piątek, 27 marca 2015

Kanapowy...

Ech czwartkowy poranek pomimo chwilowego słońca za oknem przywitał nas straszną rzeczą. Krople deszczu uderzały o szybę i już za chwilę rozpromienione niebo zostało zasnute ponurymi chmurami. Powiedziałem sobie dość ze wstawaniem pierwszym. Ruszyłem się dopiero po tym jak Borowscy zaczęli podnosić się z łóżka. Ech nowy dzień się zaczął.
Kilka moich chrupeczek zjadłem, ale tak bez apetytu. Miałem ochotę na coś innego, ale nie wiedziałem na co. W sumie przy śniadaniu Borowskich się dowiedziałem, że chciałem ich pyszne bułeczki. Choć pewnie jakbym dostał ser, pomidorka albo ogórka to tez bym nie pogardził. W każdym razie pomimo niezbyt przyjaznej aury wyszliśmy na dworek i spacerując przy autku czekaliśmy na Panią. W końcu zapakowałem się do bagażnika i w drogę. Panią odwieźliśmy i poszliśmy na spacerek. Zrobiliśmy jedno porządne kółeczko po naszym osiedlu. Szybciutko obróciliśmy i jeszcze szybciej wróciliśmy do domku. 
ech jakieś takie niefajne te spacery

W domku jak to w domku ja szukałem swojego miejsca do spania, Fuksja uciekała przed odkurzaczem. Pan nawet zabrał się w końcu za wyczesywanie i odkurzanie mnie. Na moje oko na niewiele się to dało, a poza tym jak najszybciej chciałem wracać do spania. Jednak Fotel był niewygodny, a miejsce po nieużywanym końcu zajęte zostało przez mój niewygodny ponton. Jedynie kanapa wydawała się doskonałą opcją. Z tym, że to wydawało się być niebezpieczne i takie niedostępne. Jednak jak ja bardzo się myliłem. Pan widząc moją chandrę chyba się zlitował nad moim jestestwem i pozwolił poleżeć. 
jak wygodnie

to jest spanie

Początkowo nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Spałem w najlepsze, ale w głębi serca wiedziałem, że coś nie gra. Po dłuższej chwili się okazało, że wyszliśmy na spacerek. Dość długie łażenie dało mi się we znaki i po powrocie do domku padłem na podłodze i najnormalniej w świecie zasnąłem jak kamyczek. Jak już się wyspałem to zjadłem śniadanko i poszliśmy po Panią a chwilę później już jechaliśmy do Franka. Chwilę posiedziałem w autku, ale przyszedł po mnie Pan i odbył się malutki spacerek.
spaceruję po Piekarach Śląskich

No i stało się wszedłem do domku Franka a tam kilka osób siedzi, ale wszystkie mi dobrze znane. Przywitałem się na dystans, ale przede wszystkim przywitałem się z Frankiem .Wydała się trochę smutny bo z tego co mi powiedział to dawno nie widział swojej opiekunki. Tak sobie siedziałem u niego i trochę się z nim bawiłem. On jak zawsze się denerwował i mnie zaczepiał puki byłem na uwięzi, ale gdy ta się zwolniła to uciekał gdzie pieprz rośnie.
U Franka

Większą część czasu spędziłem na uwiezie bo tam mają bardzo niski stolik pełen jedzenia i ciężko było by mnie upilnować. W końcu ludzie zaczęli się rozchodzić i po tym jak Pan posprzątał kupę moich kłaków to też się pożegnaliśmy. Do domku wróciliśmy późną, bardzo późną nocą i nie tracąc czasy na spacery poszedłem do domku spać. To był bardzo aktywny dzień i sen mi się należał jak psu buda. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz