poniedziałek, 6 października 2014

Inspekcja

Może nie będę Was zanudzał tym co wyprawiało się w ciągu całego dnia bo to absolutny standard i tak zwany dzień bobra czy jak to się mówi. Rano po pobudce Pan bardzo mnie zaskoczył bo poszliśmy na spacer. Pani jeszcze smacznie spała, a za oknem było bardzo nieprzyjaźnie i ponuro. Przeszliśmy się po naszej trawiastej okolicy, która teraz wyjątkowo złowieszczo na nas łypała i jakoś tak tajemniczo wyglądała.
a kuku 

eeeeee musimy tam iść? 
dobra wracajmy bo straszno

No i na szczęście ze względu na nie sprzyjająca aurę i złowieszczą mgłę ruszyliśmy w drogę powrotną zahaczając oczywiście o sklepik aby zakupić produkty na śniadanko.  Tak więc w domku od razu zabraliśmy się za szykowanie jedzenia. Znaczy ja jadłem swoje śniadanko w nowym miejscu, bo zapomniałem Wam powiedzieć, że moja miska wylądowała w kuchni koło kuwety i tuż pod półką gdzie Fuksja dostaje jedzenie. No ale wracając do dnia, gdy śniadanie było gotowe - a dodam, że było na słodko to Pan obudził Panią i zjedli ze smakiem. 
Potem było leniuchowanie i spanie oraz co najważniejsze na oglądaniu telewizorni. Znaczy oglądali Borowscy a my z Fuksją najzwyczajniej w świecie spaliśmy. W końcu padała decyzja wyjazdu i pojechaliśmy, ale o dziwo pojechaliśmy całą paczką. Udaliśmy się do domku Freda. Tam od razu zabraliśmy się za jedzenie.
bez krępacji konsumpcja nie z naszej miski

Gdy Borowscy zjedli to po chwili odpoczynku razem z Wiki i Fredem poszliśmy na spacer zostawiając za sobą Fuksje. Powędrowaliśmy najpierw na lody, które okazały się być wyjątkowo duże i troszkę niesmaczne przynajmniej w opinii ludzi. Mi tam smakowały i było tego zdecydowanie za mało.
jemy lody

Potem poszliśmy na inspekcje budowy drogowej. Droga była troszkę długa i troszkę nużąca bo nic ciekawego się nie wydarzyło, no może poza chwilową zabawą kijkami i spotkaniu kilku piesków. Okazuje się, że od ostatniego czasu wiele się zmieniło i kilka rzeczy doszło, przez co nie zawsze mogłem wszędzie pójść. Przeszliśmy się kawałek obwąchaliśmy to tu to tam, coś tam obsikałem.
idziemy i idziemy! 
już prawie jesteśmy!
zabawa z kijkiem
w końcu jesteśmy na DTŚ 
jak sądzisz Fred dobrze zrobili, czy jednak byle jak?
Furiacie przekonamy się po pierwszych dniach pełnej eksploatacji
Zaiste Fredzie, zaiste

Po zejściu, zejściu z trasy oczywiście udaliśmy się nad jeziorko, gdzie popiłem odrobinkę wody i co najważniejsze spróbowałem się zaprzyjaźnić z lokalną fauną i florą. Niestety nie byli zbyt gościnni ci tubylcy i ciągle syczeli. W sumie to syczeli tak jak Fuksja na naszych gospodarzy. Oni nam obiadek niedzielny a ta ciągle syczy i atakuje jak tylko próbują ją brać na ręce. Ech co to za maniery. No ale wracając do niegościnności tubylców, po kilku próbach zrezygnowałem i wróciliśmy do domku Freda
ej no nie sycz! 
oburzeni wracamy 

U Freda chwilę posiedzieliśmy i udaliśmy się w drogę powrotną do domku, którą przespałem jak mały dzidziuś. Zresztą Fuksja też się wyspała bo milczała całą drogę. W domku za to dokazywała jak nigdy wcześniej, a ja chciałem spać!
jedenasta w nocy, pora na harce 
powiedzcie jej coś ja chcę spać!

No i po nocnym spacerku poszedłem do sypialni gdzie zasnąłem jak kamyczek. No ale co się dziwić, w końcu cały dzień w pracy. Straszenie mgły i inspekcja. Fuksja oczywiście nie ma tak łatwo i zasypia i budzi się przez co budzi wszystkich w środku nocy. Ech jak z nią wytrzymać?! Do ugryzienia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz