Ostatnio pobudki są jakby troszkę wcześniej. Kilka minut ale jednak wcześniej. Jak tak dalej pójdzie to za miesiąc lub trzy będziemy wstawać wcześniej niż się kładziemy. No ale zjedliśmy śniadanko a potem, tak Zgadliście odwieźliśmy Panią do pracy. Po tym fakcie pojechaliśmy do parku. Tam jednak nie zabawiliśmy długo, bo poszliśmy przejść się po okolicy dalszej i bardziej zurbanizowanej.
już po śniadanku ale jeszcze przed wyjściem
Ledwo wyszliśmy z parku nad jeziorkiem, a od razu trafiliśmy nad kolejne. Tym razem znacznie mniejsze i bez fontanny jednak bardzo malownicze i pełne wędkarzy siedzących na śmiesznych pomostach.
malowniczy staw
Nie zostaliśmy tu jednak długo, bo trzeba było iść dalej, tak bez wyraźnego celu, po prostu przed siebie. Po drodze spotkałem miłego i bardzo rozbrykanego pieska i nawet z nim się bardzo ładnie przywitałem. Chciałem z nim poganiać się, ale niestety on sobie poszedł w zupełnie inną stronę niż ja. Szliśmy sobie takim deptakiem w środku naszych Świętochłowic i dowędrowaliśmy do Chorzowa, W ogóle muszę zauważyć, że szliśmy w jednym kierunku i można powiedzieć, że w linii prostej a tabliczki z nazwami miast zmieniały się chyba ze trzy razy. Troszkę to pokręcone. Nagle postanowiliśmy zawrócić do autka. Nie byli byśmy sobą gdybyśmy wracali tą samą drogą. Na całe szczęście cześć trasy się zmieniła i dzięki temu byliśmy zdecydowanie szybciej przy autku.
wącham krzaczory
Autkiem zajechaliśmy do centrum miasta, gdzie zaparkowaliśmy przy dworcu kolejowym. Zostałem chwilkę sam, na szczęście Pan bardzo szybko wrócił jakiś taki smutny. Stąd już była tylko chwilka by dotrzeć do domku. Tam oczywiście bałagan do opanowania i witająca nas w drzwiach Fuksja. Jednak ja nie miałem zamiaru zabierać się za cokolwiek więc udałem się do spania i nawet przeszkadzająca mi Fuksja nie miała szans na zakłócenie mojego spokoju. Wylądowałem sobie spokojnie na swoim legowisku i zasnąłem jak kamyczek.
Pan tymczasem posiedział przy komputerze w czym skutecznie przeszkadzał kot. Co chwilę wdrapywał się na na fotel i siadała na klawiaturze. Ech taki kaprys, a gdy chciało się ją przesunąć ta zaraz się denerwowała i koniec końców lądowała na ziemi. W końcu dała się ułożyć i spokojnie zasnęła na laptopie nie przeszkadzając w pisaniu. Nagle włączony został odkurzacz co znaczyło, że zaraz będzie myta podłoga. Kot przez swoje niepohamowane włażenie wszędzie została zamknięta w prysznicu. Ja chcąc ją uratować i pocieszyć też trafiłem do łazienki. Pan w tym czasie umył całą podłogę. Ja z kotem po przeciwnych stronach kabiny prysznicowej próbowaliśmy rozwiązać kłopotliwą sytuacje i uciec z tego więzienia. Niestety nie udało się i gdy wyschła podłoga uratował nas Pan.
ej weź mnie już nie zamykaj
Czyściejsze mieszkanko to i od razu jakoś tak milej. Niestety musieliśmy wyjść i pojechać po Panią. Niestety czyściutkie mieszkanko musiałem zamienić na bardzo już brudne autko. Na szczęście jeszcze musiałem zjeść obiadek przed wyjściem. Moja sucha karma wymieszana ze smacznymi ścinkami kiełbasek i szynek. Po wyjściu na dworek okazało się, że troszkę za szybko zjadłem i przez to musiałem to samo jeść jeszcze raz. No ale wsiedliśmy w LaBunie i odebraliśmy nasza kochaną paczuszkę i pojechaliśmy do sklepu. W drodze dość mocno padało i Borowscy postanowili zaparkować autko na parkingu podziemnym. Tak więc od razu mogłem zapomnieć o poczekaniu sobie na dworku, ale może to i dobrze bo było mokro, zimno i nieprzyjemnie. Dość szybko wrócili moi Borowscy do autka, mieli troszkę zakupów, ale żadne jakieś tam wielkie ilości a gdy wsiedli to od razu poczułem, że chyba coś jedli. Tak ładnie pachnieli jakimiś smakowitościami. Niestety nic nie dostałem i szybciutko wracaliśmy do domku.
W domku okazało się, że w tej niewielkiej ilości zakupów znalazło się dość sporo wyposażenia zwierząt, czyli mówiąc w prost: zrobili nam zakupy
z czterech rzeczy tylko jedna dla mnie, ale ta największa
Pan od razu użył spryskiwacza, który podobno miał zachęcać kota do zabawy w opryskiwanym miejscu. No ale muszę powiedzieć, że było wręcz przeciwnie. Fuksja uciekała, gdzie pieprz rośnie. Potem okazało się, że ona była po prostu głodna. Poleciała do kuchni gdzie dostała nowe jedzonko zakupione za poradą miłego Pana w sklepie zoo.
o coś pysznego, sam bym zjadł, ale jak mówią nie dla psa Bozita.
No tak dzionek powoli się kończył. Ja wyszedłem na spacerek wieczorny, niezbyt długi. Zwiedziłem okolice zrobiłem to co trzeba i wróciłem do domku w sam raz aby zaobserwować jak Fuksja buszuje po stole i zdejmuje swoje nowe zabawki. Najpierw szczurka pluszowego, a potem drżąca zabawkę. Oczywiście wszystko powciskała to wszystko pod szafki. Po tak ciężkich wydarzeniach musiał się zrelaksować wtulając w Panią i cyckając jej paluszek.
o jakie ładne zabaweczki
jej to dobrze
Uspokojona położyła się już na kocyku na kanapie. Ja spałem sobie na swoim legowisku, ale wtedy postanowiłem się do niej dołączyć i wdrapałem się częściowo na kanapę. Ponieważ nie było już na kanapie na mnie miejsca (bo Fuksja wszystko zajęła) i Pani nie podobało się moje wdrapywanie to w takiej pozycji zasnąłem.
ja śpię Fuksja zasypia
tak zasnęliśmy
Nagle obudził nas harmider, który powodowali Borowscy idący spać. Ja jeszcze przed snem na chwilkę poszedłem na spacerek opróżnić zbiorniczek i spokojnie położyłem się w sypialni na podusiach, zaraz koło Fuksji. Noc spokojna zleciał szybko i nagle zaczął się nowy dzień. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz