo przyłożyłem głowę do "poduszki" a znowu się obudziłem . Tym razem po krótkim szczeknięciu i małym spacerku człowieki zasnęli w aucie. Ja nie wiedząc o co chodzi, też spać się położyłem, trochę zmieszany ale jednak. Nie wiedziałem czemu nie jedziemy i byłem jakiś taki zakręcony. W końcu i z tamtą ruszyliśmy w dalszą drogę
hej a gdzie Pani

a gdzie my jesteśmy?

Za oknem zaczęło już świtać. Okazało się, że już prawie wjeżdżamy do Słowenii. Oczywiście dowiedziałem się o tym, bo zatrzymaliśmy się na parkingu a więc automatycznie się obudziłem. Dotychczas w trakcie całej drogi na chwilę budziłem się gdy do mojego noska dotarł zapach jedzonka -- zwykle jakiś tam bułeczek.
Po małej jeździe z przebojami i śledzącym nas autkiem w końcu wjechaliśmy do Chorwacji. Niestety sam przejazd przez granicę przespałem i nie wiem jak to się odbywało. Obudziłem się na kolejnym parkingu. Nie miałem pojęcia ile ujechaliśmy i gdzie dokładnie jesteśmy. Wiedziałem jedno, że na dworze jest upał i to wielki upał. Na parkingu uzupełniłem płyny w zbiorniczku trochę się przeszedłem i dalej w drogę. Tak mi się spieszyło do spania, że moje chrupki nawet mi nie smakowały. No mówię wam po prostu straszne rzeczy się działy. W trakcie długiej jazdy zatrzymywaliśmy się jeszcze na kilku parkingach, a w aucie robiło się coraz cieplej. W końcu Pan coś poklikał i poprzestawiał w LaBuni i w końcu powolutku zaczęło się wychładzać. Mimo wielkie pracy wnętrze autka było ciepłe, a winę za to ponosiło słońce o wielkiej mocy wpadające przez szyby. Dodatkowo gorąc w aucie potęgowały postoje i wiecznie pootwierane na nich drzwi.
męcząca podróż

prostujemy kości

Po wielu, naprawdę wielu godzinach po zjechaniu z krętej drogi zajechaliśmy na stację benzynową gdzie rozmawiał do mnie Pan. Wydawał się być miły, ale niestety mówił jakieś dziwne niezrozumiałe rzeczy. Po chwili z pełnym brzusiem LaBuni podjechaliśmy na parking, gdzie w sporym tłoku zatrzymaliśmy się i znowu rozprostowaliśmy kości. Dziewczyny gdzieś zniknęły a ja z Panem się pokręciłem.
a co tu jest i czemu tu tak ciepło?

ojejku ale dziwne zapachy i co to za kałuża!

Nagle wszystkie autka niemal jak jeden mąż odpaliły silniki i ruszyliśmy w powolutku ruszyliśmy przed siebie i wjechaliśmy na wielki parking, który chwilę wcześniej przypłynął wielką kałużą. Przepastny pływający parking pomieścił wszystkie auta i zostało jeszcze sporo miejsca. Wszyscy ludzie wysiedli z aut i udali się na górę po schodkach - my uczyniliśmy podobnie.
Okazało się po chwili, że nasz parking odpływa. Miałem tylko nadzieje, że przez dziury wjazdowe nie nabierzemy wody! W końcu było chwilę czasu na odpoczynek i relaks. Mimo tego, że bujało miałem okazję wyciągnąć kopytka i pospać na kolanach Pana. Stęskniłem się za nim. Nie chciałem zwiedzać, tylko spać. Dodatkowo moje uszy wzbudziły niemałe zainteresowanie współtowarzyszy podróży. Co chwilę podchodził ktoś aby mnie pogłaskać. Było to super, szkoda tylko, że nie rozumiałem co do mnie mówią. Może coś ich bolało, albo spuchły im języki bo wydawali z siebie dziwne nieznane mi dźwięki.
wdrapujemy się po schodach

wyciągam kopytka

na pływającym parkingu

chwila zwiedzania

relaks blisko Pańcia

W między czasie zdążyłem się dowiedzieć, że ten pływający parking to prom i że za chwilę będziemy na miejscu. Nasza długa i męcząca podróż, pełna wybojów, zakrętów i różnych takich rzeczy oraz ciepełka w końcu miała dobiec końca po blisko siedemnastu godzinach.
Nagle wszyscy ludzie niemal jak jeden mąż zaczęli wracać do swoich aut. My udaliśmy się za nimi. Znowu musiałem dreptać po stromych i strasznych schodach.

już schodzę!

W końcu zasiedliśmy w autku i powolutku niemal jako ostatni zjechaliśmy z promu. Po chwili jazdy po malowniczej uliczce zaparkowaliśmy. Czekali na nas znajomi z Wrocławia, od Aruby (tej fajnej bokserki). Dość szybko wyjęliśmy wszystkie rzeczy z autka i wdrapaliśmy się po schodach do naszego tymczasowego domku. Gospodarze domku byli mną zachwyceni i od razu się przywitali ze mną oraz zachwalali moje uszy. Zostałem poinformowany, że w domku jest kot o imieniu Paka (chyba), ale to nie Fuksja i raczej nie będzie się chciał ze mną bawić. Po obwąchaniu wszystkich kątów, chciałem się położyć spać, ale wszyscy się przebrali i udaliśmy się na dworek, a w zasadzie to zeszliśmy po wielu schodkach i wylądowaliśmy nad wielką kałużą. Nad tą po której chwilę wcześniej płynęliśmy promem. No po prostu szok. Woda czyściutka jak i nawet cieplutka. Miałem ochotę do niej wskoczyć, ale było bardzo głęboko i bardzo się bałem. Przecież jestem o wiele niższy niż moi Borowcy a im woda była niemal do szyi. Już miałem się zebrać w sobie, gdy z nieba poleciał deszcz. Kapało tylko troszkę, ale przecież nie miałem zamiaru moczyć się w wodzie jak zaraz miałem zmoknąć od deszczu. Niestety Pan miał inne zdanie i mnie wciągnął. Trochę ze strachem ale przepłynąłem kilka metrów i natychmiast chciałem wychodzić. Byłem bardzo skołowany całą tą sytuacją. Nie bardzo rozumiałem co się dzieje i gdzie jesteśmy a przede wszystkim chciałem spać. 
Pani moja wracaj!

tyle wody a ja cały mokry!

czemu Pani jest tam!

pływam w ramionach Pani

chcę już wyjść

Ledwo wyschłem a my się zebraliśmy i odwiedzając tymczasowy domek, udaliśmy się na malutki spacerek. W ogóle nie miałem na to ochoty, ale w nagrodę za odwagę, siłę i zdolności pływackie dostałem troszkę loda. Wiec jednak się opłacało. Ledwo do domku wróciłem i więcej nie pamiętam co się działo. Chyba spałem pod stołem, chyba obok Borowskich - nie wiem. Jeszcze nic nie wiem. Do ugryzienia!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz