poniedziałek, 16 października 2017

Dogtrekking po nowemu

Postanowiliśmy z Pańciem trochę zmienić Formułę naszego bloga. Nie będzie to z pewnością F1. Ostatnimi czasy już publikujemy rzadko i piszemy bardzo po łebkach. W każdym razie teraz będziemy pisać tylko w czasie, gdy się coś ważnego wydarzy w naszym życiu. Oczywiście wiele rzeczy się u nas dzieje, ale nie ma sensu pisać o przebieraniu pieluszek. Tak więc, codzienność nasza już nie będzie Was zanudzać. Oczywiście zdjęcia niemal codziennie będą się ukazywać na profilach społecznościowych.

Tak więc zacznijmy pierwszy historyczny wpis - ciekawe wydarzenia z naszego życia. Jakiś czas temu Pańcio przez zupełny przypadek dowiedział się o małym dogtrekkingu organizowanym przez schronisko dla zwierząt w Rudzie Śląskiej. Całkowicie spontaniczna decyzja przerodziła się w coś realnego. Gdy nastała sobota, 14 października od samego rana przebierałem nóżkami, by w końcu ruszyć na ten wielki spacer. Wcześniej był spacer pod blokiem, potem śniadanko. W końcu zabraliśmy się za sprzątanie, by zaraz po nim się zebrać na miejsce startu. Oczywiście nic nie mogło być tak jak powinno. Pańciowi pomyliły się godziny i myślał, że na miejscu mamy być o 13 a nie jak pierwotnie sądziliśmy o 14. Oczywiście godzina późniejsza była właściwą. No ale, dzięki temu zaparkowaliśmy bez problemów i mogłem się rozgrzać oraz załatwić sprawy fizjologiczne. Nie było sensu tracić na to czasu w trakcie zawodów. 
W każdym razie na miejscu już było kilku zawodników a organizatorzy powolutku się rozstawiali. Ozywiście aby się zapisać musieliśmy trochę poczekać. Zresztą mieliśmy zmniejszoną mobilność i zwinność, ze względu na cztery koła, które zabraliśmy ze sobą - z wkładką oczywiście w postaci Aurory. Gdy otworzono zapisy to bardzo szybko znalazło się przed nami dziesięć osób. Otrzymaliśmy 11 numer startowy. W kolejne poznałem kilka psiaków i przemiłych człowieków. Przy okazji dowiedziałem się, że w schronisku siedział basset o imieniu Fred - obejrzeliśmy jego zdjęcia i dowiedzieliśmy się, czegoś strasznego, że odszedł z tego świata przez skręt żołądka. Bardzo przykre to było, ale dobrze, że choć przez chwilę miał swoich dobrych człowieków.
zapisani możemy ruszać?

Okazało się, że jeszcze całą godzinę musieliśmy czekać. Tak więc robiliśmy przegląd wózka i powoli Pańcio mnie uświadamiał, że tą rywalizację sportową potraktujemy rekreacyjnie. Zresztą zapoznając się z punktami na mapie nie wierzyliśmy, że uda nam się odwiedzić wszystkie punkty. Przy okazji maluszkowa zjadła i zmieniona została jej pieluszka. Liczba psiaków wzrastała systematycznie. W końcu wybiła godzina startu.
zbierają się ludzie

taj spokój z tą mapą - idziemy na żywioł

powoli drepczemy w tył i przód - mała spać musi (foto RudaSlaska.com.pl.)

ledwo mrugnąłem a tu tyle osób?

Nim rozpoczęliśmy marsz to usłyszeliśmy zasady Psi Spacer - Ludzie i psiaki pokonują rudzkie szlaki 14.10.2017. Były one trochę zaskakujące i jeszcze bardziej utwierdziły nas, ze nasz udział będzie miał charakter zabawowy. Otóż nie było wyznaczonej trasy a na punktach kontrolnych była karteczka, którą trzeba było zerwać, a w zasadzie to czynił to tylko pierwszy zawodnik. Karteczki były ukryte i łatwo było je przeoczyć. No w każdym razie po przemówieniu organizatorów z  Schronisko Toz Fauna ruszyliśmy w drogę. Każdy praktycznie w swoją stronę. Większe grupki powolutku się rozdzielały. Dotarliśmy do pierwszego punktu - wydawało nam się, że jako pierwsi ale karteczki nie znaleźliśmy, ba nawet jej nie szukaliśmy za bardzo. Ważne, że dotarliśmy tutaj i postanowiliśmy dotrzeć do tylu ile się da. W trakcie spacerku spotykaliśmy wielu uczestników naszej rywalizacji. Wszyscy uśmiechnięci i mili uparcie szukali karteczek. Nasz spacer nie był zbyt szybki bo zatrzymywaliśmy się na przebranie pieluszki,  zwalnialiśmy aby młoda mogła spokojnie pić i co najważniejsze trzeba było robić zdjęcia i podziwiać widoki. Barwna jesień i słońce to wspaniałe okoliczności przyrody. Zwłaszcza, że trasa przebiegała nad jeziorkami. 



Koniec końców zbliżał się czas końca zawodów. Przyszedł czas by wrócić na miejsce startu.  Tam zameldowaliśmy się i wróciliśmy do karmienia maleństwa i opieki nad nim. Stanęliśmy na uboczu i obserwowaliśmy to co się działo. Były przemówienia i pokazy sztuczek a w końcu i rozdanie nagród dla najlepszych. Pierwsi mieli 11 zerwanych karteczek, czyli dokładnie o 11 więcej niż my. Organizatorzy docenili nasze zaangażowanie i jeszcze jednej ekipy z wózkiem i otrzymaliśmy wspaniałe upominki. W torbie była miska sylikonowa, ale taka porządna, kocyk i frisbee
sztuczki prezentował Piesek Manu

oglądamy rozdanie nagród (foto  Piesek Manu)

zaskoczeni odbieramy nagrody za wytrwałość i zaangażowanie  (foto  Piesek Manu)

Po takim miłym zaskoczeniu nasza obecność na imprezie dobiegła końca. Mała musiała już wracać, więc zostawiliśmy kiełbaski z ogniska i zadowoleni wróciliśmy do LaBuni i w końcu do domku. W nogach mieliśmy kilka kilometrów i byliśmy w kilku punktach. To był dobry dzień i świetny spacerek. Pomimo dziwnej formuły bawiliśmy się świetnie. Mam nadzieję, że będzie więcej takich imprez w mojej okolicy. Do ugryzienia!
trasa jaką przeszliśmy

2 komentarze:

  1. Fajnie, bo to zawsze coś innego i dla Was i dla psiaka, a takie urozmaicenie zawsze się przydaje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dogtrekking to jest cos, co pokochałem moim psem. Zwykłe spacery już nam sie znudziły, a to jest rewelacyjna alternatywa. Warto sprobować.

    OdpowiedzUsuń