czwartek, 5 stycznia 2017

Mróz

Pierwszy poniedziałek nowego roku zaczął się bardzo leniwie. Długo spałem w swoim mieszkanku ze swoimi człowiekami. Nic  tak dobrze dnia nie układa jak pewność, że są człowieki, które kochają. Spać można bardzo długo i nawet można zagłuszyć naturalne potrzeby aby jak najmniej wychodzić. Bo naprawdę są takie dni, że naprawdę są ważniejsze rzeczy do zrobienia. Powiadają, że tak jak wyglądają pierwsze dni nowego roku, tak wyglądać będzie cały rok. Oby to była prawda, bo w pierwszy poniedziałek 2017 roku byłem bardzo szczęśliwy a i człowieki wyglądali i na szczęśliwych. Niech tak zostanie.

dobry dzień


Dzień wszystkim upływał na spaniu. Cała zwierzęca brać szukała kontaktu z człowiekiem. Nic dziwnego, bo za oknem robiło się bardzo zimowo. Śnieg prószył bardzo mocno i chyba wszyscy po cichu powtarzaliśmy - zaczęło się. Zarówno ja, jak i koty czuliśmy w środku, ze ten śnieg szybko nie zniknie i przyniesie coś więcej. Całe szczęście, że puki mogłem sobie spokojnie posiedzieć w domku. 
przytulasek Pańci

Niestety w nocy a w zasadzie wieczorem nie udało mi się już odwlekać wyjścia na spacer i po prostu musiałem, choć bardzo nie chciałem. Ze snu wybudził mnie Pańcio a w zasadzie to założona mi na szyję obroża. Z wielkimi oporami wyszedłem aby spacerować po tym białym puchu, który wchodzi mi między paluszki i się nie da z tym chodzić.
ale muszę?

No i w końcu ruszyłem na ten spacer, ruszyłem na tą wyprawę. Ciemna i głucha noc była rozświetlona przez śnieg. Było wyjątkowo jasno ale chodzenie nie należało do najprzyjemniejszych. W dodatku śnieg ciągle padał i nie miał zamiaru przestać - tak jak czułem - zaczęło się! W tym całym spacerowaniu nie było sensu udawać się gdzieś dalej. Zresztą było już późno i zrobiliśmy tylko rundkę po osiedlu. Nie napotkaliśmy ani jednej żywej duszy. Miałem wrażenie, że jesteśmy w opustoszałej krainie. Cały zasypany śniegiem, ale niezwykle rześki wróciłem do domku i oczywiście poszedłem spać! 
no tutaj też pada

ani żywej duszy


Kolejnego dnia już od samego rana miałem wrażenie, że cały świat stanie. Śnieg zdawał się przybierać na sile. Gdyby to był sam śnieg, ale do tego doszły jeszcze inne dość niekorzystne warunki atmosferyczne takie jak wiaterek, brak słońca i spadająca temperatura. Poranny spacer nie wniósł nic dobrego do mojego życia i pozostało mi się tylko cieszyć, że był krótki, ale przy tym bardzo owocny. W domku było dane mi pospać do woli i tylko koty nie dawały żyć.
aaaaaaaaaa wracajmy już!

To był bardzo koci dzień. Człowieki zabrali się za jakieś rysowanie po kolorowym papierze a potem to wszystko wycinali. No oczywiście Fart był przy tym i wszystkiego doglądał. W zasadzie to aktywnie uczestniczył w tym. Pomagał z rysowaniem i wycinaniem. Po prostu taki pracuś z niego, że aż człowieki nie byli w stanie zrobić tego bez niego. Potem to już tylko małe ciachu ciachu na materiale i sprawą zajęła się Pańcia. Zasiadła przy nowiutkiej maszynie do szycia. Najpierw wnikliwie przeczytała instrukcję a potem igła i nic poszła w ruch. Po kilku chwilach wszystko było gotowe i pozostało tylko wypełnić kuleczkami nowy uszytek. Dużo tego poszło, ale poducha była wielka i przypominała takiego zwierza z telewzorni - węża, czy coś takiego. Samego wypełniania nie widziałem bo udałem się na śnieżny spacerek a po powrocie wszystko było gotowe i leżało w sypialni.
co tam masz - pomogę

już spoko, zaraz to opanuję

lepiej bym to pogryzł

W domu wszystko wiodło się powoli i spokojnie. Pogoda się zmieniała na bardziej ekstremalną. Na szczęście razem z kotami mamy to szczęście, że mamy dach nad głową i ciepełko oraz pełne miseczki. Własnie wracając do kotów, Fuksja ostatnio uwielbia bawić się  siatkarkę. Znaczy człowieki rzucają jej paragony lub papierki po cukierkach a ona je odbija w ich stronę i tak do czasu aż papierek nie spadnie na ziemie, gdzie przejmuje go Fart. Fuksja tym razem obudziła się tak po prostu i od razu zabrała papierek człowiekowi i pilnowała go jak największego skarbu. Uśmialiśmy się, ale niestety wszystko się skończyło, gdy musiałem wyjść na spacerek. Ech koty to mają fajnie, bo mogą siedzieć cały dzień w domku i nikt ich nie zmusza do wychodzenia. 
mój papierek

nawet nie próbuj mi zabierać!

Środa zaskoczyła mnie jeszcze bardziej niż poprzednie dni. Na porannym spacerku na w okolicach Góry Hugona doszedłem do wniosku, że jak jeszcze trochę popada to będę potrzebował szczudeł lub jakiejś maski do oddychania pod śniegiem. Mam nadzieję, że wkrótce na niebie pojawi się słoneczko, które sprawiło by, że męczące brodzenie w śniegu było by przyjemniejsze.
no śniegu już po brzuch

i jak ja mam tu spacerować i się relaksować?

W domu absolutnie wszyscy się relaksowaliśmy. Ten tydzień był bardzo leniwy. To wszystko przez tą mroźną aurę, która zmierzała w naszą stronę. Czułem się osaczony przez zimę. Nawet koty tak czuły. Oba starały się przesiadywać jak najbliżej Pańci. W zasadzie to przesiadywać to trochę na wyrost - one po prosty spały. A to na kolanach a to na podusi obok Pańci. No po prostu rogale ciepła na 100%.
męski rogal

Ja niestety musiałem przed snem znowu wyjść na ten zimny dwór. No tak się mi nie chciało a tu Pańcio mnie jeszcze wyciągnął na dalszy  spacer. Na szczęście nie chodziliśmy po lesie a osiedlu. Przemarsz należał raczej do takich orzeźwiających - ciało i umysł. Wymroziło mi uchole i tyle z tego. Dobrze, że się nie pochorowałem.
spacer

We czwartek udałem się z Pańciem na spacerek. LaBunia mimo śniegu i mimo wszystkiego dowiozła nas na nad Starganiec. Tam wszędzie było biało, ale nie chodzi o jakieś tam zwykłe zaśnieżenie - niektóre miejsce były tak zasypane, że wpadałem w nie po czubek głowy. W ogóle nie było widać różnicy między jeziorem a stałym lądem. Zresztą jezioro to było tak zmrożone, że raczej nie było co liczyć, że gdzieś tam jeszcze była odrobina wody. Trochę liczyliśmy na jakieś fajne zdjęcia w słońcu, ale niestety się nie udało, przynajmniej na początku. No nic nie pozostało nam nic powędrować przed siebie. Początkowo oszołomiony byłem tym wszystkim, ale z czasem opanowałem emocje i ruszyłem dziarskim krokiem przez plażę w głęboki las.

eeeeeee ale śnieg

śnieg, wszędzie śnieg..

Spacerek w lesie przebiegał dość spokojnie. Tak w zasadzie to prowadziłem spacerek. Wędrowałem za swoim nosem. Nasza ścieżka mimo iż dość trudna to w porównaniu z okolica była dość wygodna. Jednak często z niej schodziłem, gdy tylko wyczułem jakiś trop lub zauważyłem zwierzęce ślad w śniegu - a tych było bardzo dużo. Co chwilę plątałem się w krzakach i gałęziach a to skutkowało tym, że musiał ratować mnie Pańcio. Dobrze, że on ma tyle cierpliwości dla mnie i bez słowa wyplątywał mnie. 
no i smycz się skończyła

człowieku wyplątuj mnie

Mój nos prowadził nas po ścieżkach, które nie raz przemierzaliśmy i nagle musieliśmy zawrócić, bo dotarliśmy do sterty drewna. Wiedzieliśmy, że za chwilę wyjdziemy na jakieś zabudowania - nie chcieliśmy, więc obróciliśmy się o 180 stopni i w drogę. Pańcio cykał fotki, ja szalałem w śniegu i się wygłupiałem. W końcu Pancio zadecydował, że do LaBuni wrócimy inną trasą i skręciliśmy 
jak to zdjęcie bez "mła"?

pędzę przez śniegi


Gdy zboczyliśmy w nową drogę powrotną to za naszymi plecami wyszło słoneczko. No po prostu super. Już widziałem te długie godzinki spacerowania i odkrywania nieznanego. Niestety chwilę później smycz automatyczna z lidla wydała z siebie dźwięk pękania i było po niej. Cała linka się rozwinęła, ale zwinąć się nie chciała. Całe szczęście, że jest na gwarancji rocznej i chyba mamy na nią paragon. Trzeba ją zanieść. Jednak puki co mieliśmy wielki kłopot, bo smycz to linka, której w rękach się nie da trzymać. Tak więc zapadła decyzja aby wracać. Robiliśmy to w dość szybkim tempie i musiałem tylko iść dość spokojnie. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł jakiegoś badyla i z nim nie pobiegał. Było fajnie, ale linka ciągle się mi plątała między łapkami i w końcu musiałem zaprzestać. Pozostało mi tylko pozowanie do fotek, które w takiej pięknej aurze miały wyjść fajnie a wyszły jak zwykle.
z badylem

 Powolutku wędrowaliśmy w stronę auta i nie spotkaliśmy ani jednej żywej duszy, czy to psiej czy człowieczej. Od czasu do czasu tylko zastukał dzięcioł w drzewo lub jakiś inny ptaszek zaświergotał. Szkoda, że tak szybko musieliśmy wracać do auta i do domku. Zresztą pewnie kocie rodzeństwo i Pańcia za nami tęskni. 
w śniegu 

daleko do tego auta?


czy ja tam widzę auto?

czuję, że zaraz będziemy

czy ja mam coś na nosie?

Wdrapując się po schodkach do mieszkanka spotkała nas jeszcze jedna niespodzianka. Jakiś czas temu moje człowieki wzięły udział w bazarku na rzecz bassetów w potrzebie i zakupiliśmy coś naprawdę super - bassecią ściereczkę do okularów. Przyszła w super ekstra pięknie przyozdobionej kopercie. Jeszcze tylko muszę zakupić sobie okulary. Tylko pytane jakie? Ostatnie spacerki były straszne pod względem temperatury. Ta spadała tak gwałtownie, ze dało się zobaczyć wydychane powietrze. Uszy mało mi nie odpadły. No nic, jutro piątek i to najlepszy z możliwych, bo wolny. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz