Każdego dnia budzę się i liczę na to, że będzie słonecznie. Słoneczko sprawia, że chce się wychodzić na spacerki. W sumie jak słońce nie świeci, to też lubię spacerki ale troszkę mniej. Nie cierpię wychodzić na deszcz. Na szczęście wczorajszy poranek zapowiadał cudowny dzień.
Odwieźliśmy Panią i ruszyliśmy na zakupy. Znaczy zaparkowaliśmy pod sklepem, ale najpierw udaliśmy się na spacer. Odwiedzając pobliskie zabytki. W sumie raczej nie ma co mówić o odwiedzaniu a jedynie o zobaczeniu z zewnątrz. Na szczęście dojście tam było samą przyjemnością wypełnioną liśćmi, trawką i ciekawymi zapachami.
to gdzie my w ogóle idziemy, po co tam idziemy i co najważniejsze jaki to ma sens ?
no nawet ładne, ale nie zachwyca
Zabytek sobie obeszliśmy i w sumie udaliśmy się do pobliskiego Parku aby trochę pobiegać. Choć park to trochę za dużo powiedziane, bo ledwo kilka drzew. Mimo wszystko dawało to wiele frajdy.
Jak się okazało na w śród tych kilku malutkich drzewek, był ładny pomnik, ale z dość nieczytelną dla mnie tablicą
Powolutku udaliśmy się do autka. Ja niestety musiałem poczekać w nim, aż Pan wróci z zakupami. W sumie dwie malutkie reklamówki to żadne zakupy, ale co zrobić. Podjechaliśmy pod dom, ale okazało się, że Pan czuł się "niewyspacerowany", więc poszliśmy jeszcze na naszą zalesioną górę. Tam pobiegałem bez smyczy, ale pomny strachu z dnia wcześniejszego starałem się nie odchodzić za daleko, choć było to trudne bo zapachy, bo tyle drzewek do obsikania.
no dalej to już chyba nie odejdę?!
nie widać mnie?
No idziesz, czy mam cię pogonić?
czy ja widzę tam patyczek?
tak! to patyczek
biorę go ze sobą!
Zrobiliśmy niewielkie kółko po naszych chaszczach a wracając w stronę domku byłem dość mocno spragniony i smutny bo mój patyczek się połamał i zgubił. To był mój ulubiony patyczek i nic nie znaczyło to, że ledwo z nim chodziłem. Na szczęście picie pozwoliło mi otworzyć umysł na nowe możliwości i znalazłem kolejny mój ulubiony patyczek.
to chyba źródlana!
uśmiechnięty z nowym patyczkiem
W domku nie było czasu na nic innego jak na spanie. Nie interesowało mnie nawet jedzenie i picie - po prostu byłem zmęczony. Błogi sen został przerwany małym sprzątaniem, zupełnie innym i mniej dramatycznym niż ostatnio. Ponadto wraz z godziną 16 przyszedł czas na obiadek i spacerek. Ten odbył się na polanie nieopodal lasku na górze. Zabraliśmy ze sobą świnkę. Bardzo chciałem się nią bawić, gdy była w rękach Pana. Gdy tylko lądowała na ziemi to moje zainteresowanie nią znikało. Wówczas najzwyczajniej w świecie zajmowałem się tropieniem i najzwyklejszym w świecie oznaczaniem.
raz ci przyniosę, ale na tym koniec!
nie będę już za tym biegał!
mam patyk a nie jakąś tam świnkę
no dobra poszukam jej
nie wiem gdzie leży
koniec - wracajmy do domku
Z tej wycieczki przegoniła nas mżawka, poza tym trzeba było sprawdzić czy Pani już nie przyszła. Niestety Pani nie było, a mieszkanie sprzątać trzeba było drugi raz, po tym jak zająłem się rozgryzaniem problemu składowania i przetwórstwa makulatury.
tak ten problem na dziś uważam za rozwiązany
Już się nawet lekko zestresowałem tym, że nie ma Pani i szczekałem głośno na leżącego mopa, którego sam wcześniej przewróciłem. To i moje podgryzanie ręki Pana mimo jego sprzeciwu zakończyło się karą okrutną i niezwykle drastyczną.
o nie!
Kara jednak szybko się skończyła i gdy było już ciemno udaliśmy się na spacer, którego celem było przyprowadzenie Pani. Spotkaliśmy ją po drodze szczęśliwą, że już wraca. W domku zjedliśmy kolacje, a Borowscy obiado-kolację. Nawet miałem okazję w swojej miseczce spróbować marchewki z groszkiem w jakimś pysznym sosiku. Tak zakończył się ten normalny, zwykły dzień. Nie było nocnego spacerku a więc za Borowskimi od razu poszedłem spać do sypialni.
Pewnie Zastanawiacie co się psuje. Otóż psuje się pogoda. W nocy tak lunęło, że strach było słuchać, co było tez powodem mojego nie wyjścia. Całe szczęście bo bym chyba przemókł do ostatniego włoska. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz