piątek, 1 września 2017

w pigułce

Moi drodzy mili kochanie czytacze. Od dłuższego czasu mamy bardzo wiele na głowie. Że o maleństwie w naszym małym mieszkanku nie wspomnę. A to jakieś załatwianie a to jakieś awarie LaBuni. W zasadzie to ostatnio ona jest zawariowana. No, ale taka kapryśna dama ma swoje humorki i musimy to zrozumieć. No w każdym razie muszę się Wam przyznać do czegoś i od razu przeprosić. Uświadomiłem sobie, że nie dam rady w normalnym trybie nadrobić zaległości jakie wytworzyły się na blogu. Postanowiłem więc ten cały czas streścić w jednym poście. Pisząc po co nieco o dniach które zleciały.
Najpierw słowo wstępu. Nasze życie całkowicie podporządkowało się pod rytm dnia maleństwa. Przez co wstajemy w nocy. Na szczęście wraz z upływem czasu wstawanie jest co raz rzadsze i bardziej zaplanowane. Często wstajemy dość późno. Spacerki zwykle są tylko dwa, ale za zwyczaj dużo dłuższe i bardzo często jest z nami Pańcia. Bardzo cię cieszę z tego, ale i powiem szczerze, że czasami jeszcze jeden spacerek by się przydał zwłaszcza gdy za dużo popije, ale jakoś dajemy radę. 


Poniedziałek 26.06
Zaczynamy przygodę. Powolutku dostrajamy się układamy dzień. Fart jakoś bardziej przymila się do człowieków. Nawet pomaga im rano się myć. No po prostu jest wszędzie i co najważniejsze przestaje walczyć z maleństwem i nawet je toleruje - no po prostu powoli się zbliżamy. Ja z Pańciem poranny spacerek dość szybko zakończyłem, ale powiem taka chwila wytchnienia od tej nowości jest potrzebna. Oczywiście nie obyło się od załatwiania ważnych spraw i trzeba było jechać. Okazuje się, że moja kanapa w LaBuni już nie jest do końca tylko moja, ale szczerze powiem - fajne to

myj się a ja popatrzę 


spacery 

jedziemy

wtorek 27.06
To oprócz obowiązkowych spacerków rodzinny wypad na miasto. Odwiedziła nas Wiki i poszliśmy a raczej pojechaliśmy na Skałkę. To najważniejsza atrakcja tego dnia i w zasadzie tak trochę jedyna. Ech nasze życie staje się takie trochę monotonne, ale chyba to fajne. W każdym razie na spacerku maleństwo musiało zjeść. Tak po cichu to liczyłem, że zjem i ja i się nie myliłem. Zjedliśmy lody - ja po trochu od wszystkich, ale to i tak fajne. Zresztą fajniejsze było to, że ja jako jedyny wymoczyłem się w wodzie. O tak uwielbiam to.
ja tez chce być na zdjęciu

w wodzie

Środa 28.06
W Środę pojechaliśmy sobie załatwiać jakieś ważne ważności. Było to tak dawno, że w zasadzie nie pamiętam gdzie i po co jechaliśmy, ale na pewno było to związane z maleństwem. Najważniejsze było to, że w drodze powrotnej wskoczyliśmy na burgery do Papu Burger. Trochę poczekaliśmy, ale w końcu zjedliśmy, a raczej człowieki zjedli dzieląc się ze mną jedynie ochłapami. No dobra aurora w ogóle nie zjadła 
czekamy na jedzenie 


Czwartek 29.06
Bardzo długo nam się wstawało. Maleństwo po porannej pobudce postanowiło sobie jeszcze trochę pospać. Oczywiście wszyscy sobie pospaliśmy i to ja musiałem wszystkich stawiać do pionu. To ja musiałem rozpocząć dzień,  gdy tak się dzieje to znaczy, że wszystko się przekręciło, bo zwykle to ja jestem największym śpiochem. Kolejne spacerki sobie zlatywały, maleństwo jak to ono płakało, spało i jadało a co najlepsze wypełniało pieluszki. Że ja takich nie mam to siedziałbym sobie w domku i wychodził tylko, gdy chcę a nie kiedy natura wzywa.
nie wstajemy

halo!

no można sobie poleżeć na trawce

Piątek 30.06
W piątek pańcia załatwiała sprawki a ja z Pańciem i maleństwem udałem na spacerek. Bardzo fajnie nam się chodziło  i w końcu mieliśmy okazję zrobić kilka fajniejszych zdjęć aparatem. W końcu mogłem sobie trochę pozować. Brakowało mi tego. Człowiek ma ostatnio jakąś niechęć do fotografowania - tylko ten telefon i nic więcej. Uf dobre i te chwile i relaks. Maleńśtwo jak zwykle spało cały spacer. Ech co ona ma z tymi spacerami?

pozuje

haha wracamy do Pańci?

Sobota 01.07
W sobotę tym razem to ja sobie pospałem. Nie miałem ochoty wstawać i całe szczęście nie musiałem się nigdzie śpieszyć. Człowieki oporządzali maleństwo i tak spokojnie się cieszyliśmy dniem. W końcu pojechaliśmy do prawie najmłodszego w rodzinie, czyli do Zawady. Nim dojechaliśmy to udałem się z Pańciem na piknik na Czechowicach, gdzie spotkaliśmy wolontariuszy schroniska w Gliwicach i kilku podopiecznych. Oczywiście był tam nasz wielki przyjaciel, czyli Krzysztof. Chwile z nim pogadaliśmy i miał on dla nas prezent. Nie mogliśmy jednak zostać dłużej i podziwiać malutkie kociaki. Musieliśmy jechać dalej - w odwiedziny. Na miejscu udaliśmy się tam na spacerek aby podziwiać okolice i zaznajomić się z okolicznymi psiakami 
nie wstaję

na pikniku wspieram adopcje (foto. Krzysztof Kranz)

cześć i uważaj sobie!

Niedziela 02.07
Niedziela w końcu była spokojnym dniem. Mogliśmy sobie odetchnąć i odpocząć i zająć się maleństwem. W zasadzie to ja sobie bardzo ją obserwowałem, bo liczyłem ze te buteleczki co tak zajada to w końcu dostane. Wyglądają na apetyczne. Może kiedyś.

a ja kiedy dostanę butelkę?

Poniedziałek 03.07
Tego dnia długo nie wstawaliśmy - ale to już powolutku staje się naszą codziennością. Fart przymilał się do maleństwa z rana a potem pojechaliśmy załatwiać jakieś rzeczy dla Aurory. Przy okazji trochę spacerowaliśmy po Bytomiu i ostatecznie udaliśmy się do sklepu aby odebrać jakieś szelki, czy coś takiego. Ja niestety wejść do sklepu nie mogłem, ale za to grzecznie czekałem pod drzwiami jak zwykle wzbudzając sensację.
człowiek daj się potulić

spacerujemy

grzecznie czekam

Wtorek 04.07
Jak można się domyślić spaliśmy dość długo. Koty spały jak nigdy - blisko siebie i oddzielała je jedynie noga Pańcia. Po chwili już walczyły jak zwykle.  Jak dzień się rozkręcił to z człowiekami udaliśmy się na spacerek do centrum i na około. Przy okazji zahaczyliśmy o lody i stoisko z warzywami i owocami.
słodkich snów

idziemy

na straganie

Środa 05.07
Dzień w którym zwierzaki, czyli ja z kotami żyliśmy sobie obok człowieków. Oni zajmowali się sobą a my po prostu spaliśmy. Czasami w zgiełku codzienności trzeba sobie odpocząć o tego wszystkiego. Człowieki niestety nie mogą sobie wziąć wolnego.
chwila spokoju


Czwartek 06.07
Tego dnia udaliśmy się do Sośnicy. Oczywiście zostawiając koty na warcie. Wędrowaliśmy po tej piękniejszej części dzielnicy Gliwic. W spacerku towarzyszyli nam gospodarze mieszkanka z kafelkami. Fajnie się spacerowało i fajnie chodziło. To maleństwo coraz fajniejsze jest.
no już idziemy

spacerujemy w słońcu

Piątek 07.07
Koty jakoś czują wielkie przyciąganie do łóżka człowieków -zwłaszcza z rana. W sumie to im się nie dziwię. Trzeba było je zmuszać do zejścia z milutkiej kołderki. Ja cały dzień obserwowałem jak maleństwo korzysta z nowej zabawki - jak maleństwo buja się w swoim bujaczku. Tym czasem Fuksja sobie polowała na sałatę. Nie wiem co z nią jest, ale ona sobie szczególnie upodobała te zielone coś - ona przecież tego nawet nie je.

nie budzić

nadzorca doskonały

moja sałata

Sobota 08.07
Ten dzień znowu spędziliśmy w sośnicy. Odwiedziliśmy mieszkanko z kafelkami, gdzie spędziliśmy kilka dłuższych chwil. Pomagałem w jedzeniu obiadku. Raczej pilnowałem, czy coś spada z obiadku. No, ale najważniejsze jest to, że pilnowałem maleństwa, które sobie leżało na łóżeczku. Jakoś tak nie mogę obojętnie przejść obok niej. Nią po prostu trzeba się interesować.
dajcie gryza

pilnuję maleństwa

Niedziela 09.07
Tego dnia pojechaliśmy pokazać maleństwu Park Śląski. Oczyiście znowu długo wstawaliśmy z łóżeczka i każde z zwierzaków chciało być jak najbliżej śpiącego maleństwa. W samym parku było fajnie. Nie za gorąco nie za zimno a nawet sobie trochę zmoczyłem łapki. Były gofry, bo ich w Parku nigdy nie może zabraknąć. Trochę sobie pospacerowaliśmy - szkoda tylko, że Mała przespała wszystko. W domu poszedłem spać i pilnowanie przejęła Fuksja.

no dajcie jej jeszcze pospać.

czekamy na Pańcia

strażnik to ja

mały łyczek i starczy



a może malutki spacerek po wodzie

za cuda to gofry się przydadzą

pilnująca


Poniedziałek 10.07
Tego dnia sobie po prostu z Pańciem pojechaliśmy odebrać małe coś szumiące dla Maleństwa. Taka fajna zabawka w kształcie baranka a ja nawet nie mogę jej w zębach ponosić. Po co są takie zabawki w ogóle? Okazało się, że odbiór jest w Katowicach, w okolicach historycznego miejsca - kopalni Wujek. To nie wszystko tego dnia. Pańia popołudniu znowu nie dała mi się wyspać. Musiała załatwiać załatwialskie sprawy a ja i mała z Pańciem oczywiście spacerowaliśmy po okolicy. Szczerze powiedziawszy wykończyło mnie to maksymalnie.
gdzie ja jestem

pod wielkim symbolem

padnam -wracajmy

dalej nie idę 

ratunku - zamęczają mnie!

Wtorek
Tego dnia tak bardzo szybko i bardzo spokojnie. Odwiedziliśmy wybieg dla psów w Chorzowie Batorym. Chwilę sobie pobiegałem i poszczekałem. Nawet za Pańciem robiłem cały tor przeszkód, no może nie cały, bo ominąłem slalom i skoki przez tyczki, ale resztę sumiennie robiłem - dość szybko. Długo nie byliśmy, ale nam się udało rozprostować kości i odetchnąć.

Środa
Razem z Pańcią i młodą udaliśmy się na spacerek po naszym wielkim mieście. Przy okazji zrobiliśmy malutkie zakupy. Nie obyło się też bez przerw na odpoczynek. Co niektórzy musieli przede wszystkim zjeść co nieco. Ech szkoda, że ja nie noszę swojego jedzenia. Wielka szkoda, że ja nie mogłem choćby spróbować tego co jadła mała. Może nawet bym sobie musiał nosić taką butlę dla siebie. W każdym razie pilnowałem jedzącej małej i nawet pomogłem wyrzucić pieluszkę. No taki ze mnie super opiekunka.
idziemy - ja prowadzę

pilnuję butli

Czwartek
Leniwy czwartek był bardzo spokojny spacery i w ogóle to w zasadzie nic a nic się nie działo. Mimo słońca wszyscy mieliśmy wielkie "nie chce mi się" Z małą poszliśmy na mały spacerek, ale jakoś tak zdecydowanie lepiej było w domku. Senne koty wyznaczały rytm tego dnia!
śpiąca kocia dama

Piątek
W piątek z rana pojechaliśmy do Gliwic zawieź gdzieś Wikę. To gdzieś to jakieś miejsce w Gliwicach. Ona gdzieś na dłuższą chwilkę zniknęła a ja z Pańciem sobie spacerowałem wokół LaBuni. Nie oddalaliśmy się za bardzo, bo to była taka okolica, że lepiej było się nie oddalać aby nie stracić czegoś. Hm a w LaBuni okna były pootwierane. W końcu w całej grupie wróciliśmy do domku odwożąc Wikę.

wącham kwiatki na szczęście nie od spodu

Długo nie odpoczywałem w domku bo dość szybko zabraliśmy się z dziewczynami - człowieczymi udaliśmy się na spacerek po Skałce. Zjedliśmy lody i dokładnie jedno okrążenie wokół jeziorka. Przy okazji sobie trochę pobiegałem i pobawiłem się patyczkami. Pańcio oczywiście nie omieszkał uwiecznić moich wygłupów na fotografiach. Ech ani chwili dla siebie.

daj chwilę

siedzę sobie i daj mi chwilę odpocząć

a ty mnie wołasz?

z patyczkiem

Sobota
Bardzo długo sobie wstawaliśmy bo i nie było się po co śpieszyć. Zwłaszcza długo wstawał Fart. On zawsze wstaje ostatni. On jest największym porannym leniuszkiem. W końcu jednak musiałem iść na spacerek. Pożegnałem koty i dziewczyny i szybciutko wyszliśmy oglądać najbliższe okolice. Przyjemny spacerek po okolicy dał mi odetchnąć i załatwić wszystkie fizjologiczne sprawy. Popołudniu nie było dane mi spać, bo trzeba było jechać do Gliwic, do mieszkania z kafelkami. Tam posiedzieliśmy dłuższą chwilę i bacznie obserwowałem czy wszyscy dobrze zajmują się maleństwem.
nie wstajemy

to nie moje gryzmoły

no spacer w dechę

jak to do domku?

uwaga - widzę

jak to zdjęcie beze mnie? 

Niedziela
Szesnastego dnia miesiąca o świcie czyli gdzieś przed południem udaliśmy się z Pańciem na Planty Bytomskie w naszym mieście. A stamtąd to już tylko rzut beretem i już byliśmy nad stawem zacisze, w którym oczywiście musiałem się troszkę zanurzyć i łyknąć co nieco. Ten męczący dzień skończył się szybko i nagle i wszyscy byliśmy bardzo wykończeni, zwłaszcza Fart, który nigdzie z nami nie szedł. Maleństwo leżało w wózku i nawet się ze mną nie wykapało a też było bardzo zmęczone.
na piedestale


jak ryba

padamy

Poniedziałek
Nowy tydzień zaczęliśmy od biszkopcików. Leżały sobie na stole i kusiły, oj bardzo kusiły. Nawet jednym się że mną podzielili ale co to jest jeden dla takiego małego pieska jak ja. W zasadzie to trochę niesprawiedliwe, bo taka malutka Fuksja też dostała jedno ciasteczko. Według mnie powinno być proporcjonalnie do masy ciała, no ale nie przetłumaczysz,  a nie się co z koniem tłuc, znaczy z Panciem - no nie wytłumaczysz i już. Potem w nagrodę za biszkopciki pozwoliliśmy czlowiekom posprzątać, poodkurzać i poprasować. Trochę im koty w tym pomagały. Koniec końców zgodnie uznaliśmy że ten dzień był męczący i pracowity ale i bardzo dobry
A tam są smaczki

Ktoś tu coś je

Prasowanie

Wtorek
Z rana czyli po spacerku i po śniadanku przyszedł do nas kurier z różnymi różnościami. W śród tych paczek był rzeczy dla mnie. Po pierwsze glinka do mycia zębów dla mnie i jeszcze niwelator psich i kocich zapachów. To drugie to  w zasadzie dla kotów. Popoludniu, gdy już skończyliśmy cieszyć się paczuszkami udaliśmy się na mały spacerek e psie człowieczej ekipie. Oczywiście najmłodsza zbyt długo nie wytrzymuje bez jedzenia i oczywiście dostała butlę. Też bym tak chciał, no ale chyba jestem za mało słodki

Ale fajne

Łyczek

To co do domu?

                            
Koniec -spać

Czwartek
Czwartek to bardzo leniwy dzień. Nikomu nie chciało się wstawać, ale jak już wstaliśmy to pojechaliśmy odwiedzić Freda. Była to dość krótka ale o dość spokojna wizyta. Dzień zakończył się tak szybko jak się zaczął

Nie wstaje

Na warcie

Piątek
To dzień spacerowania, po naszej okolicy. Nie zapuszczaliśmy się w żadne dzikie obszary. Po prostu ja, Pańcio i ci najważniejsze Aurora. Dreptaliśmy sobie. Ja zazwyczaj ciągnąłem Pańcia a ten po prostu pchał przed sobą pojazd bojowy Aurory. Szczerze powiedziawszy to nie spodziewałem się, że aż tak się zmęczę na takim przydomowym spacerku. Z Panciem ustaliliśmy, że będziemy starali się dzień w dzien zrobić taki spacerek. Oby tylko Aurora miała dobry humor i mam pozwoliła.

Ruszamy w świat


Poczekaj już pędzę

Odpocznijmy chwilkę

Sobota
Ponieważ słońce świeciło dość dość mocno - jak na lato przystało to postanowiliśmy po prostu przeczekać tego rozświetlonego potwora. Posiłek Aurory był porządnie obserwowany. Potem to już tyko ciepły szybki spacerek, który mnie bardzo wykończył. Całe szczęście, że po drodze były lody i człowieki się ze mną podzieliły, ba nawet dostałem swojego. Spacerem byłem zmęczony a popołudniu czekała mnie jeszcze ciężka praca. Pozowanie. Na szczęście moja modelka - towarzyszka osłodziła mi ten wysiłek. Efekty podobały się mam bardzo. Przecież  przy dwójce tak pięknych istot nie dało się tego schrzanić. Nawet Pańcio nie dał rady
kontrola nad piciem

na spacerku


lody

jestem podusią

atak małej

Niedziela (23)
Lipcowa niedziele miała być czasem wypoczynku i muszę szczerze przyznać, że w zasadzie tak było - rano. Bo potem to już nie było tak różowo, bo po śniadanku ruszyłem na spacerek po mieście. Miałem nadzieję, że będzie to jedynie szybki spacerek po okolicy, ale niestety przekształciło się to w wielki spacer po mieście. Oj bardzo się zmęczyłem tym spacerkiem, bo było cieplutko, ale spotkałem tam kilka psiaków. Po wielkim kółeczku obejmującym swoim zasięgiem centrum miasta i okoliczne łączki. To jednak nie był koniec tego dnia, choć mogłoby się tak wydawać i w zasadzie należał by mi się taki bardzo długi wypoczynek. No ale w planach mieliśmy jeszcze wyjazd do Gliwic, do Freda i do mieszkanka z kafelkami. Ta niedziela była tak męcząca, że w poniedziałek człowieki zapomnieli i nie mieli sił robić zdjęć. Zresztą i tak nie było po co robić zdjęć, bo po prostu był to bardzo leniwy dzień.
nie budzić mnie

miał być krótki spacerek

a tu wypad na miasto

nie ruszać się, próbuję spać


Wtorek
We wtorek ruszyliśmy z Pańciem na spacerek. Oczywiście zabraliśmy ze sobą Aurorę w wózku. Wędrowaliśmy w najlepsze. Pańcio co jakiś czas zadaje mi miłe zadania. A to wskoczyć na murek a to ni z tego ni z owego siąść i dać łapę. Oczywiście za wykonanie zadania miałem wielką ilość głasków. Przyjemnie się tak spacerowało. Rozprostowaliśmy kości, młoda się przewietrzyła. Po powrocie do domku okazało się, że do mieszkanka wpada duża ilość słońca, w którym wygrzewał się Fart. Gdzie to słoneczko było jak ja spacerowałem. 
no i zrobiłem twoje HOP

w słońcu "toskanii"

Środa
Tym razem a raczej można powiedzieć, że znowu Fart opóźniał naszą pobudkę. On wylegiwał się w swoim kartoniku, w którym się zakochał od samego początku, gdy się pojawił w tym miejscu. My jednak nie mieliśmy czasu na leniuchowanie. My ruszyliśmy w świat. Pojechaliśmy do Freda, coś przekąsić, coś zjeść. U Fredzia było nawet fajnie. Najpierw trochę odważnie pokłóciłem się z Milką. Dałem jej nieźle do wiwatu a potem po prostu razem z Fredziem daliśmy się miziać. Oczywiście objadłem się jak bąk. Koniec końców nie wiem jakim cudem wróciłem się do domku i jak wdrapałem się z pełnym brzuszkiem na trzecie piętro.
wygodnie mi

i wiedz kto tu teraz rządzi

no ale nogą mnie miziasz? 

hej teraz mnie

no miziaj mnie

Czwartek
O poranku razem z Fartem opiekowaliśmy się maleństwem. Człowieki zostawili je w łóżku i gdzieś sobie poszli, a my pilnowaliśmy jej jak oczka w głowie, nawet się troszkę posprzeczaliśmy o sposób opieki, ale jakoś daliśmy radę.  Potem to już było z głowy. Zostawiliśmy koty i poszliśmy przygotować LaBunię do drogi. Oczekiwanie nie było długie, ale wykorzystałem je na leniuszkowanie. Wszyscy pojechaliśmy na spacerek - pojechaliśmy na Żabie Doły. Tam pomimo lekko niesprzyjającej aury pokazaliśmy dziewczyną kawałek jeziorek. Spacerowało się fajnie, ale wiaterek trochę dokuczał. Z drugiej strony można było trochę odpocząć od słońca i upałów. Wróciliśmy szybko do domku i odpoczywaliśmy do końca dnia. Wieczorkiem cała zwierzęca część rodziny przyglądała się jak każdego dnia kąpieli maleństwa. Nas tak nikt nigdy nie kąpał. 
no i jak chcesz teraz zmienić jej pieluszkę?

no zaraz przyjdzie

jedziemy

na Żabich Dołach

Piątek
Tego dnia upały znowu wróciły a my jak zwykle udaliśmy się z młodą na spacerek. Całe szczęście, że przechodziliśmy nieopodal sklepu zoologicznego na naszym osiedlu. Ten punkt naszego spacerku trafił się mniej więcej w połowi. Tak więc mogłem uzupełnić płyny i trochę odetchnąć, co dało mi siłę na resztę spaceru. Ten piątek był bardzo męczącym dniem, ale byliśmy bardzo zadowoleni.

Sobota
W sobotę z samego rana usłyszałem od człowieków, że czeka nas tego dnia wielka wycieczka. Po tych słowach tuptałem i przebierałem nóżkami. Niestety nie mogliśmy nigdzie jechać i iść, bo Aurora sobie jeszcze leżała - wylegiwała się jak nie wiem kto. Ja się śpieszyłem a ta spowalniała. Na szczęście w końcu ruszyliśmy w drogę. W końcu LaBunia zamruczała i wiozła nas w stronę zachodzącego słońca. No dobra z tym słońcem to przesadziłem, ale pojechaliśmy do Parku Świerklaniec. Słyszałem o nim sporo dobrego, ale szczerz powiedziawszy trochę mnie rozczarował. Wokół jeziorka i w zasadzie konie. Pełno ludzi i nigdzie nie można przycupnąć na chwilkę aby odetchnąć, bo wszystko pozajmowane. Architektura fajna, ale co z tego jak nie można sobie w spokoju na to popatrzeć. Na chwilę udaliśmy się nad większe jeziorko o takiej samej nazwie jak park - chyba. Tam to było by gdzie chodzić, ale postanowiliśmy sobie to odpuścić, bo mała, bo w ogóle słońce, bo już jakoś tak się zmęczyłem chodzeniem po parku. Miałem dość. Tak więc coś zjedliśmy, nakarmiliśmy maleństwo i w końcu po wszamaniu lodów wróciliśmy do LaBuni i do domku. Może pojedziemy tam jeszcze jesienią i o o innej godzinie, jak będzie mniej ludzi. Po powrocie do domku Fuksja z politowaniem stwierdziła,że wiedziała, że tak będzie i mówiła, że miałem zostać w domku
no wstawaj

dużo ludzi i małe toto

wracajmy

no i to jest jeziorko

no a teraz na lody?

a nie mówiłem, że wszędzie ludzie?

to co dom?

zniesmaczona Fuksja.

Niedziela (30)
W niedzielę postanowiliśmy sobie trochę odpocząć. Nawet koty dogadały się i jakoś razem egzystowała, razem spały obok siebie. Maluszkowej doglądały, gdy człowieki mieli przymknięte oczy. No po prostu wszyscy robiliśmy wszystko by tylko jak najdłużej zostać w łóżeczku. Niestety wszystko co dobre się kończy i razem z Pańciem oraz Aurorą udaliśmy się na spacerek. Nie był to byle jaki spacerek , bo powędrowaliśmy w ten upalny dzień do Parku Skałka, gdzie nie omieszkałem wytaplać się w wodzie. Tam też czekała nas mała niespodzianka - taka trochę pachnąca. Można powiedzieć był to zapach sceptycznie pachnąca. Oczywiście daliśmy radę ogarnąć ten temat i zmęczeni, ale szczęśliwi wróciliśmy do domku. Maleństwo jeszcze pilnowałem jak się bujało w bujaczku. Ze względu na upał koty nawet nie myślały by coś robić popołudniu. One czekały aż przyjdzie wieczór i rano by się rozkręcić.
koalicja

pilnujący

w wodzie

czy ten bujaczek aby na pewno ma wszystkie atesty?

nie ruszamy się

Poniedziałek
Tydzień trzeba było rozpocząć od czegoś wielkiego. Tak więc rano zabraliśmy maleństwo i ruszyliśmy na podbój miasta a dokładnie mówiąc to stawu Zacisze. Jakoś tak do tego mi najbliżej i jestem tam najszybciej. Jest tam park dający trochę cienia, woda dająca ochłodę. No w zasadzie to jest tam niemal wszystko. Maluszkowej też chyba się wszystko podobało, bo przespała całą podróż - także do domku. Tam oczywiście kołyska i moje legowisko całe zajęte przez koty. One potrafią wszędzie spać i o każdej porze. Szczerze powiedziawszy to trochę im zazdrościłem, bo sam bym wdrapał się na kołyskę i pospał na miękkim materacu. Nim nastał czas nocy to udaliśmy się całą rodzinką na spacer po okolicy. Oczywiście koty pilnowały mieszkanka a my zahaczyliśmy o stację benzynową, bo trzeba było napompować kółka w wodzie młodej. Fajne było też to, że przed drzwiami stacji stała tam wielka miska chłodnej wody. Brawo dla stacji. Tak powinno być przed każdym sklepem i każdym budynkiem użyteczności publicznej.
o tak woda!

no wszystko zajęte

no ale już nie prasuj - starczy

jestem za takim pomysłem

Wtorek
O poranku po szybkim spacerku i leniuszkowaniu w domku po śniadaniu udaliśmy się szybko do Freda aby coś pysznego zjeść. Człowieki z talerzy a ja jadłem z miski Freda. Czasami mi skoda tego staruszka, że z mojej winy chodzi głodny. No ale jak to mówią - natura jest okrutna. Okazało się, że szybki wypad okazał się dłuższym posiedzeniem. 
nie wracam posiedzę pod drzewkiem

akcja - opróżnij miskę

daj jeść!

Środa
Dopiero słoneczko przebijające się przez rolety obudziło nas i trzeba było wstawać. Dzielnie udaliśmy się na spacerek z maleństwem. Tym razem zabraliśmy ze sobą wodę i miskę. Dreptało nam się przyjemnie. Było męczące to bardzo i mimo wszystko zrobiliśmy wielkie kółeczko. Tereny miejskie i leśne. Wszystko na raz. Jak jakiś wielki podróżnik. Szczerze powiedziawszy przeprawa przez las była trudna bo przedzieraliśmy się przez powalone drzewa, kłody i krzaczory.
czas wstawać?

zmęczony jestem

o tak woda

w mieście

i w lesie

Czwartek
Tydzień bez wyjazdu LaBunią byłby dniem straconym. Czasami zdarza się tak, że nawet dzień bez wyjazdu byłby dniem straconym. Czwartek był właśnie takim dniem. Zapakowaliśmy się do całą rodzinką bez kotów i w świat. Nigdzie daleko nie jechaliśmy bo tylko na zakupy. Szczerze powiedziawszy to nawet myślałem o tym żeby zostać w domu. I tak, przecież nie wejdę między regały. No, ale moja miłość do czlowieków wygrała z lenistwem. Zresztą moja kanapa w aucie jest taka super wygodna i czasami sobie myślę, że mógłbym tam zostać na stałe. Tylko żeby w oknach były zasłonki
Ruszamy w s świat

Piątek
Koniec tygodnia był dniem załatwiania ważnych ważności. Trochę nam się zeszło, ale w nagrodę udaliśmy się na spacer po Parku Śląskim. Nie byliśmy tam za długo i nie odwiedziliśmy zbyt wielu miejsc bo ograniczała nas fura od Aurory. Mimo wszystko i tak było super. Warto było przejść się do ogrodu Japońskiego.
nie idziecie - a no tak wózek

W domku odetchnąłem, ale tylko po to by popołudniu udać się pod wieże byłej kopalni Polska. Tam nie interesowałem się obiektami architektury, a uwagę moją przykuł jakiś olbrzymi generator czy jakiś silnik inny. Świetna rzecz i gdybym miał ogródek to bym sobie takie coś wstawił.
ale fajny kawałek złomu

wypuść mnie z tej klatki

Sobota
Z samego rana zabraliśmy dziewczyny i pojechaliśmy do Parku Śląskiego. Zaparkowaliśmy obok lądowiska dla helikopterów i od razu ruszyliśmy w drogę. Trochę to od razu trwało, bo trzeba było przygotować wózek i inne takie. W końcu ruszyliśmy w stronę lodziarni. Ledwo zrobiliśmy kilka kroków a między drzewami zamajaczył nam inny basset. Wyglądał bardzo dostojnie i zachowywał się jak przystało na basseta - położył się cały mokry i olewał cały świat. Trochę nieśmiało do niego podchodziłem i tylko na chwilkę. Okazało się, że to Drago i ma 11 lat. Oj było widać po nim lata, które przeżył. Jak spacer się tak świetnie zaczyna to reszta dnia może być tylko lepsza. Po dłuższej chwili i zawziętych rozmowach człowieków - pożegnaliśmy się, bo maleństwo musiało zjeść. Potem to już było szybko. Zjedliśmy lody i w drodze powrotnej udało mi się zamoczyć łapki a w zasadzie to nawet trochę wykąpać. Po wdrapaniu się do LaBuni były gotowy by wracać. Po tak męczącym dniu niedziela nam mignęła i gdzieś uciekła.
cześć Drago

taki trochę podobny 

świetny i dostojny gosć

chwila w wodzie



moczę nóżki i trochę podwozie

to wracajmy

Poniedziałek (07)
Powolutku się rozkręcałem i na spacerku z maleństwem nie dokazywałem i bardzo posłusznie szedłem na smyczy. Kiepsko było jedynie z moją otwartością do ludzi - po prostu tego dnia byłem bardzo nieśmiały.
dziś bez zdjęć

Wtorek
W całym dniu były spacery z maleństwem i spacery bez maleństwa. Ogólnie dzień toczył się z wolna i bardzo spokojnie. Koty się ganiały a ja drzemałem. Każde z nas gdzieś swoimi drogami chadzało po mieszkaniu. Czasami się ganialiśmy, czasami spaliśmy, ale przy misce z wodą wszyscy potrafiliśmy się zjednoczyć. Jak jeden maż i biorąc pod uwagę Fuksję to jeszcze żona, każde z nas próbowało dobrać się do miski z woda. Po dłuższym czasie przepychanek w końcu ustaliliśmy jakąś kolejność i każde mogło się napić w spokoju. Ech okazuje się, że współpraca przynosi większe rezultaty niż kłótnie i sprzeczki.
spokojnie każde z nas po kolei

Środa
Tego dnia odwiedził nas Pan kurier z wielkimi pudłami. No dobra nie wlazł do góry, bo Pańcio nie chce go męczyć i sam to wnosił z naszego auta w którym paczuszki zostały. Dwie wielkie sztuki. Pierwsza była kocia a druga tylko i wyłącznie dla mnie. Koty w sumie w zasadzie nie interesowały się w ogóle zawartością kartonu a nawet kartonów - ich interesowały same kartony. Zwłaszcza Farta, bo Fuksja to jeszcze trochę powąchała zawartość paczuszek. A Fart to tylko wskoczył w pudła i nie wychodził z nich. Ja też dostałem co nieco od życia - od tej paczki. Wór jedzenia. Jakieś inne niż ostatnie, ale sprawia wrażenie apetycznego i ładnie pachniało. Gdy Pańcio przesypywał do wiaderka to wszyscy się zbiegli. Ech dobrze, że Pańcio to gapcio i trochę mu się rozsypało.
 
super kartonik

a to jest nasze?

moje?

zazdrośniki przyszły

Czwartek
Czwartek to pierwszy dzień z pełnym nowym jedzeniem. Jak na razie wszystko jest ok. Człowieki nie chcą mnie otruć. Dzięki pysznemu jedzeniu miałem wiele ochoty do spacerowania. Nie ma to jak Ja, Pańcio i wózek a w wózku Aurora. Spacerowaliśmy po mieście i okolicach  naszego mieszkanka. Nie był to jakoś wyjątkowo ekscytujący spacer, ale ostatnimi czasy cieszę się nawet z najmniejszego.

Piątek
O dziwo ostatni normalny dzień tygodnia rozpoczął się bardzo wcześnie. Tak naprawdę bardzo wcześnie. Gdy słońce wstawało Fart zabrał się za polowanie na jakieś latające muszki, a Fuksja i ja ni mogliśmy spać u siebie, bo było tak ciepło, że mało sierści nie ściągnąłem. Koniec koców udaliśmy się na spacerek do centrum miasta. W trakcie spaceru było bardzo ciepło i bardzo się zgrzałem i  zmęczyłem. Miałem wrażenie, że zaraz zejdę i Pańcio będzie musiał mnie zanieść do domku. Na szczęście pod sklepem zoologicznym o nazwie ROTTWEILER stałą wielka micha wody. Oczywiście zabrałem się za uzupełnianie poziomu wody w organizmie i przy okazji odpocząłem. Całe szczęście, że są na świecie ludzie, którzy myślą o spragnionych psiakach. Bo mój Pańcio to jak zwykle zapomniał o wodzie dla mnie - na szczęście zapomniał też o wodzie dla siebie. I teraz to ja już byłem górą. Mimo wszystko ten dzień mnie wykończył.
nic się nie dzieje - poluje

wstajemy już

przejmuję tą miskę



piję jak wilk morski



pyszna woda

nic mnie nie obudzi

Sobota
Ten weekendowy dzień mimo nijakiej pogody udało mi się wyciągnąć Pańcie i Pańcia na spacer. Oczywiście była z nami też Aurora. Chodziliśmy po górkach, ulicach i chodniczkach. Udało nam się sporo przejść i sporo zobaczyć. Po drodze na chwilę przycupnęliśmy aby nakarmić maleństwo. Mi udało się zwędzić prawie pustą butelkę, która była wieziona w koszu wózka. Całą drogę powrotną niosłem ją w zębach. Byłem taki dumny z tego faktu, że nawet kłóciłem się z Pańciem o to aby jej nie wyrzucać. Ostatecznie jednak dałem się przekonać, że bez sensu jest ją wnosić do domku.
moja buteleczka

niedziela (13)
Powolutku wstawaliśmy tego dnia. Najbardziej spowalniała Fuskja. Nic nie było w stanie jej obudzić. Ja nie wiem co ona taka zmęczona była. Może w nocy balowała, albo do późna oglądała TV. No nie wiem. Mimo wszystko ja musiałem wstać i iść z rana na spacerek. Podreptałem po okolicach najbliższych. Szybko i bardzo odświeżająco. Po powrocie do domku mogłem sobie pospać ile tylko się dało. Oczywiście wcześniej trochę zjadłem. Myślałem, że na tym ten dzień się skończył, ale człowieki mnie zaskoczyli. Człowieki postanowili pojechać do Parku Śląskiego. Tam przechadzaliśmy się między kwiatkami, jeziorkami i krzaczkami. Na ławeczkach weseli ludzie w różnym wieku przesiadywali i uśmiechali się, gdy tylko się pojawiałem. Wszyscy zwracali uwagę na moje uszy i "wesołe" oczka. Przyjemnie się spacerowało. Przyjemnie piło się wodę z jeziorka. Przyjemnie nam tam było, ale jak zwykle męcząco, bardzo męcząco. Po powrocie do domku wyczekiwałem nocy, by trochę chłodniej się zrobiło i by móc iść spać. 
nie wstajemy

gdy jedni śpią to inni spacerują

łyk wody w Parku Śląskim

Fart w łóżku

ja na swoim legowisku -  nie budzić.

Poniedziałek
Na początek tygodnia długo się zastanawiałem co będę robił. Z rana ruszyliśmy na spacer z maleństwem. Tak sobie wędrowaliśmy po najbliższej naszej okolicy i cieszyliśmy się pełnym relaksem. Takie poranne spacerki to chyba najlepsza rzecz na świecie, no może oprócz miski pełnej jakiegoś smacznego mięska. Nawet Pańcio pozwolił mi spokojnie powąchać wszystko to co chciałem.
A może by tak spacer w jakimś zamku

Tryb wąchacza

No więc w domku nie była okazji do odpoczynku. Ktoś musiał zaopiekować się maleństwem bo człowiekom już pomysły się skończyły aby uspokoić maleństwo. Na szczęście byłem ja i uratowałam sprawę.

Mała już nie płacz - już tu jestem
Wtorek
Tego dnia oddałem opiekę nad maleństwem kotom, a zwłaszcza Fartowi. Nie działo się nic nadzwyczajnego. No może oprócz tego, że Fart polował na nogę młodej. Zamiast ją pilnować i ogrzewać te małe stópki to ten po prostu podgryzał. Na szczęście robił to na tyle delikatnie, że nic a nic jej się nie stało i nawet nie płakała. Jednak z jego zachowanie spotkała go kara - ze strony Fuksji. Z tym, że ciężko mi powiedzieć, czy to była jakaś kara czy po prostu nerwy z jej strony.
opiekun z pazurem


uważaj sobie!

Środa
To ciepły i miły dzień. W sam raz na spacerki. Razem z Aurorą udaliśmy się na obchód po najbliższej okolicy. Czas przygotowania wozu transportowego maleństwa czasami jest dłuższy niż krótszy i muszę sobie poczekać. Na szczęście ja ten czas wykorzystuje na poważne sprawy jak odpoczywanie i tym podobne. Dobrze że odpoczywałem przed bo w trakcie nie było najmniejszych szans. Takie tempo było.

Czwartek
Człowieki cały dzień czekali na coś co miało się wydarzyć popołudniu i w końcu pojechaliśmy. W końcu LaBunia nas zawiozła do Zabrze. Człowieki z małą na chwilę zniknęli. Po chwili okazało się, że Pańcio z małą wyszli. Zapakowaliśmy się do wózka i pospacerowaliśmy wzdłuż ulicy. Chodziliśmy w górę i w dół po drodze spotykając kilka osób i kilka wesołych piesków. W końcu niestety musiałem zostać w aucie i zostałem sam. Człowieki byli u ulubionej doktorki. Oczywiście spędzili tam dość długo bo i gadać mieli o czym - pewnie gadali o mnie. Chyba to jednak nie spodobało się LaBuni bo jak w końcu wrócili i pojechali. Raczej próbowali pojechać, bo LaBunia postanowiła nie jechać szybciej niż 30 na godzinę. A co wolno jej i tyle, przecież jest dość leciwą panią. Na szczęście te problemy były bardzo przejściowe i po oględzinach silnika w końcu LaBunia się uśmiechnęła i mogliśmy przez sklep wrócić do domku.
no dobra to idź sobie ja przypilnuje auta

Piątek
To spokojny dzień, bardzo spokojny. Słońce jeszcze świeciło i razem z małą w bolidzie robiliśmy obchód po osiedlu i może trochę dalej. Tak troszeczkę dalej. Nie za wiele się działo na tym spacerku, ale mimo wszystko udało nam się zrelaksować. Od miejskich chodników po dróżki na łąkach - wszystko zdobyliśmy. Udało na się przejść naprawdę spory kawałek. Kto wie, może jak utrzymamy takie dystanse spacerowe to uda  się zwęzić Pańcia, zwanego bułą.
ciepło ale fajnie

no poczekaj - zaraz będę

Sobota
W sprawie tego odchudzania buły. W sobotę udaliśmy się na zlot food trucków w Świętochłowicach - na skałce. Pomimo gęstych chmur na niebie i co chwila padającego deszczu nie mieliśmy ani chwili zwątpienia. W końcu tam pełno pojazdów z wielką ilością apetycznie pachnącego żarcia. My oczywiście zaczęliśmy od tyłu, czyli od deseru. Gofry, ale jakieś takie inne, zakręcone. Smaczne a po nich korzystając z braku deszczu udaliśmy się na spacerek wokół jeziorka, aby zrobić sobie miejsce na resztę pysznego jedzenia. Wróciliśmy i wszamaliśmy jeszcze pyszne tosty i zapiekanki, że o frytkach z chili nie wspomnę. No objedliśmy się jak bąki i z pełnymi brzuszkami wróciliśmy do LaBuni po drodze uciekając przed deszczem. To był dobry dzień, bardzo dobry dzień.
a szczekaniem można zapłacić?

daj gryza?

to wracajmy

Niedziela (20)
Tego dnia szybko skoczyliśmy do Freda na obiadek - się objadłem. A potem udaliśmy się całą paczką na spacerek pod kościół w sośnicy - na odpust. Tam kilka straganów z różnymi różnościami. Były hałasy i krzyki, więc trochę się bało. Na szczęście Pańcio mnie wspierał i jakoś daliśmy radę. Kupiliśmy balonik dla maleństwa i wróciliśmy do domku. Uf dobrze, że ten dzień się szybko zakończył.

wracajmy - ratunku!

Poniedziałek
O świcie szybciutko udaliśmy się na spacerek. Pogoda nie była zbyt obiecująca, ale i tak się udało nam się przejść dość spory kawałek. Oczywiście maleństwo było z nami. Jeszcze nie na swoich nogach, ale dzielnie nam towarzyszyła drzemiąc. Musieliśmy być czujni na spacerku bo zapomnieliśmy zabrać ze sobą folii przeciwdeszczowej. Na szczęście udało nam się wrócić do domku i wyspacerować przed deszczem. Na spacerku dowiedziałem się, że człowieki mają dla mnie jakąś świetną niespodziankę. Mam nadzieję, że to pełna micha pysznego mięsa przez wiele długich tygodni. Nawet zazdrośnik Fart w ogóle nie mógł mi popsuć humoru swoim zachowaniem.
te chmury mnie martwią

zazdrośnik

Środa
Kolejny dzień przeleciał mi przez łapki. Tak przefrunął jak wiatr miedzy moimi uszkami i nawet nie udało mi się nic w tym dniu zrobić ani nic nie zapamiętałem. Pewnie był bardzo nudy i tyle. Za to w Środę to miałem sporo do roboty. Przedpołudniowy spacerek po osiedli i trochę dalszych okolicach przyniósł nam wszystkim sporo radości. Koty wyspały się w domu, Pańcia odpoczęła na kanapie, Aurora się wyspała, Pańcio zrzucił trochę kalorii a ja zmęczyłem się i znalazłem malutki patyczek. Nie był to jednak koniec dnia, bo popołudniu przyszła do nas Wiki i wszyscy (bez kotów) pojechaliśmy do sklepu. Dziewczyny, te starsze udały się na zakupy a my przy aucie pilnowaliśmy maleństwa. LaBunia ciągle kaprysiła, ale jakoś dawaliśmy radę z tymi jej wygłupami. W końcu bez jej wygłupów świat byłby nudny. Potem jeszcze szybciutko pojechaliśmy do Freda i w końcu mogliśmy wrócić do domku - spać
a się zmęczyłem

patyczek

a daj spokój poczekamy w aucie

no kiedy one wrócą?

Czwartek
Ten dzień był bardzo aktywny. Udaliśmy się na lody - do Kochłowic. To dość daleka droga, ale z górki. Powrót zapowiadał się na męczący i taki wzdłuż ulicy. Na szczęście Pańcio wymyślił nam powrót przez łąki i lasy. Wszystko obyło fajne, ale niestety zapomniał robić zdjęć. Bardzo się zmęczyliśmy a wózek po tej wyprawie wyglądał jakby przeprawiał się przez bagna w opuszczonej przez boga krainie. Na szczęście wszyscy to przetrwaliśmy, ale byliśmy bardzo zmęczeni. Mieliśmy za sobą ze sto kilometrów. Nie wiem, czy te lody były tego warte? 

Piątek
Zmęczenie po dniu poprzednim dawało o sobie znać. Tradycyjny już spacerek z maleństwem był nie za długi, bo czułem z Pańciem w kościach, że po wielkim wysiłku trzeba trochę odsapnąć. Na szczęście nic nie musieliśmy i dzionek leciał nam bardzo spokojnie. Wszystkie swoje obowiązki oddelegowałem i teraz to koty zajmowały się wszystkim. Doglądały jakości szykowanego mleczka i inne takie. No one jakoś tak mają lepszy ogląd na to wszystko. I dobrze może w końcu zajmą się czymś więcej oprócz rozrabiania. 
spacer a nogi jeszcze bolą


Sobota
Tego dnia od samego rana postanowiłem sobie odpoczywać. Tego dnia chciałem być najbardziej leniwym bassetem na świecie. I do popołudnia wszystko się udawało. Krótkie spacerki i spanie. W końcu to się skończyło i pojechaliśmy do Freda. Byli tam wszyscy. Od najmniejszych do największych. Aurora oczywiście zrobiła furorę. Każdy chciał ją nosić i przytulać a ja ich wszystkich musiałem pilnować, czy robią to dobrze. Późno wróciliśmy do domku i już myśleliśmy, że to będzie pierwszy dzień, bez kąpieli, ale na szczęście koty pomogły.  



Niedziela (27)
W niedzielę ciągle nie było niespodzianki dla mnie, ale za to był popołudniowy rodzinny spacerek do lasu. Oj byłe w szoku i się trochę zastanawiałem, czy to aby na 100% nie ta niespodzianka. W sumie to mogła by być, ale z drugiej strony Pańcia ostatnio często z nami chodzi na spacerki. W każdym razie postanowiłem nie roztrząsać tego. Zaparkowaliśmy po przeciwnej stronie ulicy - obok Stargańca. Po nakarmieniu Maleństwa ruszyliśmy w dziki las, po pięknie ubitej i szerokiej drodze. No i tak sobie szliśmy i relaksowaliśmy się szumem wiatru i śpiewem ptaszków. No po prostu bajka. Maleństwo spało a człowieki gadali. Tylko ja, tak naprawdę nosem zagłębiałem się w las. Spacer był bardzo przyjemny, ale dość krótki. Wróciliśmy do naszej kapryśnej LaBuni i pojechaliśmy do domku. Spać
a ja kiedy będę miał swoją butlę?

czas wracać

Poniedziałek
Rano byliśmy na spacerku, a człowieki ciągle ukrywali tą niespodziankę. Nawet na spacerku nie powiedział mi Pańcio ani słowa. Powiedział tylko, że gdzieś będziemy jechać. No trochę się zmartwiłem, bo przecież LaBunia troszkę nawala, a znając ją to pewnie całkiem się rozkraczy jak wyjedziemy za Gliwice. W domku po takim zwykłym spacerku postanowiliśmy odetchnąć, znaczy ja, bo człowieki zaplanowali sobie takie głupoty jak sprzątanie, komputerowanie i gotowanie. No po prostu bez sensu. Dobrze chociaż, że nie musieli zajmować się maleństwem, bo ich obowiązki przejął Fart. Fart poduszka. Dość dobrze się spisywał w tej roli, ale po kilkunastu minutach mu się znudziło, no albo chciał iść do toalety. Oby kiedyś nie wpadł na pomysł, aby się zamienić miejscami z małą
no weź powiedz albo nie idę!

Fartopoduszka

ruchoma poduszka

Wtorek
Tego dnia zdjęć nie było, mało tego nic prawie nie było. Człowiek tylko pojechcał ze mną i maleństwem zawiesić na dach LaBuni bagażnik dachowy. Szykował się jakiś gruby wypad - to pewnie ta niespodzianka. Wieczorem odwiedził nas opiekun Farta i kombinowali coś z komputer przy LaBuni, ale ostatecznie nic nie wskórali. No ja to mówię, bez młota nie robota. Trzeba gdzieś mocno przyłożyć, ewentualnie coś ugryźć. 

Środa
W środę stało się coś dziwnego. Popołudniu gdy sobie spokojnie siedzieliśmy i odpoczywaliśmy po lekki spacerku to nagle Pańcia wstała i zniknęła. Zostawiła i mnie i Pańcia i Aurorkę. Uwierzycie? Jak tak można nas zostawić samych - na pastwę losu. Oj bardzo płakałem i Aurora też płakała, tylko Pańcio jakoś tak normalnie wyglądał, że o kotach nie wspomnę. One to cięgle same zostają i jeszcze żyją. Ta środa była straszna
Wracaj!

Czwartek
Rano już goniłem Pańcia, bo mieliśmy ważną rzecz do załatwienia. Mieliśmy iść do pobliskiego salonu Renault aby zamówić pewną ważną część, która może powoduje, że nasza LaBunia jest bardzo kapryśna. Nakłaniałem Pańcia aby wstawał i w końcu się udało. Zjedliśmy, zapakowaliśmy młodą do wózka i ruszyliśmy w drogę. Było ciepło, ale po wielogodzinnej drodze udało nam się dotrzeć na miejsce. Oczywiście dreptaliśmy pieszo. Dobrze, że była woda w wózku. Ja nie wchodziłem do salonu a postanowiłem sobie odpocząć przed drzwiami. Pańcio zamówił co trzeba i powiedział, że odbierzemy jak będziemy jechać na zlot bassetów. Tak zlot bassetów to ta niespodzianka o której człowieki mówili. O tak. Już resztę dnia byłem uśmiechnięty! 
no wstawaj

idź kupuj nie potrzebujesz mojej asysty

No to udało się trochę nadrobić. Po tym wszystkim i takim dłuższym czasie obserwacji maleństwa dochodzę do wniosku, że chyba małej nie urosną już wielkie bassecie uchole. Zastanawiam się jednak kiedy ta mała zacznie chodzić i czy jak zacznie to nie będzie wyjadać mi z miseczki jedzenia? Ciekawe czy kiedyś przestanie pić mleczko i zabierze się za coś konkretnego - jakieś mięsko, albo chociaż pieczywko? Czy kiedyś człowieki przestaną ją nosić na rękach. No kurcze, tak wiele pytań i zmartwień a to dopiero kilka tygodni gdy jestem takim psim bratem. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz