wtorek, 17 marca 2015

Bytomska trzynastka

Poniedziałek był dniem wyjątkowo dziwnym, ale i fajnym. Po pierwsze wstaliśmy jak zwykle a w zasadzie wstałem ja i obudzony przeze mnie Pan i co najlepsze poszliśmy na spacerek, szybki spacerek. Byłem zaskoczony, że poniedziałek, że nie śpieszymy się rano. No po prostu szok. Po powrocie do domku jeszcze wróciliśmy do spania w sypialni.
Jak się później okazało Pani nie zaspała do pracy, tylko miała najnormalniej w świecie wolne. Z tym, że to nie było takie wolne bez powodu a wolne z powodu pewnej wyjątkowej okazji. Nasi Borowscy mieli w Poniedziałek rocznicę. Podobno od trzynastu lat są już razem. Coś mi się wydaję, że ściemniają, bo tyle czasu to chyba powstawało słońce a przynajmniej rosły sekwoje w USA.
W każdym razie dzionek mijał na spokojnie, nawet trochę pobawiłem się z Fuksją po śniadanku, ale głównie to odkurzaliśmy i odpoczywaliśmy. Z tego całego podekscytowania nawet Borowscy nie zjedli obiadku na szczęście ja przekąsiłem swój przed malutkim popołudniowym spacerku. Przeszliśmy się po naszym osiedlu. Słońce świeciło, temperatura była bardzo pozytywna i sobie spokojnie maszerowałem. Załatwiałem swoje sprawy i czytałem różne ciekawostki z życia okolicy.
w tle pracownicy drzewni

Największą atrakcją tego spacerku była możliwość obserwacji robotników pracujących przy wycince drzew. Trochę hałasowali i odgrodzili kawałek chodnika wielką szeroką taśmą. Popatrzyliśmy chwile jak gałęzie spadały na ziemie a wióry latały w powietrzu. W końcu wróciliśmy pod domek, gdzie przypięty zostałem do swojego miejsca w aucie w bagażniku, ale siedziałem na zewnątrz i oglądałem jak Pan czyścił wnętrze auta malutką szczoteczką. Od razu przez głowę przeszła my myśl, że takie małe skromne coś to trochę za mało jak na stan auta wywołany moją sierścią i śliną. No ale coś tam mu szło powolutku i coś tam poczyścił. Nagle pojawiła się ładnie ubrana Pani i pojechaliśmy. Niezbyt długa droga i byliśmy na miejscu. Przez szybę zorientowałem się, że jedziemy do sąsiedniego miasta i powoli stawało się dla mnie jasne po co. Borowscy jechali na obiadek w restauracji. Ja rzecz jasna musiałem poczekać w autku, ale ten czas umiliły mi przekąski i przede wszystkim sen.
Nim się zorientowałem, autko się otworzyło i razem z Borowskimi poszedłem na spacerek po mieście. Pierwszy raz za dnia miałem okazje podziwiać to miast owiane złą sławą na Śląsku. Po naszym niespełna godzinnym spacerku po mieście w blasku słońca mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że miasto jest ładne i pełne przyjaznych oraz uśmiechniętych ludzi - przynajmniej to co widziałem. Co chwilę słyszałem od mijanych ludzi zachwyty nad moim wyglądem a zwłaszcza nad moimi uszami. Nasza wesoła trójka wędrowała dzielnie co jakiś czas była przerwa na siusiu albo na zabawę.
Pani i ja

W końcu dotarliśmy na jakiś większy plac, czy też rynek, ciężko stwierdzić, gdzie moje prowadzenie przejęła Pani a Pan się ze mną bawił sznurem. Było to super a kilka razy udało mi się zaplątać pod ławkami w podążaniu za jakimiś fajnymi i ładnymi zapachami. Kilka razy bardzo się szarpałem aby iść w swoją stronę, ale ostatecznie najwięcej czasu spędziłem na zabawie ze sznurem. W końcu zmęczeni wróciliśmy do autka i do domku. Tam przywitaliśmy stęsknioną za nami Fuksję i cała nasza paczka relaksowała się do końca dnia. Do ugryzienia!
ale miejsca, ale bym pobiegał

no chodźmy tam!

no rzuciłeś sznur i co?

ciągnę sznur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz