piątek, 23 grudnia 2016

Przedświąteczna gorączka

Będzie szybko i zwięźle bo ten tydzień przed świętami był szybki i zwięzły, a raczej bardzo, ale to bardzo męczący. Oficjalnie sprzątaliśmy na 150% a w rzeczywistości było odrobinę mniej - jakieś 60%. Wszystko nam się tak ślimaczyło i bardzo szybko złapaliśmy olbrzymie plecy. No, ale poniedziałek był dniem innym. Niby sprzątaliśmy a szło tak jakoś powolutku jednak najważniejsze było to, że podreptaliśmy na pocztę aby wysłać listy do bassecich przyjaciół. Musiałem wszystkiego doglądać do samego, samiuśkiego końca. Uspokoiłem się dopiero, gdy list wylądowały w wielkiej czerwonej skrzynce.
wysłany list
Po powrocie do domku były tylko nudy i obserwowanie jak człowieki sprzątają - NUDA. Nawet nie chciało mi się doglądać tego wszystkiego. No i koniec końców liczyłem, że dzień się skończy. We wtorek skoro świt, czyli koło dziewiątej podreptaliśmy na szybki spacerek. Chodziliśmy co nieco, ale ogólnie, nie chciało mi się chodzić. Wolałem o tej porze po prostu spać. Zresztą nikła warstwa śniegu, brak słońca i jakaś taka szarość sprawiały, że legowisko w domku wydawało się być najlepszą opcją. Na szczęście Pańcio to samo chodziło po głowie i po malutkim kółeczku, jeszcze przed ścianą drzew zawróciliśmy. Uf jak to dobrze tak wspaniale rozumieć się ze swoim Pańciem.
e już wracamy?

no wszystko fajnie, ale wracajmy

W domku wszystko sobie powolutku sprzątaliśmy. Ja przyglądałem się, co i jak, żeby nie trzeba było poprawiać. Tak dzionek nam mijał spokojnie aż do popołudnia. Słoneczko się już schowało a my z człowiekami pojechaliśmy na jakieś zakupy, czy coś takiego. Ja oczywiście siedziałem w autku, bo po sklepie chodzić mi się nie chciało. Zresztą z mojej perspektywy to widział bym jedynie najtańsze produkty, które znajdują się na samym dole regałów sklepowych - nawet bym nie wiedział, że mijam wymarzone szyneczki i kiełbaski. Tak więc trochę bez sensu tam wchodzić i lepiej posiedzieć w LaBuni i poczekać. Człowieki szybko wrócili i wróciliśmy do domku.

no dajcie mi już wysiąść

Gdy w końcu wyskoczyłem z LaBuni to mogłem na pełnym gazie pociągnąć człowieków do domku i położyć się w swoim pusty legowisku. No właśnie moje kocyki poszły do prania. Tak z rozpędu, a może i im się przydało w końcu trochę się zasierściły. 

dobrano

Środowe przedpołudnie spędziliśmy w Gliwicach. Nie było to jednak takie sobie chodzenie po Gliwicach. Załatwialiśmy ważne urzędowe sprawy w urzędzie. Znaczy człowiek załatwiał a ja siedziałem i czekałem w LaBuni (jak zwykle zresztą) W zasadzie to trochę smutkowałem się za Pańcią, którą wysadziliśmy chwile wcześniej. Pańcio wrócił zdecydowanie szybciej niż myślałem. To całe urzędowanie było jakieś szybko szybie. Pańcio pochwalił mi się tym co załatwił - stały dowód rejestracyjny do LaBuni. Postanowiliśmy to porządnie wyświętować spacerkiem po ośnieżonym mieście. Śniegu było tylko co kot napłakał, ale i tak bardzo cieszył. Miasto wyglądało wyjątkowo malowniczo. Odwiedziliśmy Plac Piłsudski, ale bardzo szybko wróciliśmy pod budynek Urzędu miejskiego. Tam spotkaliśmy dużą grupę małych człowieków, którzy wyrwali się ze szkoły na mały spacerek. Ich nauczycielka opowiadała im o skwerze za Urzędzie Miasta. Ja postanowiłem chwilę odpocząć, jak najbardziej kulturalny jegomość. Zasiadłem na ławce i delektowałem się śmigającym światem przed oczami. Nie trwało to zbyt długo, bo jeszcze przewędrowaliśmy do pod budynek sądu i w końcu wróciliśmy do LaBuni, bo Pańcia na nas czekała. Szybko po nią Pojechaliśmy i w końcu liczyłem, że wracamy do domku, ale nie. Pojechaliśmy odwiedzić Freda.
przy pomniku

odpoczynek jak lord

pod sądem

U Freda się nie leniłem, u Freda razem z człowiekami zabrałem się, za lepienie pierogów na święta. No dobra człowieki lepili a ja przyglądałem się temu. Nawet kilka pierogów ukradłem, a co tam. W końcu trzeba korzystać z każdej okazji by coś zjeść. Robota trwała bardzo długo, ale tak naprawdę długo. W końcu z nudów położyłem się spać. Człowieki obudzili mnie, gdy w końcu wracaliśmy do domku. Stęsknione koty przyjęły nas jak zwykle ozięble i niechętnie - czyli standard. Zajmowały się sobą i tyle. Fuksja i Fart są w sobie zauroczone. Bawią się ze sobą ciągle i nie przestają, no chyba, że śpią lub jedzą. Fart nawet sam postanowił się ukarać za złe zachowanie zamykając się w klatce, gdy Pańcio troszkę ogarniał część mieszkania.
ukarany

Czwarteczek był pełen słońca. My jednak nie mieliśmy czasu na spacerowanie, bo sprzątaliśmy. Musieliśmy bardzo szybko i bardzo sprawnie sprzątać, bo już za pasem były święta i choinka miała stanąć, a my byliśmy daleko w lesie. Ja nie przeszkadzałem w sprzątaniu i poszedłem spać. Fuksja natomiast przeszkadzał. Jej dekoder do spania był zajęty przez kubeczki i szklaneczki wyciągane z kredensu, czy witrynki. Jak zwał tak zwał. Sylwia była zdziwiona tym nagannym zachowaniem Pańcia. Ech na jej szczęście to wszystko szybko zniknęło i Pańcio uporał się z kolejnym etapem sprzątania.
mój dekoder - chyba raczysz żartować!

Chwilę przerwy wykorzystaliśmy by szybko skoczyć na zakupy i trochę pospacerować. Słońce nieźle dawało i ciężko było parzyć w niebo, lecz ciepło nie było - o nie. Kupiliśmy, co kupić mieliśmy i wróciliśmy do domku, bo zapomniałem założyć szaliczek.

dobra, zarządzam powrót do domku

W domku wróciliśmy do sprzątania. Znaczy nie wszyscy. Pańcia ostatnimi czasy jest bardzo zmęczona i ciągle by spała. To bardzo podoba się bardzo kociej części naszej rodzinki. Gdy tylko Pańcia się położy i na chwilę przymknie oko to Fukja i Fart od razu wskakują na nią i również przymykają oczko. Wówczas potrafią się dogadać i nawet tulą się do siebie. Najwyraźniej w wyjątkowych okolicznościach można zakopać topór "wojenny". My z Pańciem grzebaliśmy się ze sprzątaniem i to bardzo, ale jednak do przodu to wszystko nam szło.

śpiąca paczka

Cały piątek, czyli ostatni dzień przed wigilią, razem z człowiekami tylko sprzątaliśmy. Od rana tylko słyszałem, że choinka ma zaraz stanąć i zostać przyozdobiona. Cały dzień wszyscy na to czekaliśmy, ale ciągle jakieś sprzątanie, ciągle jakieś wyjazdy w innych sprawach po których Pańci zrobiło się lepiej. No i ostatecznie wietrząca się choinka stanęła w domku prawie o północy. Chwilę wcześniej w przedpokoju stanęły wszystkie kartony z Bombkami, lampkami i ozdobami. Ech człowieki dzięki pomysłowości i wielkiemu workowi przyniósł wszystko z piwnicy na dwa razy. Ech ma wielką głowę, albo jest bardzo leniwy. W każdym razie z tego wszystkiego to koty miały najlepsza zabawę. Skakały po kartonach, drapały i ganiały się a ja to wszystko oglądałem z politowaniem. W między czasie trzeba było oderwać się od sprzatania i umyć jedną z toreb w których przynieślismy jakiś czas temu rzeczy z domku Freda, bo Fart ją zasikał. W końcu późno w nocy Pańcio wypakował lampki - no i się zaczęło. Te były tak poplątane, że stanowiły jedną zwartą całość. Pierwsze efekty udało się uzyskać dopiero po kilku godzinach wytężonej pracy. Zarówno koty jak i ja nie zajmowaliśmy się migającymi światełkami - woleliśmy spać. Pańcio chyba nie spał przez te lampki w ogóle, ale gdy wszyscy się budziliśmy to choinka była już kolorowa. Od zachwytów, od ochów i achów zaczęła się nasza wigilia. Do ugryzienia
ale kartonów, ale domków

a weź, musiałeś tą torbę zasikać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz