Niedziela była fajnym dniem. W nocy pospałem troszkę z Wiktorią na kanapie. Jednak jej się to za bardzo nie podobało i w końcu mnie zrzuciła. Więc do poranka spałem na swoim legowisku w salonie. Poranek rozpoczął się od leniwego spacerku, ale potem wszystko gwałtownie, znaczy bardzo szybko. Zjadłem swoje ryżowo-mięsne śniadanko i ledwo zdążyłem się położyć a już cała nasza paczka oraz Wiktoria jechaliśmy w aucie. Co najzabawniejsze Fuksja jechała w bagażniku.Dojechaliśmy do sklepu. Poczekałem chwilkę w aucie i wrócili, z nowym kocykiem i jakimiś żarówkami. Już się cieszyłem na myśl, że kocyk będzie dla mnie, ale zobaczyłem, że jest fioletowy. Fiolet oznacza, że rzecz bezwarunkowo jest Pani i nikogo więcej.
Po tym wszystkim ruszyliśmy w dalszą drogę. Wylądowaliśmy u Freda. Tam zjedliśmy obiadek - ja i Borowscy. Fuksja oczywiście nie miała czasu bo na wszystkich syczała i warczała, jak rasowy kot obronny. Dodatkowo machała łapkami jak szalona. Uspakajała się na rękach Borowskich lub Wiki. Potem przerzuciła się na Milkę (kota), który mimo iż był starszy to nie wyrażał zainteresowania znajomością. Skutkowało to tym, że Fuksja zaczęła ją ganiać.
Tymczasem poszliśmy z Borowskimi, Wiki i Fredem na spacer, spotkaliśmy się z Państwem z domku z kafelkami. Cała paczka poszła się napić nad jeziorko, a potem próbowaliśmy dostać się na budowaną drogę, ale wszystkie drzwi były zamknięte. W między czasie Wiktoria pobiegła za uciekinierem Fredem. My z Borowskimi zrezygnowaniu również wróciliśmy do domku.
Całą drogę kot spędził na rękach, a to Wiki, a to Pani a to Pana z fajką. Ja nie wiem czy ona jest jakaś niepełnosprawna, czy jakoś tak. W sumie to też bym chciał być noszony, ale jak próbuje wejść na ręce to zaraz krzyk, że jestem za cieżki
piję wodę, bo chyba mnie suszy
rozmowa w cztery oczy
wyczuwam jedzenie w pobliżu
nie widać mnie!
mam dość - wracajmy do domku
Pani nie znalazła Wiki i Freda
zdziwiła się, że jestem zmęczony
Wróciliśmy do autka, już bez Wiki. Mogłem się rozsiąść na kanapie. Droga była dość krótka bo pojechaliśmy do sklepu. Pani i Pan zostawili nas w aucie więc sobie poszedłem spać, podobnie jak Fuksja. Wrócili troszkę obładowani, ale za to z super torba, jakąś ekologiczną czy coś. Na szczęście mieli w tej torbie coś dla mnie. Pyszną kiełbaskę, zwaną przez borowskich metką, czy jakoś tak. Powrót do domu był już spokojny, zresztą jak cała reszta dnia. Sen i jeszcze raz sen przerywany spacerkami. Nocny spacerek to było coś strasznego. Nie chciałem iść i Pan mnie przekonywał kilka minut. Wiedziałem, że muszę iść bo zbiorniczek pełny, ale na prawdę mi się nie chciało. Noc zleciała spokojnie a pobudka nie była gwałtowna, choć burczało mi w brzuszku. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz