piątek, 26 sierpnia 2016

mnie nie chcieli

We czwartek o świcie, czyli zaraz po śniadaniu i załatwieniu wszystkich ważnych rzeczy, ruszyłem  z Pańciem do Gliwic, a tam zaraz ruszyliśmy na spacerek wokół jeziorka. O "świcie" byli tam tylko wędkarze, no i my. Kręciliśmy się między jeziorkami i wąchałem. Było sporo ciekawych tropów i śladów, jednak nie było mi dane podążać, za choćby jednym z nich. Musiałem iść tam gdzie Pańcio chciał i kropka. Dobrze chociaż, że mieliśmy długą smycz i mogłem sobie pobiegać wokół Pańcia.
ktoś tu był?
Te jeziorka i ich okolice są bardzo fajne. Wszystkim z czystym sumieniem mogę polecić przechadzkę po tych terenach. Są kosze przynajmniej na początku i dość czysto. Przyjaźni ludzie i od czasu do czasu można spotkać jakiegoś psiaka. Najważniejsze jednak jest to, jeziorka są dość fajne i można z nich się napić. W niektórych miejscach ciężko dostać się do niej dostać, ale zapewniam, że naprawdę warto. Są tu miejsca piaszczyste niczym plaże nad Bałtykiem, tylko o wiele wiele mniejsze a są też i porośnięte szuwary.

czy to Bałtyk?

ale dzikie szuwary

W trakcie wędrówki odeszliśmy od jeziorka. Udaliśmy się w kierunku estakady drogowej trasy średnicowej. Tam oprócz zwykłego spacerowania i załatwiania swoich prywatnych spraw pobiegałem trochę z patyczkiem. Tym ostatnim wywołałem sporo radości w przechodzących nieopodal ludzi. W końcu jednak i ten spacerek się skończył. W końcu poszliśmy odwiedzić mieszkanko z kafelkami. Tam mogłem odsapnąć i się zdrzemnąć. Dobrze, że chwilę odsapnąłem, bo przed nami było sporo jeżdżenia. Ech LaBunia nas woziła tak dużo, że się zgubiłem gdzie byłem i po co? 
idziemy

jaka pyszna trawa

biegnę z patyczkiem!

Na szczęście w końcu wróciliśmy do domku i gdy odpoczywałem to Pańcio wtaszczył do domku wielki żółty worek. Po chwili niuchania domyśliłem się, że to coś dla mnie, coś smacznego. To moja karma. Oczywiście nim nie wylądowała w pudełku na karmę to pilnowałem tego jak oka w głowie. Potem jakoś trochę mieliłem w paszczy tą pustą torbę, aż w końcu przemieniła się w nic nie znaczące skrawki papieru porozrzucane na całej podłodze najmniejszego pokoju. Doskonała zabawa była a Fuksja tylko na to patrzyła z politowaniem zastanawiając się jak można takie głupie zabawy urządzać. I wieczorem ganiała za zwiniętym w kulkę paragonem.
moja karma, tylko moja i będę jej pilnował

wzrok politowania

Piątek, piąteczek od samego rana był dniem bardzo aktywnym. Korzystając z ciepła pojechaliśmy w okolice Czarnego Stawu. Po zaparkowaniu LaBuni ruszyliśmy stawić czoła przygodzie. Spacerek lasem o poranku to świetne doświadczenie. Pomimo tak zurbanizowanej okolicy w lesie można odetchnąć pełną piersią, powdychać świeże zapachy i zobaczyć piękną grę świateł. Szybko zostawiliśmy pierwsze jeziorko za sobą i zagłębialiśmy się w dziki nieodkryty lat - wędrując po asfaltowej drodze. Z tą dzikością to trochę przesadziłem, ale spacerowało się nam bardzo fajnie. Biegałem na długiej smyczy, zbierałem patyczki i ogólnie się bardzo mocno relaksowałem. Długa smycz w tym przypadku sprawdzała się doskonale i jakimś cudem nigdzie się nie zaplątała. W końcu nasza droga doprowadziła nas nad cel naszej podróży. Czarny Staw wydawał się całkowicie opuszczony. Nie widziałem, żadnych ptaków, wędkarzy. Rozświetlona przez słońce tafla wody prezentował się bardzo ładnie. Nie mogłem sobie odmówić jednego czy dwóch łyczków. Oczywiście po uzupełnieniu poziomu wody w zbiorniczku zebraliśmy się do powrotu. Inna droga, zdecydowanie bardziej dzika i malownicza. Przedzieraliśmy się miedzy krzaczkami, nad brzegiem małego jeziorka. Tam z przeciwnego brzegu obserwowali nas wędkarze. Dokładnie to mnie i moje figlowanie oraz szczekanie. Z tego ostatnie chyba nie byli za bardzo zadowoleni, bo może płoszyłem im ryby, czy coś takiego. W końcu dotarliśmy do LaBuni i do domku. Tam sprzątanie, tam leniuchowanie i w końcu popołudniowy spacerek.  

no idziesz?

dziki las

chwila odpoczynku

łyk wody

wracamy?

Popołudniowy spacerek po Górze Hugona był bardzo męczący. W ogóle nie miałem ochoty na niego wychodzić, ale w końcu przecież trzeba robić to i owo a w domu jest to raczej nie wskazane, gdy jest się dużym pieskiem. Z resztą gdy jest się malutkim to też nie jest to mile widziane. W każdym razie Pańcio mnie bardzo wymęczył na tym spacerku. Kazał skakać przez powalone kłody, chodził po jakiś dziwnych miejscach, ale na szczęście w końcu dał za wygraną i wykończony wróciłem do domku. W końcu mogłem się delektować piątkiem. W końcu mogłem się wyspać.
hej człowiek daj na wstrzymanie

 skok jak gazela

hej człowiek, tu znalazłem miejsce wypoczynku

Sobota była dniem bardzo szybkim. Najpierw rano pojechałem z Pańciem do sklepu kupić to i owo, a potem szybko wróciliśmy do domku aby posprzątać. Popołudniu odwiedziła nas jakaś miła Pani. Nie była jednak długo a chwilę po tym jak nas opuściła my też się zebraliśmy. Człowieki zawieźli mnie do mieszkanka z kafelkami i tam porzucili. wolno i spokojnie tam sobie czekałem. Wieczorny spacerek odbyłem z gospodynią. Spacerowaliśmy sobie spokojnie i było bardzo przyjemnie a gdy przechodziliśmy koło domu  Freda to stanąłem jak wryty, stanąłem jak zamurowany i iść nie chciałem. W końcu wyplątałem się z obroży i pobiegałem, nie dając się złapać. Dopiero po jakimś czasie moje pojmanie stało się faktem za sprawą dwóch Panów. Z oporami wróciłem do mieszkanka z kafelkami. Gospodyni już nie była taka miła, w zasadzie to była na mnie bardzo zła. Potem przyjechał po mnie Pańcio i pojechaliśmy do Bojkowa. Było już dość ciemno a tam na miejscu, było sporo ludzi. Wszyscy byli mną zachwyceni i głaskali. Jak się okazało wszyscy mnie dobrze znali. Ze wszystkimi się przywitałem bardzo wylewnie. Wszystko obwąchałem i jak się po chwili dowiedziałem to były urodziny Wiki, na które nie byłem zaproszony. Ech bo podobno, ukradłbym całe jedzonko nim było by gotowe do zjedzenie. No w zasadzie to nie ma powodu do obrażania się, bo grała tu głośna muzyka a ja wolałem spać. W każdym razie złożyłem życzenia Wiki i po chwili już się żegnaliśmy i wracałem do domku. Zasnąłem jak kamyk, nawet nie wiedziałem kiedy. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz