czwartek, 27 sierpnia 2015

Wożę się po mieście

Środowy poranek przywitał nas słoneczkiem i pozytywną energią. Ruszyliśmy więc by zdobywać świat. Zmęczona LaBunia mimo wszystko zawiozła nas wszędzie gdzie chcieliśmy. Tak więc po raz kolejny pojechaliśmy do Gliwic. Pewnie zapomnieliśmy coś załatwić dzień wcześniej. Tak więc zaparkowaliśmy z dala od płatnych miejsc parkingowych i po kilku krokach pożegnaliśmy się z Panią, która poszła załatwiać jakieś ważne sprawy. My z Pańciem poszliśmy na spacerek
no i nowe ciekawe miejsce spacerku
Tak się kręciliśmy po okolicy aż w końcu nam się znudziło a w zasadzie to mi się znudziło chodzenie. W tedy siedliśmy pod drzwiami za którymi zniknęła Pani i najnormalniej w świecie sobie grzecznie na nią poczekać. Tak czekałem i czekałem i czekałem, a Pani nie wychodził. Tak więc sobie dalej podreptałem na spacerek, gdzie spotkaliśmy miłych ludzi, którzy żywo interesowali się moimi uszami i noskiem.


no gdzie ta Pani????

W końcu wyszła do nas i mogliśmy wracać do domku. Znaczy Panią musieliśmy odwieźć do pracy a z Pańciem pojechaliśmy do domku., gdzie ja poszedłem spać. Fuksja tymczasem całkowicie przeprosiła się z Borowskim. W zasadzie przestała być na niego całkowicie obrażona i się mościła i tuliła do niego. No po prostu powiem wam, pełen luksus. Nawet trochę im zazdrościłem tego tulenia się, ale przecież ja musiałem leżeć na kanapie.

miziaj mnie po szyi 

koniec internetów na teraz

Myślałem, że już mam spokój do końca dnia, ale bardzo się myliłem. Popołudniu znowu zasiedliśmy do LaBuni, która posłusznie zabrała nas do Gliwic. Znowu, po raz trzeci w ciągu dwóch dni odwiedzam to miasto. Znowu wylądowaliśmy pod urzędem miejskim. Tym razem nam się udało przyjechać po 18 i parkowanie było za darmo. Pani poszła załatwiać coś, ale nie wiem gdzie a ja z Pańciem pokręciłem się po okolicy. Spacerek po skwerku. Słoneczko świeci, piękne okoliczności przyrody i wesołych ludzi pełno dookoła. Jedni siedzieli na ławce i czytali książki inni robili sobie zdjęcia a jeszcze inni podziwiali świat, tak jak ja. Z tym, że oni nie sikali na kwiatki i nie grzebali w ziemi w poszukiwaniu patyczków. W zasadzie to i dobrze, bo takie czynności zarezerwowane są tylko do psiaków a bassetów już w szczególności. W każdym razie wróciliśmy do LaBuni, gdzie czekała już Pani i pojechaliśmy w drogę powrotną do domku. W trakcie tej jazy w głowach Borowskich zrodził się chytry plan wyjazdu w następnym dniu. Troszkę mnie to zmartwiło, bo zamiast spać i odpoczywać będę się gniótł w autku. Teraz też zamiast spać, to trzeba było jeździć do miasta. Ech ciężkie to moje życie. Do ugryzienia! 
spwerek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz