piątek, 18 listopada 2016

Zemsta w śnie

Jakoś tak się wszystko składa, że niektóre dni są dużo gorsze niż pozostałe. Czasami ma się poczucie, że cały świat uwziął się na nas. Czasami mamy po prostu dość. Tak się jakoś składa, że taki życiowy kryzys zazwyczaj przypada na ten pierwszy dzień tygodnia - poniedziałek. To chyba jest spowodowane tym końcem weekendu. No szczerze powiedziawszy ten dzień mógłby czasami po prostu zniknąć. Ten poniedziałek był właśnie taki. Poranny spacer był szybki i krótki i bardzo dobrze, bo miałem ochotę tylko spać i jak najszybciej wrócić pontoniku i spać.
aaaaaaaaaa wracajmy już!
Zresztą cała rodzinka była bardzo senna tego dnia. Wszyscy szukali swojego najwygodniejszego miejsca do spania. Brylował w tym oczywiście najmłodszy w naszej rodzince. Ten to potrafi spać wszędzie i zawsze i naprawdę, ale to naprawdę nic mu nie przeszkadza. Można go przestawiać, można go przenosić a on co najwyżej się przeciągnie. W takie dni wszyscy chcielibyśmy być jak Fart. 
poniedziałku kończ się!

We wtorek postanowiliśmy odczarować złą aurę jako pozostawił po sobie poniedziałek. Najlepiej odczarowuje się złe emocje i gusła spacerując, męcząc nóżki. Ruszyliśmy na spacerek. LaBunia nas oczywiście podwiozła. Zaparkowaliśmy nieopodal "Rybaczówki" i ruszyliśmy w drogę. Spacerek rozpoczęliśmy od okrążenia najbliższego jeziorka. Tam wędkarze szaleli w najlepsze a my po prostu podziwialiśmy błękit wody, zieleń traw i słoneczko na niebie. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym się nie napił. Oczywiście żaden spacerek nie obędzie się bez uzupełnienia płynów. Teraz mogliśmy ruszyć. W końcu musiałem czymś oznaczać teren który przeszedłem. Przecież wszyscy muszą wiedzieć, kto był przed nimi w tym miejscu.

tu były dziki

a tutaj jest woda!

Celem naszej wyprawy okazały się zatopione i zalane drzewa w okolicy Czarnego Stawu. Kiedyś dawno temu trafiliśmy do tego miejsca całkiem przypadkiem. Teraz czasami tam wracamy tylko po to aby poczuć klimat dzikiej i tajemniczej okolicy. Powalone drzewa i zarośla naprawdę dają radę i można tam odetchnąć. Po okolicy trochę się pokręciliśmy. Przedzieraliśmy się przez powalone drzewa, przez gęstą trawę i krzaki. Raz musieliśmy przechodzić pod konarami innym razem skakaliśmy nad nimi. Czasami było naprawdę ciężko, czasami bałem się, że połamie swoje króciutkie i grubiutkie "kulaski". Na szczęście w krytycznych chwilach Pańcio brał mnie na ręce i po prostu przenosił. Trochę czasu tam spędziliśmy, przedzierając się i przy okazji robiąc zdjęcia. Wydaje się nam, że kilka się udało, choć może to tylko złudzenie, a może to z tego powodu, że to nasze zdjęcia. Czas upłynął nam dość szybko i dość męcząco.  

ja prowadzę idź za mną!

no nie guzdraj się idziemy!

hej idziesz 

chyba znalazłem wyjście?

o mój boziu jeszcze trzeba tam wejść

tamtędy?

eeee proszę nie?

wyczuwam, że tam iść trzeba!

chwila wytchnienia i odpoczynku

samotność w lesie

W końcu przyszedł czas na powrót do domku, w końcu przyszedł czas by wrócić do LaBuni. W końcu wyszliśmy z leśnego rumowiska i po chwili byliśmy na leśnej drodze i w końcu byliśmy w LaBuni i w domku.
no chodź już do domku

A w domku jak to w domku. Odpoczynek i relaks. Reszta dnia była bardzo spokojna i  w zasadzie to nic ciekawego się nie działo.  Ten dzień w zasadzie się skończył dość szybko, ale co się dziwić, skoro taki męczący był poranek. Okazuje się, że i Środa była dniem bardzo spokojny zwłaszcza w wykonaniu Farta. Ten mały chłopak, który nie jest już taki mały naprawdę biję na głowę wszystkie znane mi istoty. Potrafi spać wszędzie i w każdej pozycji. Naprawdę, żadne warunki jej nie przeszkadzają. Potrafi się dopasować i wcisnąć absolutnie wszędzie. Niektóre jego pozycje są tak słodkie i komiczne i to mimo tego, że to taki mały wariat na jedzenie. Obserwując jego spanie można wybaczyć mu te jego mordercze zapędy w trakcie jedzenia i to rozpychanie się i inne te jego niecne zachowania. Najbardziej kocha leżeć u Pańci, ale zdarza mu się i przytulić do Pańcia, choć nie za często.
wkręcił się i wpasował

o jak słodko śpi

pozycja na obsiusianego 

W czasie gdy młody się wylegiwał to ja pomagałem Pańcio sprzątać. W zasadzie to dzięki mnie Pańcio w ogóle sprzątał. Bo wiecie, że ja specjalnie rozrzucam sierść po mieszkaniu jak widzę, że jest brudno to tu to tam a człowieki tego nie widza. No i gdyby nie ja to byśmy żyli w wielki brudzie.
dumny z siebie

Ja odbyłem jedynie rutynowe spacerki tego dnia. Nie działo się nic nadzwyczajnego i spokojnie sobie sobie żyliśmy. Każdy w swoim miejscu, każdy w swoim tempie. Oczywiście wszystko skończyło się, gdy koty postanowiły iść spać w tym samym miejscu. Mianowicie Fuksja chciała młodym się opiekować. Przed snem potrzebne jest mycie i młody przyjmował to z godnością i urokiem. W zasadzie to nawet mu to odpowiadało, ale niestety Pańcio się musiał wtrącać. bo nie podobało mu się co i jak Fuksja myła. Ostatecznie jednak oba koty szczęśliwie zasnęły. Ech jak ja bym chciał móc się do kogoś tak przytulić w nocy, do kogoś z długimi uszami.

mycie

idealne dopasowanie

Nie uwierzycie, że czwartek był kolejnym spokojnym dniem. Może to była wina pogody a może tym, że z człowiekiem jeździłem po jakiś dziwnych miejscach. Sporo czasu spędziliśmy w aucie. Znaczy ja sporo czasu spędziłem w aucie. No ale dobrze, że chociaż ten poranny spacerek był w miarę odprężający. Szczerze powiedziawszy, bardzo się cieszyłem, że nie był on bardzo długi i po odwiedzinach okolicznych łąk wróciliśmy do siebie. No tak czwartek mimo, że był bez spacerów to był bardzo męczący i aktywny.
aa ta sama trawka

moje okolice

wracajmy już!

Na szczęście piątek przyszedł szybko i do tego przyniósł wspaniałą pogodę. Oczywiście nie mogłem się wyspać i z rana musieliśmy pojechać niemal na drugi koniec świata. Pojechaliśmy do Gliwic aby tam coś pozałatwiać, czy coś. Najważniejsze jednak było, że poszliśmy z Pańciem na malutki spacerek po Parku Chopina. O świcie słońce  wdzierało się tam wszędzie. Prześwitywało między drzewami. Gałęzie bez liści nie stanowiły dla niego żadnej bariery. Całe szczęście, bo w słoneczku było cudownie. Spacerowaliśmy pod drzewami, mijaliśmy wielu ludzi, którzy gdzieś się śpieszyli lub powolnie snuli się po parku. Naprawdę fajnie było. Powolnie dreptaliśmy od drzewa do drzewa. Zrobiłem to co pieski zrobić muszą i powinny na spacerku. Dodatkowo szukałem wody, niestety fontanna była pusta. Nic a nic w niej nie było. Trochę się na to zdenerwowałem i w odwecie postanowiłem rozrzucić zgrabione na kupkę liście. Moja ciężka praca zaowocowała co najmniej dwoma liśćmi, które bezładnie wylądowały nieopodal kupki. Ech natura buntownika i anarchisty jest we mnie ogromna! Czułem się jak wróg publiczny numer jeden. W końcu przyszedł czas by wracać do LaBuni i do domku
wchodzimy

ale pogoda

no i gdzie ta woda?

z daleka też jej nie widać

na złość systemowi!

wracamy!

W domku oczywiście co mnie spotkało. Tak macie racje. Śpiące koty. Młody początkowo na brzuszku Pańci. Tulił się do swojego własnego ogonka. Jednak po chwili i po kilku wyjściach Pani chyba się obraził i przeniósł w nogi, pod laptopa. Dołączył tym samym do Fuksji, która tam już od dawna spała. Różnica między nimi jest taka, że Fuksji przeszkadza wszystko, a Fart na nic nie zwraca uwagi i śpi w najlepsze.  Cóż było robić, też poszedłem spać do swojego legowiska. Z tym, że mi się to wszystko należało, po męczącym spacerku, a koty po prostu spały.
z ogonkiem

dwójka szykuje się do snu

no ja też idę spać!

no i śpią 

Do nocy zmieniło się wiele. Koty poszalały a ja byłem na kilku spacerkach. Późnym wieczorem koty się bardzo pokłóciły ze sobą, Musiało to być coś poważnego, bo Fuksja się obraziła i poszła spać na podusi ułożonej na kolanach Pańcia. Bardzo dawno się tak nie działo. No i z tą wspaniałą nowiną mówię Wam. Do ugryzienia!
na kolanach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz