niedziela, 22 marca 2015

Na imprezę

Sobotni poranek wbrew oczekiwaniom i moim prognozą był bardzo ładny, zresztą jak cały dzień. Ledwo udało mi się doprosić Borowskiego aby wstał i poszedł ze mną na spacerek. No ale gdy się to udało to powędrowaliśmy na okoliczne pole. Chwilę tam zabawiliśmy, ale byłem głodny bo nie jadłem jeszcze śniadania i szybciutko zawędrowaliśmy do domku.
oj jak tu ciekawie


o widzę, że czas wracać!

Gdy tylko wparowałem do domku to poszedłem zjeść zaległe śniadanie, a Pan wrócił do sypialnie jeszcze trochę podrzemać. Nie czekałem długo i dołączyłem. Początkowo chwilę próbowałem wskoczyć na łóżeczko i poprzytulać się do Borowskich, ale byłem przy tym bardzo niezdarny i ostatecznie wróciłem do siebie na legowisko i zasnąłem. Fuksja próbowała mnie wciągnąć do zabawy, ale ostatecznie poległa w swoim zadaniu i również zasnęła.
Ponieważ ciągle byłem niewyspany po czwartkowym wypadzie do miasta i pobudki nie przyjąłem z największym entuzjazmem i po czatowaniu na jedzonko ze stołu poszedłem spać na swój fotelik
śpię 

W tym czasie coś tam się działo w domku i coś tam się sprzątało, ale w ogóle się w to nie angażowałem i ciągle odsypiałem. Nawet Fuksja była jakaś taka senna zupełnie jak nie ona. Z tym, że jak przystało na jej wysokość księżniczkę - spała na wysokościach.  Pomimo, że było cieplutko to ona nie wiadomo czemu grzała się w na dekoderze TV. Pan przerwał nawet swoje sprzątanie czy to co tam robił i robił jej zdjęcie, co jej za bardzo nie przypadło do gustu. Mnie tymczasem zastawili.
czemu robisz mi zdjęcie?

jak ja teraz wyjdę?

Okazało się jednak, że wyjście nie stanowiło żadnego problemu, bo gdy Borowscy zaczęli się krzątać po mieszkaniu i na coś szykować ja od razu zeskoczyłem z Fotela nad podgłówkiem i byłem przy nich. To przy nich było w sypialni. Oni się przebierali a ja z Fuksją robiłem porządek na łóżku. Trochę na nim zabawiliśmy, ale udało się i wszyscy byli szczęśliwi.
pościel poukładana

W końcu okazało się, że musieliśmy zejść do autka i gdzieś pojechać. Tym razem Fuksja została sama w domku. Trochę się z nią pożegnaliśmy, ale za bardzo się nad tym nie rozczulaliśmy i ruszyliśmy w drogę. Okazało się, że znowu byliśmy u Freda. Po dojechaniu na miejsce ja od razu chciałem lecieć do Freda, a znaczy jego misek, ale czekał mnie jeszcze spacerek. Pochodziliśmy sobie po okolicy a ja załatwiłem swoje sprawy, które nie cierpiały zwłoki, ze względu na duże ciśnienie. Nie chodziliśmy zbyt długo bo przecież tam czekała miska Freda.

spaceruje

Wdrapywanie na czwarte piętro poszło nam szybko i poszło nam sprawnie i nawet nie robiliśmy przy tym wiele hałasu. No dobra ja nie robiłem sporo hałasu, tak więc było zdecydowanie inaczej niż zwykle. Jednak przed otwarciem drzwi musiałem się uspokoić usiąść. Jednak gdy tylko uchyliły się bramy do raju to wbiegłem do nich jak mała rakieta - tak dzieje się zwykle. Zawsze jestem szybszy niż obraz i dźwięk. W przedpokoju mijam wszystko i wszystkich i gnam do misek!

dostojnie i z gracją wchodzę!

Gdy zeżarłem wszystko z misek to jeszcze dostałem od opiekuna Freda kosteczki. Sam rudzielec (Fred) był trochę zazdrosny i też zjadł kilka malutkich kawałeczków. Zresztą on przy mnie zawsze robi się takim łakomczuszkiem mimo, że beze mnie jest bardzo wybredny - taki francuski piesek. Trudno mi w to trochę uwierzyć, ale kto go tam wie.
Potem było już o wiele spokojniej bo zaczęli się schodzić ludzie, z którymi spokojnie się witałem. Stół się zastawiał pysznymi potrawami, ale nie dla mnie niestety. Okazało się, ze opiekun Freda ma imieniny. Szkoda, że o tym nie wiedziałem, ale bym jadł jedzonko, które mi daje z większym apetytem. Jednak wydaje mi się, że i tak zrobiłem mu wspaniały prezent jedząc kosteczki od niego.
Przy stole troszkę pospałem w nogach Pani i Pana. Po jakimś czasie dołączył do nas opiekun Franka z Frankiem. No i się zaczęło. Fred szczekał na Franka bo ten charczał, jak to Buldog Francuski. Franek szczekał na mnie bo chciałem się z nim bawić. Ostatecznie jednak wszyscy doszliśmy do ładu i składu i w miarę spokojnie siedzieliśmy pod stołem. Fred na smyczy za swoje ciągłe głośne i groźne warczenie. Franek na kanapie między aktualnie jedzącymi a pod stołem ja, jedyny normalny piesek. Piesek, który smacznie spał i chciał być miziany.
W końcu lenistwo się skończyło i poszliśmy. Borowscy ze mną i opiekun Franka ruszyliśmy po pożegnaniu na dół, do autek i do domku.  Wcześniej jednak odwiedziliśmy budowę. Późną nocą nic się na niej nie działo, a my zrobiliśmy inspekcje. Ja wykorzystałem ten czas na picie z brudnego wiadra. Potem już tylko do domku. Tam przywitaliśmy się z Fuksją, która prawie nic nie zjadła. Bardzo wylewnie się z nami przywitała. Resztę dnia cierpiałem z przejedzenia a  Fuksja buszowała po całym mieszkanku. W końcu poszliśmy spać, zmęczeni, ale szczęśliwi. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz