czwartek, 6 października 2016

Niespodzianka

Poniedziałek w zasadzie cały był podporządkowany temu co nastało przedpołudniem. Pańcio przytaszczył dość pokaźnych rozmiarów kopertę. Tak leżała schowana w torbie, ale naprawdę zarówno Fuksję jak i mnie bardzo mocno zaintrygowała. Coś w niej tak ładnie pachniało, coś bardzo mocno nas do niej ciągnęło - może to był zapach innego psiaka, nie wiem - po prostu było świetne. Pańcio w końcu się zlitował i wyciągnął tą paczuszkę i mogliśmy się nią zająć. Wąchaliśmy jak tylko się dało. Miałem takie wrażenie, że czuje innego basseta, ale nie mogłem za bardzo się na tym skupić, bo Fuksja już z pazurami i zębami dobierała się do środka.
czy tu czuję innego basseta?
Paczka wędrowała po całej podłodze, był taki wielki szał. W końcu Pańcio zakończył te nasze harce i zabrał paczkę, celem ogarnięcia jej otwarcia. W zasadzie to była już prawie otwarta i wystarczyło dokończyć dzieła. Na stole powoli pojawiały się różne różności ze środka. Dwie smycze, odblaski i wspaniały dyplomik. Nie wspomnę o przysmakach. To były wspaniałe prezenty od Nasze Bassety. Serdecznie im za to dziękuję i od razu zabraliśmy się za smaczki. Fuksja dostała co nieco i ja też. Z wielką radością pałaszowaliśmy. Troszkę śmierdziało, ale to śmierdziało tak jak powinno śmierdziusiać. Byliśmy wszyscy z tego powodu bardzo zadowoleni, no może nie Pańcia. 
no weź trochę tylko otworzę!

walka o kopertę

smaczki.....

No po małych smaczkach przyszedł czas na wielkie wypoczywanie. Spacerki naprawdę ograniczyliśmy ze względu na pogodę i wewnętrzną niechęć i chyba smutek po tym, że zostawiliśmy za sobą Białystok. Szkoda, że mogliśmy go zabrać ze sobą. Ech no ale trudno, może kiedyś tam jeszcze pojedziemy. No nic nie ma co popadać w melancholię i zabraliśmy się za ważną spraw, która miała nam poprawić humor - nam wszystkim. Zabraliśmy się za robienie sałatki warzywnej. Wiecie taką z ziemniakami majonezem, marchewką i innymi takimi. Ja oczywiście wyczekiwałem na dole czekając aż coś spadnie, a spadało nie raz. Tym czasem Fuksja aktywnie podkradała ziemniaczki te pokrojone. Aktywna była bardzo mocno i trochę jej się udało. Z tym, że powiem Wam, że ona tego nie jadła. Ona po prostu ma frajdę z kradzieży - a ja bym sobie to zjadł.
złodziejka w akacji

W każdym razie udało się zrobić genialną sałatkę, przynajmniej tak słyszeliśmy od człowieków. Nam gotowego produkty nie dali - a to łobuzy. No nic - na całe szczęście ten dzień się skończył. Poniedziałek. We wtorek nic a nic nie przyśpieszyło. Największą frajdą było przewracanie się z boku na bok i czatowanie na jedzonko. Ogólnie było bardzo leniwie - ta pogoda, ten klimat jakoś na razie nam nie pasuje. Musimy się przestawić na tą południową aurę. Szkoda tylko, że nawet na południu przyszła pora deszczowa.  I jak tu wyjść, gdy pada. I jak tu wyjść gdy wichry jakieś.
kocie szczęście

W końcu jednak natura nacisnęła mnie tak bardzo, że musiałem wyjść na dłuższy spacerek. A przestańcie mi z takim spacerkiem. Mokro, zimno i oczywiście ciągle brakuje mi windy. Ile ja się namęczę na tych schodach. Pańcio nie chce mi takiej zamontować. No i powiedźcie mi jak mam z nim żyć? Przecież sami powiedźcie, że mam prawo ich zostawić? Okolice mojego bloku pachniały tak samo jak wtedy kiedy je opuszczałem. Wszystko było a ja ciągle chce czegoś nowego. Coś czuje, że bardzo szybko nie przyzwyczaję się do szarości dnia codziennego. Wtorek skończył się tak szybko jak się zaczął i tak naprawdę to zlał się, ze środą. Te dwa dni były identycznie leniwie. Byłem zmęczony - a może to depresja jesienna?
idziemy na spacer

spać

no daj spać!

nudy a ty budzisz?

We czwartek w końcu pojawiło się słoneczko. Rano z człowiekami pojechaliśmy jednak szybko wróciliśmy i nie mam pojęcia gdzie. Po szybkim poranny spacerku wróciliśmy do domku spać. W domu nagle się wszystko pozmieniało, człowieki się roześmiali, człowieki nagle stali się weselsi. I to chyba przez to słoneczko, które tak rozświetlało ten dzień, choć ciepło nie było. To sprawiło, że z Pańciem udaliśmy się na Górę Hugona. W piękny dzień jakoś ta moja chandra minęła. Okolice w blasku słońca dawały energię i wyglądały naprawdę pięknie. Chciało się spacerować i chciało się żyć.

chodźmy tam czeka przygoda

Spacerek przez las sprawił wiele radości. Pańcio dawał mi wiele swobody na długiej smyczy. Biegałem jak szalony po krzaczkach. Wąchałem i nigdzie się nie spieszyliśmy. Wolno dreptaliśmy, znaczy Pańcio wolno dreptał a ja biegałem i szalałem. Wszędzie było mnie pełno i uspokoiłem się na chwilkę aby wygrzać się w słoneczku. Wtedy też spostrzegłem na niebie wielką czarną chmurę. Był strach, że zaraz spadnie z niej wielki deszcz. Woleliśmy uniknąć tego i szybko uciekliśmy do domku. Łąką pędziliśmy jak szaleni aby tylko nie zmoknąć. Po drodze spotkaliśmy fajnego Pana, który poopowiadał trochę o fotografowaniu. Ostatecznie uciekliśmy do domku i przez okno tylko wyglądałem, kiedy spadnie deszcz. No i wiecie co? Nie doczekałem się!

a co to za bieganie

słońce i zaraz co tam na niebie?

szybko uciekamy?

Do końca dnia przekonywałem wszystkich, że zaraz na pewno spadnie deszcz. Przecież psie instynkty nie mogą się mylić. Przekonywałem Pańcię choć mnie nie słuchała. Prosiłem, żeby wyjrzała przez okno i zobaczyła jak pada, ale po trzecim razie przestała mi wierzyć. Ech powiem szczerze, że nawet ja przestałem wierzyć w te swoje instynkty. Obraziłem się na nie i zasiadłem przed telewizorem i powiem szczerze, że nawet kuchenne rewolucje wydawały się ciekawsze niż wypatrywanie deszczu. Do ugryzienia
no uwierz zaraz spadnie deszcz!!!

ale ciekawe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz