sobota, 21 marca 2015

Fotel

Ech noc przespałem jak suseł. Nawet nie wiedziałem kiedy a przede wszystkim poco zaczął się nowy dzień. Ja chciałem spać i się nie ruszać, bo miałem zakwasy od tego chodzenia. Unikałem ruszania się, ale niestety do śniadania trzeba było wstać a potem to już niestety trzeba było się dość mocno ruszać. Nim jeszcze pojechaliśmy to szybciutko przeszliśmy się na spacer. 
słońce a mi się nic nie chce!
Potem dzień potoczył się szybciutko. Najpierw chwilę czasu posiedziałem sam w autku po odwiezieniu Pani, potem szybciutko w daleką drogę i po długim poszukiwaniu miejsca parkingowego szybciutko przedreptaliśmy do jakiegoś budynku. Ledwo udało mi się trochę wysikać, bo tempo było niezwykle szybkie. Ledwo udało mi się trochę popodziwiać mijane budynki, uliczki i skwerki. To miasto to Gliwice, które trochę jest mi już znane. Chwilę poczekałem na Pana pod jakimś budynkiem. Tuż przed pojawieniem się Pana zainteresowali się mną weseli i bardzo pozytywni ludzie których serdecznie pozdrawiam. Odważyli się mnie pogłaskać dopiero gry pojawił się Pan i po krótkiej rozmowie. W zasadzie rozumie i podziwiam ich odpowiedzialne zachowanie aby nie podchodzić do nieznanych, obcych piesków.
Potem szybciutko pojechaliśmy na budowę, która tak naprawdę jest remontem. W każdym razie posiedzieliśmy tam trochę i się bardzo pobrudziłem. Moje zmęczenie szybko dało o sobie znać i położyłem przy gospodyni, która od czasu do czasu poczęstowała mnie jakąś malutką kiełbaską.
o daj porozmawiać przez telefon!

Gdy tylko chwilkę odpocząłem to zabrałem się za pomaganie w remoncie. No dobra nie kładłem gipsu, czy gładzi na ściany, ale obniżałem poziom wody w wiaderkach. Wybrudziłem się przy tym jak szalony a moje uszy były całe posklejane gipsem. Skoro tak bardzo zaangażowałem się w pomoc to mogłem sobie pozwolić na w pełni zasłużony odpoczynek.

no i co, że jest brudna, ważne, że jest smaczna

Odpoczynek

Potem chwilę posiedziałem z gospodynią, a Pan i Pan z fajka wynosili jakieś rzeczy i przynosili. Chwilę czasu Im to zajęło, ale w końcu wrócili i moje piszczenie i nerwy ustąpiły miejsca radości. Niestety czas leniuchowania dobiegł końca i musieliśmy wracać do domku. Słonko ładnie świeciło i było bardzo przyjemnie. W LaBuni okazało się, że mój bagażnik jest zajęty, podobnie zresztą jak tylna kanapa. Na szczęście znalazło się dla mnie siedzonko. Fotel pasażera z przodu. Wygodny regulowany i niemal w centrum wydarzeń. Początkowo byłem trochę niepewny takiej mojej pozycji i się obawiałem, że szybko się to skończy, ale po chwili wąchania się przyzwyczaiłem i rozgościłem.
naprawdę mogę?

W trakcie jazdy miałem otwartą szybkę i się relaksowałem wyglądając przez okienko. Wiaterek w uszach to jest wspaniała rzecz. Gdy wjechaliśmy na szybszy odcinek trasy i trzeba było zamknąć szybkę to bardzo szybko poszedłem spać. Przed dojechaniem do domku oddaliśmy rzeczy z bagażnika do recyklingu i dostaliśmy za to "kasiorę". Całą tą akcje oglądałem z okna i głośno komentowałem. Potem do domku, zabranie wielkiej paczki z tylnej kanapy i po schodkach do domku I spać!

obwąchuje i zapoznaję się z nowym miejscem

jedziemy :)

W domku ja się położyłem spokojnie i zasnąłem oczywiście po przywitaniu się z Fuksją. Pan tymczasem zabrał się za szybkie porządki. Odurzył całe mieszkanie i lekko przemył podłogę a potem wieszał firanki i zasłonki w oknach. Ja sobie po prostu spokojnie drzemałem bo naprawdę nie miałem siły na nic i chciałem spać.
ja się nie ruszam

Po porządkach udało rozpakowaliśmy nasze zakupy, znaczy zakupy dla Fuksji i dla mnie. Zdecydowana większość z nich to rzeczy dla Fuksji. Zapas żwirku na 100 lat, jakaś karma na pół roku i nożyczki do jej pazurków. Na szczęście były też przekąski dla mnie i dla nas. Oj ślinka mi ciekła i cieknie do dzisiaj, ale to dopiero będzie później bo jeszcze mamy stare przekąski, które trzeba najpierw zjeść.
całe krzesło zakupów

Podziwianie zakupów się skończyło bo trzeba było znowu ruszać w drogę po Panią i znacznie dalej. Najfajniejsze było to, że z nami zabrała się Fuksja w swoim transporterze. Odebraliśmy Panią i pojechaliśmy znowu do Gliwic, tym razem jednak odwiedziliśmy Freda a nie budowę. Pani poszła szybciej a ja z Panem się jeszcze pokręciłem po okolicy korzystając z okazji na siku i inne takie. W końcu jednak i my wdrapaliśmy się do domku Freda. Po schodkach pędziłem jak wariat i  po otwarciu drzwi od razu dopadłem do miseczek i je opróżniłem w mgnieniu oka. 
Z pełnym brzuszkiem mogłem się relaksować i spokojnie prosić się o jedzonko które było szykowanie dla Borowskich.
o to dla mnie??


Po chwili relaksu i chwili zabawy poszedłem z Panem na chwile na budowę zanieść jakąś paletę, wzornik czy coś takiego! Chwilę tam posiedzieliśmy i pooglądaliśmy kolory na ścianach.  Gdy wróciliśmy do Freda to tam była już Pani od ścinania głów i zajmowała się Panią a potem Wiktorią. Ja się lekko kręciłem po mieszkanku a Fuksja była niemal w centrum wydarzeń. Najpierw zaczepiała Milkę (czarnego kota) potem zaczepiała Fredki i dopiero Pan dał jej szkołę drażniąc ją miotłą. Fuksja się bardzo na to denerwowała, ale jakoś nie uciekała tylko walczyła. Chyba chciała się po prostu bawić. Z Milką się już trochę akceptują i nie czują się wielkimi rywalkami.
o tam są Fredki!

obserwacja Milki

przy jednym stole!

Późną nocą się pożegnaliśmy i wróciliśmy do domku. Droga upłynęła mi ekspresem a z bagażnika wypuściła mnie Pani i zapomniała mnie "przysmyczyć" więc mogłem sobie swobodnie chwilkę pobiegać, ale oczywiście w granicach rozsądku. Jednak byłem tak zmęczony, że bez zbędnych ceregieli poszedłem za Borowskimi do domku a tam ciągłe odsypianie czwartku, przez wszuystkich do ugryzienia!
śpię jak zmęczony pies

 śpią nasze Panie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz