piątek, 1 lipca 2016

Upalne kopanie

We czwartek od samego rana myślałem tylko o tym, że wieczorem będzie meczyk. Nie mogłem się doczekać by dopingować naszych. Wstałem skoro świt i czekałem prawie w nieskończoność aż wszyscy wstaną. Najpierw potowarzyszyłem Wiki, ale chwilę później już byłem w swoim legowisku tylko po to by czekać na wstających Borowskich. Na szczęście i oni się zebrali i dzień się zaczął. Śniadanie, przyszykowanie do wyjścia i krótka jazda LaBunią. Potem z Pańciem ruszyliśmy na spacerek 
mam patyczek i zamierzam go zabrać do domku i co zrobisz? Nic nie zrobisz
Spacerek w wielkim słońcu był fajny jeśli kryło się pod drzewami. W takich warunkach wszystko, ale to naprawdę wszystko jest do zniesienia. Taki przyjemny ale i męczący spacerek pozytywnie nastawiał do reszty dnia. Ta z powodu ciepła była bardzo leniwa choć wszystkie domowe rzeczy zostały zrobione i czekaliśmy cierpliwie na dziewczyny, cierpliwie czekaliśmy z gotowym obiadkiem. W między czasie zdążyłem zjeść obiadek i trochę pospacerować po osiedlu. Bardzo się cieszyłem gdy w końcu przyszły. Po zjedzeniu obiadku poleniuchowaliśmy wszyscy w salonie. Oj czekaliśmy na wieczór, czekaliśmy na meczyk. Pomimo wewnętrznego poddenerwowania oddawaliśmy się błogiemu relaksowi
drzemka

spanie z mizianiem

Po kolacji poszliśmy na szybki wieczorny spacerek aby zdążyć na rozpoczęcie. Gdy zaczynali grać hymn to wszyscy siedzieliśmy jak na szpilka z dumą słuchając naszych kibiców. Ledwo ochłonęliśmy po tym a już na ekranie stała się rzecz niemożliwa, niemal mistyczna - sen. Polacy szybciutko strzelili gola. Olbrzymia radość. No uszy to mi fruwały po całym pokoju z tej wielkiej radości. Potem to już nie chciałem oglądać meczu. Wierzyłem, że jak usnę to mecz się skończy i Polacy zagrają w półfinałach. No niestety, po wielkim naporze piłka wylądowała w naszej siatce. Na morderczej dogrywce to nie mogłem już zmrużyć oka. Nerwy przeplatały się nadzieją na pozytywne zakończenie rozgrywki. Niestety mecz się zakończył i na ekranie musieliśmy oglądać horror w postaci karnych. Ponieważ nie mam kciuków, to trzymałem swoje uszy, z całych sił a każdy karny to mało nie doprowadził mnie do zapaści lub czegoś na ten kształt. Tym razem Pańcio nie oglądam ze mną meczu na podłodze, więc nie mogłem go ściskać z nerwów i musiałem te swoje biedne malutkie uszka męczyć. W zasadzie to wolałbym spać i dowiedzieć się wyniku później. Niestety Polacy karnego nie strzelili i nasze marzenia się skończyły. Po chwili smutku poczułem wielką dumę i radość z tego co zgotowali nam nasi piłkarze. Z lekkim smutkiem poszedłem spać, choć muszę przyznać, że długo zasnąć nie mogłem.
nasi grzeją gardła!

Kolejny dzień był równie upalny, w TV ciągle rozprawiali o tym jaki to był wspaniały mecz, jak to nasi dobrze grali i w kółko powtarzali te karniaki i bramki. Powiem szczerze, że nie mogłem tego słuchać i oglądać i cały dzień przespałem w tym upale. Naprawdę muszę przyznać, że odechciewa się wszystkiego w takie gorące dnie. W piątek to miałem nadzieję na niewielkie ochłodzenie aby można było odetchnąć. Ledwo mogłem patrzeć jak Borowski ogarnia to mieszkanko. Dobrze, że ja nie musiałem, choć muszę przyznać, że codziennie swoimi uszami szoruję podłogę i jakoś nikt mi za to nie dziękuję. Gdy robiło się chłodniej to dziewczyny wróciły i pojechaliśmy do Gliwic odwieźć Wikę. Z Pańciem zamiast do Freda udałem się na spacer po okolicy. Oj jak ja dawno nie byłem w tym miejscu. Nad jeziorkiem śpiew ptaków i wysoka zielona roślinność. Oczywiście nie mogłem nie skorzystać z okazji i się nie napić. Dość niski poziom wody był, ale jakoś dałem radę. Ledwo, ledwo, ale jednak dałem radę. 
uzupełniam płyny

Kaczki tylko z daleka obserwowały moje poczynania. Wyglądały na trochę zmartwione tym, że mogę im wypić całą wodę i nie będą miały gdzie pływać. Na szczęście aż tak pić mi się nie chciało i udaliśmy się dalej na spacerek. Oj udaliśmy się bardzo daleko. Przeszliśmy się pod estakadą Drogowej Trasy Średnicowej. Mój nos ciągle pracował a reszta malutkie ciałka podążała za nim. Chodziłem od lewej do prawej, od przodu do tyłu i odwrotnie. Nie mogłem się nacieszyć tymi okolicznościami przyrody. Maszerując wzdłuż drogi podziwiałem ukwiecone dzikie łąki i nawet hałas przejeżdżających w pobliżu samochodów mi nie przeszkadzał. Nie zwracałem na niego uwagi - kto by zwracał gdy słońce chowające się do spania rozświetla takimi barwami zielone łąki? Po drodze spotkałem kilka fajnych piesków z którymi się przywitałem, kilka osób było zachwyconych moimi uszkami. Ogólnie było fajnie, ale powoli szykowaliśmy się do powrotu pod autko a w zasadzie to do wejścia do Freda.
spacerowa pora

w trawie

co! Ja tam nie wejdę?

U Freda okazało się, że miska była pusta i się przez to trochę podłamałem, ale za to był najmłodszy członek rodziny, którego obwąchałem i wróciłem do poszukiwania jedzenia. W końcu udało mi się wyprosić makaron. Teraz zupełnie szczęśliwy pożegnałem się ze wszystkimi i wróciłem z Borowskimi do domku - Wiki niestety nie wróciła z nami, przez co byłem bardzo smutny i nie mogłem sobie znaleźć przez to miejsca. Ostatecznie jednak na meczu już całkowicie bez emocji zasnąłem. Do ugryzienia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz