niedziela, 18 czerwca 2017

Co się stało z Pańcią?

Poniedziałek z rana był jakiś taki dziwny. Inny. Zebraliśmy się z Pańcią i pojechaliśmy. Ja oczywiście pilnowałem auta a człowieki gdzieś zniknęli.Nie było ich dość długo. Tak się znęcają. Tak bardzo nic mi nie mówią i tak bardzo nie wiem co u nich się dzieje. W końcu wrócił Pańcio i po małym spacerku wróciliśmy do domku. Nie minęło kilka godzin a znowu pojechaliśmy w to samo miejsce. I znowu Pańcia nie było i co gorsze znowu wrócił sam. My po tym udaliśmy się na Skałkę, na spacer. Tam od razu spotkałem człowieka, który był mną bardzo zachwycony i mnie bardzo wygłaskał. Wygłaskał mnie po wsze czasy. Ciężko było się nam rozstać, ale musiałem. 
o tak głaskaj mnie
Na skałce było wyjątkowo, było tak ładnie i tak spokojnie. Słońce powolutku się chowało i dawało nam takie piękne światło. Po drodze spotkaliśmy przyjaciółkę z wybiegu w Parku Śląskim. Chwilę się z nimi pobawiłem, ale szybko się pożegnaliśmy, bo jakoś tak wolałem spacerować niż dyskutować. Zrobiłem jedno kółko i przyszedł czas by wrócić do domku. Oj zapowiadała się ciężka noc, bo jakże tak bez Pańci.
spacer 

ale tu ładnie o zachodzie

czas wracać do domku, pustego domku

We wtorek znowu o poranku sobie pojechaliśmy do Bytomia i znowu sobie poczekałem trochę w LaBuni. Dalej nic nie wiedziałem co się dzieje i kiedy wróci Pańcia. Tym razem - znowu nie wróciła. My w drodze powrotnej zahaczyliśmy o skałkę. To chyba nasza tradycja jakaś będzie - przynajmniej do czasu aż wróci Pańcia. No nie wiem. Nie bardzo mi się chciało tego dnia spacerować. Powoli się już męczyłem tym, że nie ma Pańci. To już nie tylko zmartwienie, ale również strach. Tak jakoś przez to wszystko nie mam energii na nic i chciałem jak najszybciej wrócić do domku. Pańcio mnie jednak ciągnął za sobą. Jednak i w tym znalazłem coś pozytywnego. Po prostu się troszkę ochłodziłem w wodzie. Nie było tak źle.

no nie chce mi się iść
chwila w wodzie

Popołudniu jeszcze pojechaliśmy do Bytomia dwa razy. Liczyłem, że przynajmniej zobaczę Pańcię, ale nic z tego. Ciągle nie wraca do domku. A co jeśli to moja wina. A co jeśli już mnie nie lubi i chce bym się wyprowadził. Nie wiem, ten Pańcio nic mi nie mówi. Aby mnie trochę pocieszyć to po ostatniej wizycie w Bytomiu okazało się, że pojechaliśmy do Dog Park Józefowicz Wełnowiec, gdzie spotkałem Bunie. Młodziutką i bardzo rozrywkową bassetkę. Biegała szalała i wszędzie jej było pełno. Jak byłem młody to też taki byłem, ale mi przeszło. W każdym razie można powiedzieć, że się z nią zaprzyjaźniłem, ale z jej człowiekami to już na milion procent się zaprzyjaźniłem. Tak nam mijały minuty, długie minuty na zabawie i nawet nie zauważyłem jak przekazał tej małej kilka fajnych sztuczek. Dzięki mnie nauczyła się wchodzić na przeszkody z toru "agility". Kładkę opanowała bardzo szybko, ale z trójkątem miała mały problem. Na szczęście w końcu i to opanowała. Zdolna z niej dziewuszka i tyle.  Niestety i ta wspaniała zabawa, taka trochę oziębła z mojej strony okazało się, że musiała dobiec końca. Tak więc z wielkim żalem pożegnałem się z kumpelą i jej człowiekami i wróciłem do domku

Bunia w całej okazałości

chłodna przyjaź


łączą nas wspólne cele

no weź idź tam i właź na górę

zmęczona i szczęśliwa

spróbuj - tu też wejdziesz

Ten dzień dość dobrze się skończył i trochę zapomniałem o smutkach i brakach osobowych w domku. Przyszedł czas na sen po tym męczącym dniu. 
Środowy poranek nie przyniósł tego na co tak bardzo liczyłem. Chciałem się obudzić i zobaczyć Pańcię, ale niestety nic z tego. Po szybkim porannym spacerku, który odbyliśmy po najbliższych okolicach pojechaliśmy my do Bytomia. Znowu trochę poczekałem sobie w aucie. Ten czas jednak nie był zmarnowany. O nie! Przespałem się przez co mogłem choć na chwilę przestać się zamartwiać o dalsze losy Pańci
szybko, bo trzeba jechać do Pańci

To nie była jedyna wizyta w u Pańci i co najgorsza żadna z nich nie zakończyła się powrotem Pańci. No jak tak można żyć - tak bez Pańci. W domu panował ogólny spokój i jedyną sensację wzbudził kurier, który przyniósł jakąś dziwną paczkę. Nie była to bomba ani nic takiego, bo nad bezpieczeństwem przesyłek czuwa koci inspektor Fuksja.
można otwierać

Czwartek był bardzo męczącym dniem i powiem szczerze, że się nie skończył o takiej samej porze jak inne dni. Miałem wrażenie, że trwa wiele długich dni. We czwartek obudziłem się zmęczony, ale nie było chwili wytchnienia bo jechaliśmy do Pańci. Spędziłem trochę czasu w LaBuni z nadzieją, że Pańcia się pojawi. Niestety tak się nie stało. Znowu sami wróciliśmy do domku, do kotów. Te oczywiście wylegiwały się w różnych kątach mieszkania. Kto by tam za nimi trafił. Raz lubą leżeć, gdzieś na podłodze a raz gdzieś pod sufitem. No jak z nimi żyć. W domku bez Pańci jest tam jakoś tak pusto.
no to jedziemy gdzieś?

kot na szczycie 

Wieczorkiem zebraliśmy się do Pańci. Miałem nadzieję, że może już zdecyduje się do nas wrócić. Niestety nawet ten wieczorny nasz pobyt i moje czekanie w LaBuni nic a nic nie dało. Do domu wracaliśmy sami, a że było już dość ciemno to postanowiliśmy zrobić kilka zdjęć. Oczywiście nie chciało mi się chodzić, a Pańcio ciągnął mnie. Ech szkoda gadać. Pańcia nie chce wracać, a ten chodzi i robi zdjęcia. Na szczęście wróciliśmy do domku i mogłem iść spać.
wracajmy już, ja śpię - obudź mnie pod domkiem

Nie pospałem za długo, bo mnie Pańcio obudził w środku nocy i powiedział, że się musi zbierać. Przecież nie zostawię go samego i udałem się z nim. Nie zgadniecie gdzie pojechaliśmy? Do Bytomia do Panci. Trochę byłem na nią zły, że zdecydowała się wracać do domku o tak późnej godzinie, no ale lepiej tak niż wcale. No i w aucie zastał mnie świt i poranek i pojawił się zmęczony Pańcio - sam. Ech mam już dość, tego niezdecydowania Pańcia. W dodatku Pańcio zabrał ze sobą jakieś dziwnie pachnące rzeczy. 
wy jedźcie a ja sobie tu pośpię

Dotoczyliśmy się do domku w którym Pańcio powiedział nam wszystkim, że ten zapach, który przyniósł na tych rzeczach to nowy członek naszej rodziny zostawił. Ech pomyślałem no pięknie - kolejny kot! Choć po cichu liczyłem na basseta. Może o to człowieki się sprzeczały i Pańcia nie chce wracać. Gdy sobie odpoczywaliśmy zadzwonił kurier, że ma paczuszkę dla nas. Dokładnie - dla nas, czyli zwierzaków. Wielgachne pudło wielkiego jedzenia dla psiaków i kotów. Będzie wyżerka. 
paczuszka

Przez tą zakręconą noc miałem wrażenie, że dzień się ciągnie w nieskończoność. Pańcio wyglądał już trochę jak zoombie a tu jeszcze jechaliśmy do Bytomia. Ja cierpliwie czekałem w aucie relaksując się i odpoczywając. Krótkie spacerki i w końcu wieczorem w domku mogłem porządnie odpocząć i się wyspać - podobnie jak Pańcio. Ech ciekawe co tam u Pańci i gdzie ten nowy członek rodziny?
W sobotę byłem kilka razy w Bytomu - no to już jest jakaś rutyna czy coś. Może my się powoli przeprowadzamy do tego miejsca. No już po prostu nie wiem. Krótkie wizyty w domku spędzałem na sępieniu i zdobywaniu jedzenia a koty po prostu się bawiły. Fart był zafascynowany pudełkiem w którym przyszła część zakupów z dnia poprzedniego. 
tam są ciasteczka!

wyborna zabawa

W Niedziele bardzo długo spaliśmy. Nikt nie chciał wstawać. Długo czekaliśmy z ruszeniem pupki z łóżeczek. Słońce było już wysoko a my dalej przewracaliśmy się z boku na bok. W końcu jednak zapadła decyzja - trzeba by coś zjeść. Tak więc ruszyliśmy pupki na śniadanko a potem szybko spakowaliśmy małe torbisze i ruszyliśmy w dobrze znane mi okolice. Oczywiście musiałem poczekać w aucie, ale nie było to złe, bo sobie pospałem.
ale po co chcesz wstawać?

Pańcio pojawił się dość szybko i już myślałem, że będziemy wracać do domku. Na szczęście lub nie - zależy jak na to popatrzeć Pańcio zorganizował nam spacerek po pobliskim Parku Miejskim Kachła. Nazwa co najmniej ciekawa, jeśli by nie rzec dziwna. Sam park był bardzo ładny a przede wszystkim duży - zaskakująco duży. Spacerowaliśmy z wielką przyjemnością. Wszystko odkrywaliśmy - uwielbiam takie spacery. Nowości przed oczami i nowości w nosku. Okrążyliśmy jeziorko, gdzie wdrapałem się na murek by trochę pozować. Park bardzo miło mnie zaskoczył i wierzę, że będę miał okazję do niego wrócić. Oby nie raz i nie dwa. 

ale fajny park

no rób mi zdjęcie

no i jeszcze jedno i spadamy

Wróciliśmy do autka - ja znowu chwilę poczekałem, a człowiek poszedł sobie. Ja sobie odpocząłem i do czasu kiedy wrócił Pańcio byłem całkowicie zrelaksowany. Ten znowu przyniósł jakieś śmierduszki, które w końcu wylądowały na podłodze salonu. W domku po obwąchaniu wszystkiego całą ekipą udaliśmy się na spoczynek. Należało się nam. Zresztą wiedziałem, że wieczorem jeszcze raz pojedziemy do tego Bytomia. Nie posiedzieliśmy tam za długo i ostatecznie okazało się, że w drodze powrotnej odwiedziliśmy staw Amedny. Małe jeziorko obok dość ruchliwej drogi. Malownicze, ale brakowało mi tam lepszej ścieżki z jednej strony. Zrobiliśmy jedno kółeczko a nawet trochę odeszliśmy od zbiornika wodnego. Coś tam było, ale niestety zmęcznie dało o sobie znać i trzeba było wracać i spać.Odespać ten weekend. Do ugryzienia

na pomoście dla wędkarzy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz