niedziela, 5 marca 2017

Ciągle ten remont

Poniedziałek przywitał nas wspaniałą pogodą. Słoneczko świeciło, więc o poranku ruszyliśmy odwiedzić dawno niewidziany Park Skałka. Jednak mimo wielkich chęci nie daliśmy rady zrobić całego kółeczka. Okazało się, że dotarcie do parku i załatwiania wszystkich spraw po drodze okazało się być bardziej czasochłonne niż nam się wydawało. Tak więc naszą wizytę w parku skróciły nie tylko obowiązki, ale także chłodny wiaterek. Po kilkunastu minutach wsiedliśmy w LaBunię i do domku. 
ech. Jak to czas wracać? A pogoń za kaczkami?

W domku okazało się, że salon ma więcej niż dwie ściany. Nie wiem jak mogłem to przeoczyć, ale przeciętne pomieszczenie będące pokojem ma co najmniej cztery ściany. Zaskakując? Mnie też to zaskoczyło i poniedziałek był dniem malowania reszty salonu. Cała ta masa mebli i szafek spod telewizora powędrowała na środek pokoju. Znowu zrobił się wielgachny bałagan. Znowu  nie miałem gdzie spać. Po przygotowaniu ściany do malowania Pańcio zabrał się za wieszanie półek w sypialni i znoszenie książek. Wszystko miało się dobrze, do czasu. Pańciowi nie chciało się przykręcić dwóch śrubek i możecie się domyślić jak to się skończyło.Tak dokładnie. Cześć półek, połączonych ze sobą po obciążeniu książkami po prostu odpadła do ściany. Pańcio uratował cześć ich, ale bez pomocy Pańci się nie obyło. Efektem awarii były cztery piękne dziury na świeżo pomalowanej ścianie. Jedna z nich była wielkości mojej miski na karmę. Tak więc książki wylądowały na szafie a skończona sypialnia nie była już tak skończona. Dziury zostały zaklejone i czekały na wyschnięcie. Bardzo długo trzeba będzie czekać. Tym czasem wróciliśmy do salonu. Tam ruszyło malowanie pełną gębom. Ściany powolutku zmieniały się w fioletowe znaczy się na szare. Wszystko powolutku stawało się normalne, co raz bardziej normalne. Ściany kilka razy trzeba było malować, ale bardzo nam się to podobało. Szkoda tylko, że nie chciało nam się ścian gładzić, bo efekt byłby jeszcze bardziej powalający.

no i gdzie tu mam spać?

Koniec końców nie udało nam się skończyć wszystkich zaplanowanych prac na ten dzień. Człowieki musieli gdzieś jechać a ja musiałem im pilnować auta, więc sami rozumiecie. Na szczęście na koniec dnia było już trochę normalniej. Zmęczony, ale zadowolony z siebie poszedłem spać zmęczony jak koń po westernie. 
Wtorek to dalsze malowanie salonu. Ze swojego miejsca zniknęły wszystkie rzeczy a koty najbardziej bolał fakt, że ich legowisko grzejnikowe wylądowało na kanapie. Z wielkim smutkiem, ale mimo wszystko znalazły sobie miejsce do spania. One potrafią się dostosować do wszystkich możliwych warunków. W między czasie okazało się, że wycieraczka w mieszkaniu zamieniła się w miejsce do siusiania dla Farta. Oj sprzątanie nic nie dawało i się uparł. Pewnie skończy się tym, że trzeba będzie to co najmniej spalić. 
no my się nie wyśpimy?

Na koniec dnia się wszystko udało zakończyć, nawet wszystko wróciło na swoje miejsce a mieszkanie wyglądało jakby nic się w nim nie działo. Nasze malowanie zdradzały tylko nowe kolory ścian i przedpokój pełen różnych różności w postaci wałków i wiaderek. Powiem szczerze, że nie udało by się nam, gdyby nie to, że Pańcia pomalowała grzejnik. Poszło jej to mega fajnie i byliśmy bardzo zadowoleni z siebie. Gdy słońce zaszło to udaliśmy się z Pańciem na spacerek. Podziwialiśmy wielką śmieciarę, która jeździła pod naszym blokiem bardzo długo i sądząc po efektach jej pracy można powiedzieć, że jest to trochę koparka. Jej obsługa bardzo długo zasypywała dziury jakie wyjeździła na parkingu. Mimo ich szczerych chęci bardzo długo w tym miejscu nic a nic nie zaparkuje. No ale cóż, jedni psują a inni jak ja i mój pomocnik naprawiają - znaczy malują.
to ta straszna śmieciarka

Pierwszy dzień nowego miesiąca znowu upłynął nam na malowaniu. Słoneczko za oknem było nie ważne, my dumni z dotychczasowej pracy udaliśmy się na malowanie kuchni. Koniec końców i dzięki mojej pomocy udało nam się pomalować całą kuchnię i to na dwa kolory. Zahaczyliśmy o kawałek przedpokoju i co najlepsze? Zabezpieczyliśmy całe nasze malowanie przed niszczącą siłą moich glutów. To był dobry, ale i bardzo pracowity dzień. Na koniec okazało się, że został nam tylko kawałek przedpokoju i będzie koniec malowania. Niestety jest t najbardziej problematyczna część, bo tam odłazi farba i będą kłopoty. 
to co? dziś kuchnia?

O poranku w środę pojechaliśmy na osiedle tysiąclecia w Katowicach. Plan był tak by parkiem i łąkami przejść nad jeziorko. Niestety jak się okazało zaparkowaliśmy dość daleko od jeziorka i nasza wędrówka zakończyła się nim dotarliśmy do celu. Z miłą przyjemnością się spacerowało i obwąchiwało nowe miejsce, ale w głowie ciągle miałem myśli o tym malowaniu. Oj bardzo chciałem wracać do domku i w końcu skończyć ten remont.
słońce, długa smycz - czego chcieć więcej!

Gdy przekroczyliśmy drzwi mieszkanka to od razu zabraliśmy się za robotę. Najpierw szpachlowanie i szlifowanie, potem ponowne szpachlowanie i o dziwo znowu szlifowanie. Pył był wszędzie i w trakcie malowania kolejne dziury wychodziły. Ech od razu mówiłem człowiekowi, że łatwiej by było,  gdyby całą ścianę wygładzić a nie tylko dziurki. No i przez to wszystko te dwie ściany robiliśmy bardzo, ale to bardzo długo. Męczyliśmy się z tym, ale się w końcu udało. Udało nam się i w końcu całe nasze mieszkanko (poza łazienką) stało się fioletowe, znaczy szare. Pozostało nam tylko sprzątanie i spanie!
Piątek rozpoczął się bardzo leniwie. Nie chciało nam się wstawać i bardzo długo staraliśmy się aby się nie budzić. Leżeliśmy ile się dało. Ja nie chciałem wstawać, koty nie chciały wstawać i człowieki też nie. Koniec końców bardzo długo leniuchowaliśmy w wyrku.
ale po co wstawać?

No więc nasze wstawanie miało większy sens. Piątkowe przedpołudnie wykorzystaliśmy na sprzątanie szafy. Wyrzucaliśmy wiele, chowaliśmy do pudełek i przenosiliśmy na inne miejsca. Koniec końców utworzony bałagan z czasem się zmniejszał. My oczywiście z kotami bardzo pomagaliśmy we wszystkim. Oj bardzo, ale to bardzo. Człowieki nie mogli się od nas opędzić. Człowieki nie mogli zrezygnować z naszej pomocy. Nawet nie wiem kiedy zleciało nam pół dnia i za oknem zrobił się ciemno. Kto to widział aby byle sprzątanie szafy trwało tak długo.
ale na pewno to wyrzucacie? przecież mogę na tym spać!

To co chwilę wcześniej pisałem o piątku doprowadziliśmy do perfekcji w sobotę. Jeszcze dłużej wstawaliśmy, jeszcze wolniej rozpoczynaliśmy nowy dzień. Tylko koty trochę buszowały po sypialni a zwłaszcza po i wokół komody. Koty jak nie mają jedzenia w misce to nie pośpisz. O nie, to jest niemożliwe i kropka. Fuksja mimo iż ostatnio jest bardzo nietykalska i na wszystkich syczy to z wielkim zainteresowanie oglądała harce Farta. Ja to wszystko miałem w nosie, bo już byłem na spacerku natura mnie nie cisnęła. Mogłem spać i wylegiwać się już długimi godzinami. Niestety nie było tak pięknie Człowieki wstali a my ruszyliśmy do sprzątania. Po tym malowaniu to chyba nigdy się nie ogarniemy, a z tego co słyszałem, to niedługo będziemy robić łazienkę, a tam to pewnie jeszcze bardziej się nabrudzi.
 no miziaj człowieku!

kobieta to i przy malowidłach

Farcie harce

co on tam wyprawia!?

śpię, nie przeszkadzać!

W trakcie sprzątania koty harcowały po całym mieszkanku. Były wszędzie, zresztą jak i ja. Przy okazji zostałem wyczesany a tuż po sprzątaniu okazało się, że sprzątanie jest konieczne ponownie, ze względu na nasze łobuzowanie i sierściowanie całego mieszkanka. Wszystko z wolna się układało i mieszkanie zaczynało wyglądać co raz ładniej. Tylko te koty, które nie potrafią się ze sobą dogadać. Pańcio postanowił je ukarać za syczenie i walki. Zamknął je w pojemniku. Fajnie, bo się uspokoiły, ale szkoda, że zrobił to na moim legowisku i nie miałem gdzie spać. No ale, dla większego dobra trzeba się poświecić. Zresztą za niedługo mieliśmy iść na spacerek, więc bez sensu było kłaść się spać.
kot buszuje

człowiek, weź mnie odkurz!

skrytobujca

kara za niedogadywanie się

Spacerek po Górze Hugona był bardzo relaksujący. Od początku malowania bardzo mi tego brakowało. W końcu mogłem porządnie powędrować między drzewami. Mogłem potykać się o gałęzie i wąchać trawki i krzewy. Oj delektowałem się każdą chwilką. Zresztą nie tylko ja byłem zadowolony, bo Pańcio też był uśmiechnięty i zadowolony, ze tego co się działo. Było słonecznie i dość przyjemnie, więc tylko największy gbur mógłby być smutny. My jesteśmy wesołe chłopaki i cieszymy się niemal wszystkim. Coś czułem w kościach, że o zimie i śniegu na razie możemy zapomnieć! W końcu idzie wiosna i to się czuło.
hej daj mi chwilkę!

no poczeka, chwilkę i idę

ojej a tam też nie ma zimy?

no jeszcze nie zielono, ale już nie biało!

o jacie wiosna idzie

wczuwam się w atmosferę przedwiośnia

Szkoda, że spacerek nie mógł trwać cały dzień. Niestety mieliśmy jeszcze trochę obowiązków. Przebrnęliśmy po dość dużym kółeczku przez podmoknięte pole i wróciliśmy do domku. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi. I gdyby nie to, że zaraz po jedzonku trzeba było jeszcze raz posprzątać to bym poszedł spać. No ale przecież nic się w naszym domku beze mnie nie zrobi i musiałem pomóc w sprzątaniu. Potem to już było tylko spanie i odpoczywanie.

sprzątanie

W końcu przyszła niedziela. Dzień wyczekiwania. Zleciał bardzo szybko, oj bardzo a najlepsze, że mieliśmy gości. Przyjechał do nas najmniejszy członek rodzinki wraz ze swoimi rodzicami. Początkowo trochę go przestraszyłem swoim podekscytowaniem, ale z czasem chyba przypadliśmy sobie do gustu. On się przyzwyczaił ja też. Nawet Fuksja się w nim zakochała i pozwoliła sobie skraść buziaka. No mówię wam, wszyscy byliśmy w szoku.Nawet poszliśmy wszyscy na malutki spacerek. Pokazałem im pobliskie łąki i trochę lasku. Oj było fajnie. Najmłodszy najbardziej zainteresował się Fartem, ale on go unikał i uciekał przed nim, gdzie pieprz rośnie. W końcu nawet koty zasnęły gdzieś poza zasięgiem dziecka. Ja zasnąłem na podłodze. Wszyscy byli ze mnie i z kotów dumni i chyba tak sobie to wszystko wyobrażali. Ja też byłem z siebie dumny, bo zjadłem trochę lodów i trochę pospacerowałem. Ta niedziela była idealnym zwieńczeniem tygodnia. Tak mogły by się kończyć wszystkie tygodnie do końca świata. No a po niedzieli powinien być jeszcze jakiś przedponiedziałek, czy coś. Do ugryzienia!
idziecie?

no człowieki poszli a ja jeszcze małe siku i też idę

byłem grzeczny - prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz