piątek, 10 października 2014

Sen o czystości

Co jakiś czas Pan zaskakuje mnie tym, że jedziemy zobaczyć jakieś nowe miejsce. Na szczęście wszystko w pobliżu i nie musimy jechać wielu godzin autkiem. Zwykle po odwiezieniu Pani przebywamy w aucie maksymalnie 5 minut.
Wczoraj zatrzymaliśmy się na parkingu pod naszym małym centrum handlowym. Zamknęliśmy autko i ruszyliśmy przed siebie. Co chwilę spoglądałem za siebie, aby w końcu stracić całkowicie autko z zasięgu wzroku.
Minęliśmy jakieś bloki i na naszej drodze znalazło się jeziorko. Już nie pamiętam jego nazwy, ale było niezbyt wielki a wokół niego siedzieli ludzie i moczyli kije. Ledwo udało mi się znaleźć miejsce aby zamoczyć języczek w wodzie.
wyczuwam nieznany teren 
z tego pomostu nie sięgnę, zamoczyły się jedynie moje uszy

Po znalezieniu odpowiedniego miejsca do picia uzupełniłem braki wodne i  ruszyłem z Panem w dalszą drogę, bo jeziorko nie zrobiło piorunującego wrażenia. Minęliśmy kilka bloków i naszym oczom ukazał się lasek z ładnie wydeptanymi ścieżkami i co najważniejsze sprawiał wrażenie zadbanego czystego i sprzątanego. Tak sobie dreptałem po liściach wśród drzew obwąchując to i owo spotykając kilka piesków i trochę ciekawych zapaszkowo ludzi. Nawet sobie troszkę pobiegałem na wolności, ciągnąc za sobą smycz. Jednak skończyło się to z chwilą zainteresowania się śmierdzącą pozostałością po kimś. No nic powędrowaliśmy dalej i tak powiem szczerze, że straciłem orientacje przestrzenną i byłem zaskoczony jak nagle na skraju lasku ukazały się bloki. Minęliśmy je i nagle na powrót zanurzyliśmy się w lasku, ale tylko po to by po chwili znaleźć się w miejscu w którym nasza leśna przygoda się zaczęła. Tak więc wracaliśmy już do domku.
idziesz, czy będziesz tak stał i pstrykał zdjęcia? 
biegnę do ciebie 
znalazłem mój ulubiony kijek 
o jesteś już tak daleko!

Doczłapałem do autka i do którego wsiadłem przy pomocy Pana, który jak zwykle podsadził mnie pozbawiając mnie tym samym resztek basseciej godności. Czasami za to na niego warknę a On się zdenerwuje - ot tak się droczymy ze sobą. W autku musiałem chwilkę poczekać, bo Borowski poszedł do sklepu coś kupić. Wrócił z pustymi rękoma. Potem pojechaliśmy i do centrum gdzie za swoje szczekanie w aucie po raz kolejny musiałem zostać w aucie. Pan na szczęście wrócił szybko z małymi pachnącymi woreczkami. Pachniało świeżością i smakowitością - to były fanty z piekarni. Leżały na przednim fotelu, tak blisko mnie, a jednocześnie tak daleko - nie dosięgałem, choć próbowałem, choć tak kusiły.
W domku to zupełny standard. Sprzątanie, spanie, spanie, spanie i gotowanie. W trakcie przygotowywania obiadku, Pan się zorientował w czymś strasznym. Mówił bardzo cicho abym się nie dowiedział, ale ja dobrze wszystko słyszałem. Okazało się, że została ostatnia porcja mojej suchej karmy - jednym słowem, mój koniec jest bliski. Licząc bardzo optymistycznie zostało mi kilka dni życia przy założeniu, że coś ukradnę ze do przekąszenia. 
Na szczęście Pan przygotowywał jakieś pysznie pachnące danie. Mówił, że to jakieś żeberka czy coś, ale pachniały wspaniale i liczyłem, że uda mi się coś zdobyć, gdy tylko będą gotowe. W między czasie gdy żeberka dochodziły w piecu Pan i ja wybraliśmy się na odwiedziny naszego sklepu. Okazało się, że Pan kupił mi puszkę psiego jedzenia a po powrocie do domku zamówił moją ukochaną suchą karmę. Pan dogotował ryż i pomieszał wszystkie trzy składniki w mojej miseczce. Zabraliśmy się więc za jedzenie - ja i Fuksja oczywiście.
Po całym jedzeniu ja się zdrzemnąłem a Fuksja zabrała się za mycie siebie. Ona ma jakąś wyjątkową manie czystości swojego ciała, taki kult czystości. Jednak wczoraj bardzo przesadziła. Po wyjęciu prania z maszyny piorącej, ta wlazła do niej pod nieobecność Pana i liczyła, że ten przyjdzie i włączy. Fuksja po prostu chciała być jak pranie. Czysta i pachnąca w 100%. Niestety jej plan się nie powiódł i została z pralki wyjęta.
wariatka

Potem poszedłem w końcu po Panią. Znaczy wyszedłem na dworek pobiegać za piłka i nagle przed moimi oczami na horyzoncie pojawiła się Pani. Powitałem ją jak należy i wróciliśmy do domku aby Borowscy zjedli. Od teraz dzionek toczył się leniwie. Pospaliśmy sobie z Fuksją. Zjedliśmy jeszcze kolację i w końcu poszedłem na dwa spacerku, aby opróżnić zbiorniczek.


W końcu w środku nocy przyszedł czas na udanie się do sypialni za Borowskimi. Spaliśmy sobie smacznie, ale mi w brzuszku nowe jedzonko zaczęło bardzo buzować i skończyło się na tym, że nie raz ani nawet nie dwa wymiotowałem. Nie chciałem jednak by Borowscy byli źli wiec szybko sprzątałem po sobie. No i przyszedł w końcu świt. Do ugryzienia!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz