Ostatnimi czasy gdy sobie tak spaceruje po moim mieście, to nachodzi mnie jedna myśl, że te Świętochłowice to chyba wybudowano na jakimś wielkim jeziorze, albo może nawet nad morzem. Moje wnioski wynikają z faktu, że gdzie się nie pojawię tam zawsze jest jakieś jeziorko, najdalej w odległości kilku rzutów patykiem. Dziś właśnie tak było.
Spokojnie sobie dreptałem po parku między drzewami. Praktycznie każdy jego skrawek był zasypany przez liście, co wyglądało niezwykle malowniczo. Do czasu aż nie wywąchałem czegoś śmierdzącego i niezwykle apetycznego to biegałem sobie swawolnie bez smyczy. Niestety wszystko się szybko skończyło przez moją ciekawość. Ponadto na horyzoncie pojawił się piesio a ja przy nich głupieję i przestaje słuchać. Tak więc dalsza część spaceru odbyła się na smyczy. Może to i dobrze, bo zmierzaliśmy w stronę ulicy. Nie żałuję niczego w tym parku, bo to co obwąchałem i obsikałem to moje.
ojej jak ładnie
czuje tu kosz na smieci
czemu za mną łazisz?
niemal doskonałe maskowanie
wącham
jak tu ładnie
ciekawe co jest zamiatane pod ten dywan?
z profilu:)
W tym parku znajduje się wielki bunkier, po którym swego czasu chodziłem, dziś jednak trzymaliśmy się od niego z dala, może Pan się bał, że drugiego wejścia strop nie wytrzyma. Już na smyczy wyszliśmy sobie z Parku i po uliczkach miedzy blokami przewędrowaliśmy nieduży kawałek, by natknąć się jeziorko i to nie jedno. W miedzy czasie przywitałem się z kilkoma pieskami a jeden obszczekał mnie z balkonu, gdzieś wysoko wysoko, prawie pod niebem.
przed siebie nie zwracając uwagi na zmęczenie
Pierwsze jeziorko pojawiło się dość spodziewanie, już kiedyś przy nim byliśmy. Weszliśmy na mały nasyp a tam zza krzaków pojawiło się wspomniane jeziorko.
ale ono jest daleko, a mi się chce tak pić!
Kawałek przeszliśmy się wzdłuż jeziorka szykując do niego zejścia. Niestety nie udało się i zrezygnowani ruszyliśmy w drogę powrotną. Po drugiej stronie ulicy ni stąd ni zowąd pojawiło się drugie jeziorko tego dnia. Byliśmy w wielki szoku. To jeziorko było znacznie bardziej dostępne i wiedziałem, że będę w stanie z niego zatankować, aby uzupełnić zbiorniczek.
czy na prawdę mogę tu zatankować?
tankowanie
Z pełnym brzuszkiem ruszyłem do autka. Po drodze troszkę sobie pooznaczałem drzewka, krzaczki, słupki, kosze, oraz wszystkie inne nadające się do oznaczenia rzeczy. W autku chwilę spędziłem sam, bo Pan udał się do sklepu, gdzie zakupił sobie jakieś tam bułki - sam w sumie wygląda jak bułka.
Szybki powrót do domku i sen, sen i jeszcze raz sen. Troszkę pomogłem nie przeszkadzając w robieniu obiadku i sprzątaniu.
kot na swoim
ja na podłodze!
Spaliśmy sobie spokojnie w swoich ulubionych miejscach, by nagle się zebrać. Znowu cała nasza paczka pojechała po Panią a z nią pojechaliśmy do centrum miasta - dobrze, że nasza LaBunia jest taka duża, bo byśmy się nie pomieścili na mojej kanapie. Okazało się, że udaliśmy się do weta. Miłego Pana weta. Żeby tradycji stało się zadość, to musieliśmy odczekać swoje w poczekalni. Na szczęście nie było kolejki, w sumie to w ogóle nie było nikogo poza nami. Z gabinetu czasami dało się usłyszeć jakieś popiskiwanie i ciche rozmowy.
relaksuje się chodząc przed gabinetem weta
kot czeka na wizytę, oczywiście na rękach Pani
Po wejściu do środka miły Wet się z nami przywitał bardzo czule i w końcu przeszedł do sedna. Fuksja wylądowała na stole operacyjnym. Ta wizyta dotyczyła zdrowia kota. W gruncie rzeczy nie było to nic strasznego. Najpierw jakieś jedzonko, a potem obcinanie pazurków.
i po pazurach!
Pan Wet jest niezwykle miły zawsze, a ta małpa mała strasznie na niego syczała i w dodatku prawie szczekała. Nie będę tego komentował, ale było mi wstyd i to bardzo. No nic my jak zwykle się szybko się uwinęliśmy i wróciliśmy do domku.
Tam czekała na nas wielka niewiadoma. Pan u Pani w pracy zapakował wielką paczkę do bagażnika. Teraz z wielkim trudem ledwo ją wtaszczył na piętro. Po otwarciu okazało się, że była tam między innymi karma.
w końcu będę najedzony
Po tym wszystkim wiedziałem, że już będę miał zawsze pełny brzuszek. Bo to jedzonko, które dostałem tymczasowo było pyszne, ale jednak moje jedzenie jest lepsze. No już spokojnie mogłem spać. Jeszcze tylko spacerek przed pójściem do sypialni i mogłem oddać się w ręce morfeusza. Fuksja tym czasem jak zwykle latała jak poparzona wszędzie i po wszystkich. Rano obudzony zachowaniem Fuksji, poczułem silny i głośny zew natury, czyli głód. Piszczałem i trykałem noskiem śpiącego Pana, tak do czasu aż wstał i mnie nakarmił. Zaczął się kolejny dzień. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz