wtorek, 31 marca 2015

Cały czas zmęczony

Pomimo niezbyt przychylnej pogody poniedziałek  musiał się rozpocząć i to niestety z samego rana. Pomimo ponurych nastrojów trzeba było pojechać odebrać zamówioną część do autka, ale najpierw śniadanko a potem chwila spędzona w autku aby odwieź Panią i pojechaliśmy.
W sklepie okazało się, że część przyszła, ale niestety nieznacznie różna od tej którą potrzebowaliśmy i niestety innych już nie ma. Tak więc smutni i podłamani pojechaliśmy odwiedzić budowę. Tam oczywiście dokonałem inspekcji. W zasadzie to prawie nic się nie zmieniło, no może poza tym, ze niemal cała podłoga była w kafelkach. Budowa znowu otrzymała miano domku z kafelkami.
no jest dobrze

Jednak nie było mi dane sobie pospać a tym bardziej szybko wracać do domku. Po prostu z Panem poszedłem do autka, do którego podciągnęliśmy prąd z budowy i rozpoczęło się sprzątanie. W ruch poszedł odkurzacz. Zaczęło się od bagażnika i miało się posuwać w kierunku kierownicy - taki był plan. Ja chodziłem sobie wokoło będąc przyczepionym do autka na długiej rozwijalnej smyczy. Wielka szkoda, że sobie nie mogłem swobodnie pobiegać, ale przecież w pobliżu była ulica. Od czasu do czasu zagryzłem sobie troszkę trawki, to pobawiłem się patyczkiem a w bagażniku autka robiło się czyściej. Już w zasadzie prawie był skończony, gdy nagle z nieba spadła na nas wielka ściana wody. Deszcze bardzo zacinał i momentalnie otwarty bagażnik zrobił się mokry. Na tylną kanapę szybko powędrowały wszystkie powyjmowane przedmioty z autka. Ja tymczasem cały przemoczony chowałem się pod zderzakiem, aby choć trochę sobie ulżyć cierpienia. Piszczałem tylko głośniej i głośniej aż w końcu wróciliśmy na budowę. Cali przemoczeni postanowiliśmy trochę przeczekać ten deszcz i odrobinę się ogrzać. 
Gdy deszcz trochę zelżał, to szybciutko udaliśmy się do autka, gdzie Pan szybko przyszykował miejsce dla mnie na przednim fotelu. Byłem bardzo zaskoczony tym faktem, ale gdy tylko wsiadłem to się zorientowałem, że tylna kanapa jest cała zapełniona bałaganem. no a bagażnik praktycznie świeci od czystości. Nie martwiłem się faktem jechania z przodu, zwłaszcza gdy na niebie pojawiło się słoneczko. Szyba już na starcie naszego powrotu do domku została opuszczona. Całą długą drogę spędziłem wyglądając przez okno.
super!!!!

Droga była jakaś inna niż zwykle, bo ciągle mogłem siedzieć w oknie. Co prawda jechaliśmy dłużej, ale za to w ciekawszej okolicy. Po dotarciu szybkie przywitanie się z Fuksją i oczywiście spać.
Z błogiego leniuchowania wyrwał mnie Pan, który wyciągnął mnie na spacer po Panią, pogoda się popsuła, zresztą przez cały dzień była raczej w kratkę i naprawdę nic nie można sobie na spokojnie zaplanować. Dodatkowo  ten przeraźliwy wiatr i to zmęczenie.
już pogoda trochę się popsuła

Panią spotkaliśmy w połowie drogi - na szczęście jeszcze nie padało, ale bardzo się na to zapowiadało. Wiec szybciutko jeszcze załatwiłem, co musiałem i wróciliśmy, bo już czekała na nas robota, ciężka praca. Prasowanie bo o nim mowa, trwało nieskończoną ilość czasu. Na całe szczęście w między czasie poszedłem na spacerek, ale po powrocie do domku od razu wróciłem do pomagania Pani. Wiecie jakie rzeczy się  u nas działy ze mną i prasowaniem? Jeśli nie to już pędzę, z przypomnieniem. Otóż zrzuciłem żelazko trącając o deskę do prasowania. Teraz byłem o wiele spokojniejszy, bo już taki doświadczony.
prasuje

Gdy tylko prace zostały skończone to się przebudziłem i bardzo szybko zorientowałem, że za oknem jest już ciemno. Postanowiłem już nie wychodzić i zabrałem się za spanie, ciężkie i trudne spanie. Udało mi się nawet na dłuższy czas wskoczyć niezauważonym na kanapę. Fuksja przez jakiś czas jeszcze starała się bawi, ale i na nią przyszedł czas i najnormalniej w świecie poszła spać na swoim legowisku. W takim stanie czekaliśmy aż do przenosin do sypialni. Teraz jednak nie poszedłem spać do siebie, a najnormalniej w świecie wskakiwałem na łóżko, gdy Borowscy zasypiają. Ostatecznie jednak zasnąłem na kanapie nad ranem. Do ugryzienia!
śpię
Fuksja zasypia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz