niedziela, 23 kwietnia 2017

wióry szaleństwa

Drugi dzień świąt spędziliśmy w domu i nie ma to tamto, trzeba było się zrelaksować i odpocząć bo obżarstwie z dnia wcześniejszego. Trochę się powygłupialiśmy, ale głównie to człowieki porządkowali wszystko co tylko się dało. Przekładali i układali w pudełkach malutkie ubranka. Nasz ostatni najmniejszy pokój powoli wygląda jak składowisko i leżą w nim róże różności a kolejnego dnia miał się tam zacząć armagedon.
wygłupy
We wtorek pokój magazyn wszystkiego stał się dodatkowo warsztatem stolarskim. Powstawała w nim konstrukcja duża, ale dość prosta, niestety bardzo pracochłonna. Początkowo w pracach pomagały kociaki. Przez chwilę były bardziej aktywne, ale przede wszystkim to spały na fotelu, tak na zmianę. Ja to obserwowałem ze swojego legowiska i widziałem, że człowiekowi trochę to nie idzie. Więc pod koniec dnia postanowiłem do niego dołączyć i nie uwierzycie, ale bardzo szybko skończył. W mieszkaniu unosił się zapach świeżego drewna. Ten zapach jest jedyny i wyjątkowy w swoim rodzaju - jest po prostu niepowtarzalny. Pewien etap budowy się zakończył a ja porównując efekt prac z planami przyznałem taką słabą czwórkę. Widziałem niedoróbki i szczerze powiedziawszy mogłem dać minus pięć, ale niech się człowiek nie rozbestwia!
koty pomagają

no i weź tutaj puknij młotkiem

W ciągu całego dnia było mało spacerowania, ale jakoś mi to za bardzo nie przeszkadzało. Wychodziłem tylko po to by się wysikać i załatwić grubsze sprawy. W zasadzie i dobrze bo roboty było sporo a spacerować mi się nie chciało. Chyba jeszcze ten świąteczny czas obżarstwa mi się odbija czkawką. Zresztą na nocnym siku zaskoczył nas śnieg. LaBunia była cała zasypana. No powiedźcie po co wychodzić w takich warunkach.
a weź z tym spacerowaniem

Kolejnego dnia w dalszym ciągu pracowaliśmy nad konstrukcją. Ta coraz bardziej przypomina legowisko, takie ekskluzywne legowisko. Zastanawiałem się tylko po co były takie boczne szczebelki? Zastanawiałem się jak miałbym tam wchodzić. Zresztą koty też o tym bardzo intensywnie myślały. Spacerki w dalszym ciągu były takie krótkie, bo aura ciągle była raczej niesprzyjająca. Wszyscy w domku mogliśmy spokojnie obserwować postęp budowy legowiska. Nawet zacząłem w internecie szukać sobie materacyków a w tym oczywiście musiały pomagać mi koty a  przede wszystkim Fart. Z tym, że on ma taką zdolność, że zawsze znajduje koty. Pewnie robi to specjalnie.
no weź kliknij tutaj i zobacz jakie fajne materace

Środa była pracowita i to bardzo pracowita a przede wszystkim poszliśmy na wielki spacerek po Parku Kościuszki. Po śniegu pozostało tylko wspomnienie i spora ilość wody - praktycznie wszędzie było mokro. Spacer po parku zaczęliśmy od tego samego miejsca co zawsze. Postanowiliśmy szerokim kołem obejść cały park. Po pierwszych krokach wiedziałem, że nie jestem gotowy na takie wyzwanie i skróciliśmy spacer z całego parku do jego części, tej jakby takie bardziej leśnej. Była dość fajna pogoda. W trakcie spaceru jak zwykle spotkaliśmy rude wariatki z długimi ogonkami, które skakały po drzewach no i olbrzymią ilość ptaków. Pięknie śpiewały nad naszymi głowami. Po prostu chciało się spacerować, ale nie mogliśmy zbyt dużo czasu na to poświęcić, bo musieliśmy jeszcze z Fartem pojechać do weta - na szczepienie. Tak więc zebraliśmy się do LaBuni i do domku.
no i jak ja mam teraz przejść wielką wodę

chwila odpoczynku

jestem w parku, oto dowód

Pańcio zostawił mnie w domku zapakował Farta do transportera i ruszył z nim do naszego Weta. Oczywiście jakże mogło by być inaczej - była tam wielka kolejka i długo czekali. Fart w trakcie drogi lamentował, ale w poczekalni poszedł spać i od czasu do czasu będąc mizianym gruchał sobie pod noskiem. Sama wizyta była krótka i bezbolesna oraz dość spokojna. Fart ważył ponad 3800 gram. Taka lekka bułka już z niego się zrobiła, ale brzuszka to nie ma - to same mięśnie.
czekając na wizytę

na stole zabiegowym

Reszta dnia to po prostu spacerowanie  a przede wszystkim wykańczanie mebelka. Jeszcze trochę będzie z nim roboty, ale już wygląda co raz ładniej. 
W piątek długo wstawaliśmy, bo koty biegając niemal całą noc zarządziły, że rano wszyscy śpią. Jak koty mówią, że wszyscy śpią to tak musi być i basta. Nawet spały dość blisko siebie, co w ich przypadku znaczy, że są zmęczone i musimy spać - nie ważne gdzie i kiedy. Ja sobie spałem i liczyłem, że ten czas będzie trwał w nieskończoność. No niestety, w końcu trzeba było wstać i iść i ruszyć w świat. Tym razem zabraliśmy Fuksję do transporterka i ruszyliśmy do weta.
nie wstajemy

Tym razem pojechałem z Fuksją, ale po krótkim spacerku postanowiłem zostać w aucie nie siedzieć w poczekalni, czego bardzo nie lubię, bo się tam strasznie nudzę. W LaBuni mogę sobie pospać a w poczekalni to nie bardzo. Fuksja za to za bardzo nie była zadowolona z pobytu w transporterze i w poczekalni. Nie potrafiła się zrelaksować, ale w przeciwieństwie do Farta dość spokojnie i cicho zniosła jazdę samochodem. Pewnie zastanawiacie się, czemu ja nie byłem szczepiony. Odpowiedź jest bardzo prosta. W niedzielę będę oddawał krew a tydzień przed jej oddaniem nie można się szczepić. Tak więc ja poczekam na swoją kolej.
w oczekiwaniu na zastrzyk

Popołudniu za to czekało mnie wielkie wyzwanie. Koty zostały i dostały zadnie do pilnowania mieszkanka a ja z człowiekami pojechałem - oj daleko pojechałem, bo do Zawiercia. Człowieki wybrali się na spotkanie autorskie wielkiej pisarki a ja po prostu zmęczyłem się tą drogą i musiałem to odespać. No powiem wam, zmęczyłem tak bardzo, że jakbym sam ciągnął LaBunie. Gdy człowieki skończyli to Pańcio mnie siłą wyciągał z LaBuni i zmusił do przespacerowania. Szybko zrobiłem siku i skoczyłem przywitać się z wielką pisarką i nie tylko.
no już biegnę się przywitać


Człowieki jeszcze poszli coś zjeść a ja to przespałem. Ale w końcu przyszedł czas powrotu do domku. Pod klatką schodową jeszcze sobie pospacerowałem i wparowałem do domku, gdzie kot szalał z wyszytymi przez Pańcię literkami. W zasadzie to Fart nie zwracał uwagi na to o z nim się dzieje.  Fuksja po kilku chwilach kontaktu z uszytkami udała się na swoje miejsce spoczynku. Tak się skończył ten nas aktywny piątek.
idealna podpórka do spania

bo główka mu trochę opada


Sobota była taka leniwa, że człowieki ani jednego zdjęcia nie zrobili. Zwierzeca paczka zresztą też była wyjątkowo leniwa i nie robiliśmy nic. W zasadzie ten błogi i leniwy spokój mógłby trwać wiecznie, ale przyszła niedziela. Ważna niedziela. My to mamy tak, ze po dniach lenistwa przychodzą dni wielkiej pracy i wielu obowiązków. Musieliśmy wstać z samego rana i jechać do Bytomia do przychodni "Silesia-Vet", gdzie po raz czwarty uczestniczyłem w akcji oddawania krwi dla zwierzaków organizowanej przez bank krwi imienia Milusia. Byłem drugi w kolejce, więc byłem z samego rana. Przychodnia pięknie ozdobiona a obsługa w niej rewelacja. Chwilę poczekaliśmy i już po chwili byłem w gabinecie i dobrze znany mi krwiopijca przywitał się ze mną. Jestem podobno jedynym bassetem oddającym krew i ten Pan dobrze mnie zapamiętał. Był z nim miła Pani i to jej przypadło wkłuwanie się w moją szyję. Spokojnie leżałem i czekałem na wydarzenia - spokojnie bo miałem kaganiec. Na szczęście tym razem wszystko przeleciało bardzo spokojnie a przede wszystkim oddałem pełną dawkę i to bez najmniejszych problemów.
no już wstaję

nowy wet?

w poczekalni

a krew oddaję tak! (foto. Przychodnia Weterynaryjna "Silesia-Vet")

Dość szybko wyszliśmy z czaderskim długopisem w kształcie strzykawki, chustą i karmą dla mnie,kropelkami przeciw kleszą a przede wszystkim z dumą. Gdy już odjeżdrzaliśmy to pod przychodnią pojawił się inny basset. PRzecieraliśmy oczy ze zdumienia, ale ta przygodnia ma pacjenta basseta. Tym razem przyszedł do weta z chorym uszkiem. Trochę się bał Pańcia. Basset ma na imię Bafik i ma 8 lat. Ma też towarzyszkę swojego życia - bassetkę o imieniu Skali (chyba) w wieku 14 lat. Ja to wszystko oglałem z auta a Pancio nie chciał dodatkowo stresować piesia i szybko się pożegnał a my pojechaliśmy pozałatwiać kilka ważnych rzeczy na mieście i udaliśmy się na spacerek po Górze Hugona. Nie za długi spacerek.
chusta już upaćkana

Reszta dnia była już bardzo leniwa. Koty spały sobie w swoich ulubionych miejsca. Fuksja wygrzewała się na parapecie a Farcik wylegiwał w swoim nowym ulubionym miejscu - czyli na jeżdżącej szafce z miękkim legowiskiem na górze. To był dobry tydzień, aktywny tydzień. Czas odpocząć i spać. Do ugryzienia!
parapecik

nowe ulubione miejsce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz