niedziela, 6 listopada 2016

Kocia jesień

W tym tygodniu poniedziałek, taki prawdziwy poniedziałek był dwa razy. No bo po wolnym wtorku przyszła środa, czyli poniedziałek dwa. No dobra nie ma się co nad tym rozwodzić. Po prostu ruszyliśmy. Pojechaliśmy na zakupy, bo trzeba było uzupełnić braki w lodówce. No więc pojechaliśmy. Na miejscu nim Pańcio poszedł do sklepu to przeszliśmy się po okolicy, a w zasadzie to wzdłuż nowej drogi. Razem z Pańciem zastanawialiśmy się co to za droga i kiedy powstała, bo nic a nic o niej nie wiedzieliśmy.
w nieznane
Wędrówka drogą była dość fajna i to mimo niesprzyjającej aury.  Ładna okolica i powiem szczerze, że gdyby było słońce i trochę więcej skał oraz bardziej czerwona ziemia to czułbym się jak w Chorwacji. Wędrując tak i obwąchując wszystko zorientowałem się, że można tu chodzić tylko z mniejszym człwiekiem mając połamane łapki i wszyscy muszą być nieskazitelnie biali. Nie pasowaliśmy do tego schematu, ale mimo wszystko wędrowaliśmy. Okazało się, że droga zdaje się nie mieć końca, ale dotarliśmy w okolice jakiegoś jeziorka. To był punkt zwrotny i postanowiliśmy zawrócić. Ponieważ nie znaliśmy inne drogi to wracaliśmy tak jak przyszliśmy. Spokojnie i leniwie doszliśmy do naszej LaBuni. Pańcio mnie zostawił w autku i poszedł sam na zakupy. Miał listę, więc nie liczyłem, że spontanicznie mi coś kupi. Na szczęście się przygotowałem i wpisałem mu na listę (gdy nie patrzył) 10 kg kiełbasy i 5 kg szyneczki. Oby nie zauważył, że coś nie gra i kupił. Czekając drzemałem w najlepsze.
o jacie my tu nie możemy być!

łyczek wody

Pańcio wrócił, ale zakupy dał radę nieść w rękach, więc byłem pewny, że zorientował się co do mojej sztuczki i znowu nic nie dostałem. Gdy pakował zakupy do auta i gdy wracaliśmy do domku to myślałem sobie o słabych stronach mojego planu i wyszło mi, że jestem trochę zbyt łapczywy co do ilości. Następnym razem muszę się lepiej postarać.
Po powrocie do domku zastałem widok całkiem standardowy. Koty spały. Fuksja ostatnio trochę się obraziła na Pańcie i śpi trochę dalej, a to na dekoderze a to na parapecie, często można ją spotkać na podusi, tej zasiusianej przez młodego i wypranej. Teraz leży w pokoju i się "suszy". Młody natomiast śpi jak najbliżej Pańci. Jeśli by mógł to spałby pewnie jeszcze bliżej, ale przecież jest kocyk i się po prostu nie da.
śpioszek

Dzionek toczył się już bardzo spokojnie i bardzo leniwie. Ja od czasu do czasu wychodziłem na spacerki, na które nie miałem w ogóle ochoty, a koty bawiły się i jadły, ale głównie to spały. Młody, który chyba jednak zostanie "Fartem" pokazywał, że kot może spać wszędzie i w każdej pozycji i nic mu nie przeszkadza w tym.
no daj spokój, z tym spacerkiem

na torbie też jest wygodnie

W czwartkowy poranek Fuksja panowała nad poduchą. Należała do niej i nie miała zamiaru z niej schodzić. Poducha leży na krzesłach a te leżą na kanapie abym na nią nie wchodził, więc poducha jest tylko dla kotów, a tego dnia była tylko dla Fuksji. W bieli prezentowała się wyśmienicie. Wielka szkoda, że musiałem wyjść na spacer, no ale natury nie oszukam. Na szczęście szybko obróciliśmy i mogłem wrócić spać. Mogłem regenerować siły po męczącym nocnym spaniu.
Fuksja na podusi

broni poduchy jak niepodległości

Ten błogi porankowy spokój trwał dość długo i zleciało nam kilka godzin. Nie przeszkadzały nam hałasy ze sprzątania i gotowania. Wszyscy spaliśmy jak przystało na grzeczne zwierzaczki. W końcu jednak i ta malutka przyjemność się skończyła. W końcu musieliśmy ruszyć na spacer w środku dnia. Poszliśmy sobie na Górę Hugona. Pod drzewami  i po łączkach wędrowaliśmy. Nosek mój krążył po okolicy. Jak zwykle prowadziłem Pańcia a on się w ogóle nie denerwował i spokojnie dreptał za mną. Po drodze nikogo nie spotkałem i czułem się, jak na jakiejś pustyni. W sumie to nawet mi to odpowiadało. Jakoś tak spacerowanie w spokoju pozwala się zrelaksować i wyciszyć, a przy kotach całkiem sporo takiego spokoju mi się przydaje.

zapaszki

no już? Można iść dalej?

masz coś do mnie?

Po powrocie do domku obserwowałem jak koty szukały najlepszego miejsca do spania. Czasami się ze sobą kłóciły, czasami się sprzeczały, ale jakoś starały się dogadać. Młody bardzo denerwuje Fuksje tym swoim niezdarnym i ciapowatym zachowaniem, a przede wszystkim nie dbaniem hierarchię w domku. Młody po prostu nie rozumie, że Fuksja jest najważniejsza. Młody jeszcze nie zna się i Fuksja pewnie szybko go nauczy choć od czasu do czasu potrafią być najlepszymi przyjaciółmi i śpią razem w komitywie. Niestety jakoś koty nie chcą abym dołączał się do ich zabaw. Pewnie zazdroszczą mi takich pięknych uszu.
u Pańci na rękach

zgraja cała wkręca się do Pańci

młody na fotelu 

W końcu w trakcie dnia, Fart zafascynował się telewizorem. Rozsiadł się na desce do prasowania i oglądał co się tam dzieje. W niektórych momentach to aż mu ślinka leciała na pyszne jedzonko. Ech młody jeszcze nie rozumie, że w tym szklanym ekranie jest tylko fikcja i oszustwa. Inaczej być nie może, przecież jedzonko pięknie pachnie a to ze szklanego ekranu nie pachnie - oszustwo i tyle.

młody się wkręcił w kuchenne rewolucje

Śpiąc, leniuchując i trochę spacerując ciężko się zorientować, że dzień się kończy. Szybko robi się ciemno i jeszcze szybciej czas iść spać. Człowieki poszły do sypialni a ja za nimi na swoje legowisko. Koty razem zostały na jej foteliku. W trakcie nocy Fuskja zawitała w sypialni aby jak zwykle pocyckać palca, a młody puki co się tam nie zapuszcza. Ciekawe jak długo?
razem na foteliku

śpię 

W piątek odwiedził nas Pan z Fajką. Pojechaliśmy z nim na spacerek po Stargańcu, ale Pańcio nie robił mi zdjęć. Wielka szkoda, bo pogoda była cudowna i naprawdę nie rozumie, czemu tak się stało. Oprowadzałem naszego gościa po okolicy, pokazałem mu jeziorka i w końcu pojechaliśmy do mieszkanka, naszego mieszkanka. Tam chwile pogadali człowieki, chwilę posiedzieli, a w końcu nagle zostałem sam z Pańcią i kotami oczywiście. Nie wiedziałem co się stało, nie wiedziałem czemu tak się stało. Pańcio wyszedł i zapomniał mi powiedzieć, co mam robić. Nie wiedziałem, czy mam pilnować Pańci, czy iść spać. No więc zrobiłem to co musiałem zrobić, gdy jestem sam. Zacząłem wyć za Pańciem i gospodarzem mieszkanka z kafelkami. Rozpaczałem i nawet nie zwracałem uwagi na to, że Pańcia przecież jest i mówi do mnie i mnie woła.
 
oj jestem taki samotny!

Na szczęście Pańcio wrócił dość szybko. Od tej pory dzionek upływał nam na spokojnym leniuszkowaniu i wieczorkiem ruszyliśmy na spacerek do lasu kochłowickiego - na przeciwną stronę niż byliśmy rano. Niestety bardzo szybko się ściemniało, a w lesie to wszystko się jeszcze bardziej potęgowało. Zdążyliśmy tylko skoczyć nad jeziorko i powędrować nad jego brzegiem. Minęliśmy jednego, czy dwóch wędkarzy, chwilę pobawiłem się malutkim patyczkiem. Nawet napiłem się zimnej i ciemnej wody. Wracaliśmy już drogą, aby przyśpieszyć marsz. Czekająca na nas LaBunia bezpiecznie i szybko zawiozła nas do domku i znowu mogłem odespać to całe zmęczenie. 

ciemna noc się zbliża

nad brzegiem wody

mały patyczek

dobra wracamy!

W domku okazało się, że nasz młody kotek, że Fart bardzo cierpi. Jego ząbki bardzo boleśnie się zachowują. Nowe już chcą wychodzić a mleczaki nie chcą się z nim pożegnać. Szczęki nie da się dotknąć. Zapadła decyzja, by Pańcio pojechał z nim do Weta. Dość szybko obrócili, bo okazało się, ze nie było kolejki prawie. Młody został wydotykany przez weta i dostał zastrzyk przeciwzapalny i przeciwbólowy oraz żel dopyszczkowy, który działa przeciwbólowo. W domku był trochę nieswój, choć widać było, że po powrocie czuje się o wiele lepiej. Jednak trzymał się z dala. Wdrapał się na deskę do prasowania i na niej spędził nie mal cały wieczór.
dziś tu odpoczywam

no co trochę spuchłem!

W między czasie okazało się, że Fuksja skorzystała z okazji i nieuwagi Pańcia. Ten zapomniał zamknąć szafkę z naszymi rzeczami. Fuksja wygrzebała z niej wszystkie przekąski i każda, dosłownie każdą rozgryzła i pośliniła. Musiała spróbować każdej, licząc na to, że może inaczej smakuje. Jak się okazało rozbroiła cały zapas kocich kiełbasek a było ich ze dwadzieścia. To co się ostało nadawało się tylko do szybkiego rozdania. tak więc człowiek schował i obiecał, że na dniach wszystko miedzy nas rozdzieli. Jednocześnie zbeształ Fuksję, która wydawała się mieć to w nosi. Przecież pełny brzuszek miała, to co miała się przejmować.
niewinna!

W sobotę korzystając z tego, że LaBunia nie stwarza problemów i kłopotów udaliśmy się do Gliwic a ściślej mówiąc do jej dzielnicy o nazwie Sośnica - to ta sama gdzie mieszka Fred i znajduje się mieszkanko z kafelkami. Tym razem udaliśmy się w inną część, w leśną część. Byłem tam ostatnio jak LaBunia nie działała i szliśmy po Fordziaka. Tym razem chciałem się tam zagłębić tak na poważnie. Zaparkowaliśmy w lesie pod drogową trasą średnicową i ruszyliśmy w las. Szkoda tylko, że poranne słoneczko się schowało i tak zza chmur świeciło. Było jasno i w miarę ciepło a przede wszystkim kolorowo. Za sprawą liści czułem się jak w bajce. Początkowo szliśmy drogą wzdłuż torów na których stały wielkie pociągi i tylko syczały. Nie spodziewacie się nawet ilu biegaczy i spacerowiczów sportowych mijałem. Na szczęście nasz spacerek odbywał się w spokojnej atmosferze i mijani nic a nic mnie nie interesowali. Z ulicy wpadliśmy w las i tam trochę biegałem i trochę szalałem - oczywiście wszystko na smyczy. Ostatnio wszędzie chodzę na smyczy a już w terenach leśnych to obowiązek, bo wiecie myśliwi grasują a licho nie śpi. W końcu jestem łakomym kąskiem i jakiś myśliwy mógłby sobie zrobić szalik z moich uszu, albo coś. W trakcie tego wszystkiego nie zawsze chciałem iść, gdzie Pańcio szedł. Czasami wolałem sobie poleżeć i pooglądać niebo, pokontemplować o świecie i  przemijaniu.

no nie wiem, czy chcę iść za toba

no poczekaj tylko powącham

przerwa

Mimo wszystko nasz spacerek trwał w najlepsze i powiem szczerze, że moje protesty na nic się zdały. Pozostało mi jedynie spacerować i cieszy się tym wszystkim. Im dłużej spacerowaliśmy tym bardziej zmieniały się nasze role. Teraz to ja przejmowałem dowodzenie nad spacerkiem. I bardzo dobrze się stało, bo trafiliśmy w fajne miejsca. Przede wszystkim mijaliśmy stacje wentylacji kopalni Makoszowy, potem idąc ścieżką leśną dotarliśmy nad niewielkie i prawie puste jeziorko. Nie omieszkałem zrobić sobie tam zdjęcia. Jednego malutkiego, czy też dziesięciu.
ale fajny budynek

trochę smyrania

już idę do przodu - tylko wezmę ten patyczek!

o woda!

chwila na wodę

Nad jeziorkiem oczywiście również się napiłem, a chwilę później pojawił się tam wielki kudłaty pies. Biegał całkiem swobodnie bez smyczy i też przyszedł się napić. Z tym, że on pił też łapkami i brzuszkiem. Próbowałem go zachęcić do zabawy, ale skończyło się tylko na jego dziwnym patrzeniu na mnie i pogłaskaniu przez jego właściciela. Ech pożegnaliśmy się i każde poszło w swoją stronę. 
idzie psiaczek

poszedł sobie

my też idziemy

Kierowaliśmy się już do LaBuni. Cały spacer był fajny. Ścieżki proste jak od linijki, kolorowo i spokojnie mimo bliskości drogi i całej tej infrastruktury kopalnianej. Na 100% jeszcze tam przyjedziemy. Na jednym spacerku ciężko jest zagłębić się w całą okolicę. Musimy tylko poczekać na małe słoneczko a może i na śnieg. Spokojnie z LaBunią wróciliśmy do domku. Ta sobota szybciutko się skończyła.
 no już wracajmy!

Niedziela od razu wiedziałem, że będzie wyjazdowa. Rano szybki ale bardzo potrzebny spacer i sen. Długi sen pozwalający odpocząć po całej nocy. Tymczasem do południa i do obiadku koty a to wariowały, a to spały. Ogólnie po prostu kotowały się. Nie przeszkadzał im gwar jaki powodował Pańcio swoim odkurzaniem i myciem podłogi. Mi zresztą też nic nie przeszkadzało. W zdecydowanej większości czasu można powiedzieć, że Fuksja to spała, ale młody, zwany wulkanem energii zadawał się że zapomniał o bólu zębów i wariował i szalał. Powiem wam, że obserwacja jego wygibasów to sama przyjemność. 
Fuksja w siódmym niebie

młody się bawi na poduszce

Fart - wstydliwy model

Fart wpasował się w poduchę

Tym czasem zostawiliśmy mruczki i pojechaliśmy. Człowieki zostawili mnie w aucie i sobie poszły. W cale a wcale nie byłem zły z tego powodu, mogłem się spokojnie wyspać! Nawet nie wiedziałem kiedy za oknem zrobiło się deszczowo i kiedy człowieki wrócili. Cieszyłem się i liczyłem, że pojedziemy do domku, ale niestety - pojechaliśmy do sklepu. Pańcia dawno nie było, więc z wielką radością dreptała po sklepowych alejkach. Ja po małym spacerku z Pańciem wróciłem do autka i znowu zostałem sam. Szkoda, że nie wiedziałem, że będą zakupy bo bym zrobił mały sabotaż na liście. Ech muszę następnym razem, bardziej się wsłuchiwać w to co człowieki mówią. No nic na szczęście wróciliśmy do domku z tobołkami. Nim wlazłem do domku to znowu pospacerowałem. Już padałem na pyszczek i czekałem aby pójść spać. Chwilę jeszcze poobserwowałem koty jak bawią się na stole i padłem. Nawet nie wiem jak i kiedy przewędrowałem do sypialni na swój pontonik. Pamiętacie co trochę wcześniej pisałem o tym, że młody nie chodzi do sypialni. Tego dnia zaczął. Poszedł za Fuksją i niedaleko jej ułożył się na kołderce, wpasowując się idealnie. Chyba on też odnalazł swoje miejsce na ziemie. Do ugryzienia!
zabawy na stole

w legowisku

ten co nie chodzi do sypialni

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz