Obserwując kolejne poranki zaczynam dochodzić do wniosku, że przezywam dzień bobra cz jakoś tak. No codziennie rano to samo i powiem szczerze, że już chyba mogę poranek przeżywać z zamkniętymi oczami. Jedynie gdy Borowscy zaśpią, to akcja trochę przyśpiesza. No nic zjedliśmy śniadanko - jak zawsze. Udaliśmy się do autka - jak zawsze. Odwieźliśmy Panią do pracy - jak zawsze.
Kolejne minuty dopiero określają resztę dnia. Zazwyczaj jedziemy gdzieś z Panem i cel do którego jedziemy od razu mi mówi, czy będę się nudził cały dzień czy jednak biegał i skakał a gdy wrócę do domu wyczerpany jak kuc po filmie akcji. No ten dzień był zupełnie inny. Pojechałem z Panem pod jakieś wielkie budynki i wysiadłem na parkingu zapełnionym autami, ledwo znaleźliśmy miejsce. Chwilkę pospacerowałem i wróciłem do autka czekać na Pana, który miał się pojawić za niezbyt długi czas. No i miałem racje. Otwieranie drzwi mnie obudziło i nawet nie wiedziałem ile czasu minęło. Poszliśmy na spacerek do barku nieopodal, gdzie sobie obwąchiwałem drzewka i zbieraliśmy kasztany. Mam nadzieje, że je jakoś ugotujemy czy coś, bo wyglądały smakowicie, ale są trochę twardawe.
ej zrób mi ładne zdjęcie
o jakie ładne słoneczko
między drzewami w słoneczku
Spacerek był bardzo przyjemny i relaksujący, ale jak się chwilę później okazał najlepsze było dopiero przede mną. Wyszliśmy na miłą i dość sporą polanę, na której znalazłem patyczka. Wiecie co się ze mną dzieje gdy patyczki latają w powietrzu a ja mam sporo siły? Biegam jak szalony. Nic ani nikt nie jest w stanie mnie zatrzymać.
biegnę z gracją
ach te kocie ruchy
ta finezja
W miedzy czasie chwilę odpoczywałem w miedzy czasie okazało się, że dotychczasowy patyczek to próchno i trzeba było poszukać nowego.
model jak w mordkę strzelił
szukam nowego kijka
W końcu się znalazł, znaczy znalazł go Pan. Był wyjątkowo fajny i ostry (kijek nie Pan) Latał daleko, ale wysoko przez co zawsze byłem w stanie go znaleźć. Ba nie raz się wbił w ziemię i siłą musiałem go wyszarpywać.
o tak nowy kijek
nowy kijek z bliska i mój zabójczy uśmiech
Po dłuższej chwili patyczek się zgubił, znaczy mi się już za nim biegać nie chciało i wspólnie z Panem uznaliśmy, że koniec zabawy i czas wracać, wracać do autka i domku.
książę jest znudzony
Wróciliśmy do autka, ale niestety musiałem jeszcze chwilę na Pana poczekać, bo musiał coś jeszcze załatwić. Tak więc położyłem się spać, wcześniej demolując matę. Zresztą tak patrzę na nią i wydaje mi się, że już długo nie pożyje, a ledwo co wysprzątane auto wygląda już jak by jeździło w nim stado koali.
W końcu wrócił Pan i pojechaliśmy do domku. Niemal całą drogę przygrywała nam głośna muzyka a ja wyglądałem przez okienko. Wzbudzałem tym podziw wszystkich przechodniów, którzy mnie dostrzegli. No po prostu było super. Na miejscu czekał na nas kot, znaczy czekał na nas w domku. Troszkę ogarnęliśmy mieszkanko i mogłem położyć się spać. Pan tymczasem z Fuksją próbowali podmienić ze starego komputera czytnik, który w nowym szwankuje. Niestety nie pasował, ale to przecież było oczywiste, bo jeden był na złącza ATA a drugi SATA - to od razu widać a oni się nie zorientowali. Jak by mnie poprosili o pomoc to bym im powiedział, ale co będę się wtrącał.
Okazało się, że wraz z powrotem Pani gdzieś będziemy jechać. I gdy zbliżyła się godzina zero, razem z Panem wsiedliśmy do autka i podjechaliśmy po Panią. Najgorsze jest to, że pogoda diametralnie się zmieniła i słońce zniknęło za chmurami a z nieba troszkę padało. Pani szybko się pozbierała i pojechaliśmy do parku jak się okazało na gofry.
Na szczęście nie padało. Zaparkowaliśmy na parkingu i w drogę. Aby dotrzeć do gofrów trzeba przejść całe jeziorko na około, a to nie lada wyczyn. W każdym razie troszkę się pokręciliśmy po parczku. Nawet napiłem się troszkę wody aby uzupełnić elektrolity oczywiście i napełnić zbiorniczek do oznaczania terenu i miejsc które już przeszedłem.
dreptamy
tutaj z Panem po uzupełnianiu płynów. On mówi "buła i parówa"
ech no idziemy dalej?!
ech ile ona ma tej wody w tym dzbanie!
Spacer po parku był fajny i szkoda, że dość szybko się skończył bo dotarliśmy na miejsce - do domku gofrów. W końcu kupili i jak się okazało tylko dwa. Byłem tym faktem załamany i zaskoczony, ale liczyłem, że się podzielą. Usiedliśmy na ławeczce i konsumowali. Ja dostałem odrobinkę na próbę. Dobre i to.
ej dajcie spróbować, przecież widzicie jaki jestem wychudzony!
Po jedzeniu oznajmili, że czas wracać. Tak więc szliśmy sobie, ale nie drogą, którą przyszliśmy. Okazało się, że do autka można trafić znacznie krótsza drogą. Tak więc nie rozumie sensu tego kółka ale niech im będzie. Droga powrotna nie obyła się bez przygód. Próbowałem dostać się do wody w fontannie, jednak ta była za wysoka. Wiem bo próbowałem w kilku miejscach. Ponadto udało mi się zaplątać w słupek, ale naprawdę było to poważne zaplątanie z którego nie umiałem się wykaraskać.
e gdzieś tu jest woda, czuję to
co zaplątałem się, zaraz to rozwiąże
e coś nie wyszło!
poddaje się, ratujcie mnie!
Uratowali mnie i poszedłem do autka, a oni udali się na szybkie zakupy. Wrócili i pędziliśmy do domku, gdzie sobie pospałem wcześniej jedząc oczywiście i w końcu zasypiając. Tylko Fuksja trochę mnie zaczepiała przez co bardzo mnie irytowała, ale wystarczyło kilka warknięć i ataków łapką by się odczepiła i dała mi spokój. Poszła spać do Pani na ramiączka.
e wyłącz te ustrojstwo i daj spać!
W końcu o północy przenieśli się do sypialni a ja już miałem iść za nimi, gdy Pan zabrał mnie na spacer - nocny spacer. Dobrze, że się na niego udaliśmy, bo mój zbiorniczek był pełen. Szybko się z tym problemem uporałem i wróciłem spać. W miedzy czasie Fuksja zjadał kolacje i poszliśmy spać czekając kolejnego dnia. W nocy chwilę jeszcze pobuszowaliśmy budząc Borowskich, ale ogólnie noc minęła spokojnie. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz