niedziela, 15 marca 2015

Kto rano wstaje ten idzie

Obudziłem się skoro świt, ale pogoda była raczej depresyjna. Próbowałem jakoś dobudzić Pana, ale trwało to bardzo długo. Na szczęście się udało i szybciutko przeleciałem malutki spacerek, załatwiając wszystkie swoje sprawki. Ciągle z nieba leciała woda więc było bardzo nieprzyjemnie. Po powrocie szybkie śniadanko w postaci gotowane ryżu ze wszystkimi rodzajami mięska jakie znam i do tego marchewka. Jadłem to z apetytem, a w tym czasie Pan wrócił do łóżeczka spać.
Oczywiście gdy skończyłem to dołączyłem do Borowskich w sypialni i najnormalniej w świecie ułożyłem się na swoim legowisku. Spałem jak malutki szczeniaczek do czasu aż Borowscy zaczęli się kręcić i powolutku wstawali. Oczywiście od razu się do nich dołączyłem.
wstajecie?

Oczywiście wstali i po towarzyszeniu im przy śniadanku ja udałem się na swoje legowisko, które przeniesione zostało do salonu i obrażony położyłem się spać. Tak obrażony bo dostałem bardzo mało kanapek do spróbowania!
Foch!

Trochę pospałem i tak aż do południa. Nawet za specjalnie nie zwracałem uwagi na odkurzanie, które działo się wokół mnie. W końcu musiałem udać się do miasta na spacer, ale nie był to zwykły spacerek tylko misja, bo szliśmy po paczkę, która czekała na nas w centrum miasta w paczkomacie. Deszcz ciągle padał, było zimno i co najważniejsze trochę chłodno. Aby trochę umilić mi ten powolny i niezbyt zachęcający spacerek, Pan zabrał ze sobą rękawice do wyczesywania i co chwilę mnie nią głaskał, zupełnie jakby chciał się pozbyć mojej luźnej sierści, która tworzy takie ładne wzory na podłodze!
W każdym razie szliśmy a ja z nudów zwiedzałem najbliższe okolice naszej drogi. Wchodziłem między krzaczki i pod drzewka, wdrapywałem się po górach, a wszystko to aby zapomnieć o deszczu. W końcu mokrzy dotarliśmy do paczkomatu, przy którym zostałem przypięty i zostawiony samemu. Pan szybko wrócił z małą torba zakupów, odebrał paczuszkę i szybciutko wracaliśmy do domku. Pewnie pośpieszył się przez moje głośne szczekanie na początku rozłąki.
idziemy!

jestem na górce

ale już wracam

w centrum na deptaku!

Droga powrotna była szybka, ale mimo wszytko bardzo zmokliśmy a dość nieporęczna paczka przysporzyła nam trochę problemów. W domku po chwili odpoczynku otworzyliśmy paczkę. Był tam ponton i deska do nauki pływania czy coś takiego. Po chwili dowiedziałem się, że to na wakacje, tak więc się ucieszyłem, że będę miał na czym się wylegiwać na gorących plażach,
Na obiadek zjadłem dokładnie to samo co na śniadanko z małym dodatkiem makarony, który pozostał z obiadu Borowskich, którzy spałaszowali spaghetti i się nie podzielili ze mną sosikiem. Do końca dnia było w zasadzie spokojnie no może poza tym, że chodziłem po spacerkach w szlafroku aby nie moczyć podłogi i trochę szybciej wyschnąć. 
Czułem się jakoś tak bardzo pewny siebie, że postanowiłem skorzystać z kanapy i to nawet gdy Pani i Pan byli w domku, a Pani nawet na kanapie czytała książkę. Po cichutku się skradałem i po cichutku się wdrapywałem udając, że mnie nie ma. Plan się powiódł i niezauważony skuliłem się w kąciku kanapy i próbowałem zasnąć. Wtedy okazało się, że moja głowa jest obok miejsca gdzie śpi Fuksja, która właśnie się przebudziła i chwile się pobawiliśmy, ba nawet zrobiliśmy noski, noski.
ejjj to ty!

noski noski

Niestety zauważyli mnie na kanapie i kazali zejść. Wiec obrażony położyłem się na chwilę na fotelu ale ostatecznie skończyłem na pontonie i czekałem na przeprowadzkę do sypialni. Tym razem w środku nocy się obudziłem, akurat wtedy kiedy Borowscy przenosili się do sypialni. Poszedłem za Panią, a Pan zabrał mój ponton i usnąłem od ręki. Do ugryzienia!
obraziłem się!

zasypiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz