poniedziałek, 27 października 2014

Przestawiona północ

Niedziela przywitała nas mgłą. Mgła gęsta jak rozlane mleko była bardzo przerażająca więc ze strachu o swoje życie postanowiłem nie oddalać się za bardzo od mojego bloku. W ogóle dzień jakoś dziwnie się zaczął. Jakoś tak później niż zwykle a jednak tak samo. Ech nie potrafię tego wytłumaczyć, ale może miała na to wpływ ta straszna mgła.
W domku zabrałem się za najważniejsza rzecz jaką może robić zaniepokojony i zmieszany basset - poszedłem spać. Cały dzionek był dość leniwy. Przerywała go jedynie próba zakrapiania oczów oraz sprzątanie. To ostatnie było mało fascynujące i naprawdę nie rozumie po co odkurzać mieszkanie trzy razy dziennie - to przecież jest nienormalne. Zakrapianie oczów to również wielka zagadka dla mnie. Wcale mnie nie bolą ani nawet mnie nie pieką, a Borowscy chcą mi zalewać je jakimś płynem. No nic walczę i się nie daję za co trafiam w kaganiec. Jak się zdecyduję na skruchę i chce aby zdjęli mi kaganiec to muszę przeboleć te kropelki.
Najlepszym zajęciem do popołudniowego spacerku było przygotowanie do pieczenia ciasta. Obierali i kroili a ja z Fuskja kombinowaliśmy jak je dostać. Udawało się tylko,gdy Oni specjalnie coś nam dawali do miski, albo niby przypadkiem upuszczali na ziemię. Na moje nieszczęście nim ciasto wylądowało w piekarniku ja bylem z Panem na spacerze.
Słońce pięknie świeciło na bezchmurnym niebie a my udaliśmy się nad pobliskie jeziorka, między innymi o nazwie Zacisze. Dreptaliśmy szybko przez miasto aby tam dotrzeć, bo chcieliśmy wykorzystać jak najwięcej słońca. Gdy weszliśmy do parku, miedzy drzewka to przed naszymi oczami grała istna symfonia barw, głównie odcienie żółci i czerwieni. Pod naszymi stopami trzeszczał dywan z liści. Oczywiście od listka do listka nosem szurałem po ziemi.Całe szczęście, że "moja osoba" miała długa smycz, która się rozwijała i zwijała. Miałem dzięki temu wiele swobody.
drzewka i liście, brakuje tylko jedzonka, trzeba wąchać

tu już wszystko wywąchałem idziemy dalej!

liście, wszędzie liście

Obszedłem całą okolicę i przyszedł czas by przejść w inne rejony, co też uczyniliśmy w trybie natychmiastowym. Przechodząc mostek w stylu - ledwo się trzyma wypatrzyliśmy ładne miejsce nad jeziorkiem do którego się udaliśmy. Próbowałem trochę uzupełnić elektrolity, znaczy się zbiorniczek. 
most

nad jeziorem

w trawie

Gdy wracaliśmy na szlak napadł mnie bojowy szał i walczyłem ze smyczą. Ech zupełnie nie wiem dla czego tak po prostu czasami mam. Takie chwile przerywa spokój Pana i jego opanowanie. Gdy ja się nakręcam On jak mantrę powtarza siad, siad i ciągle tylko siad. Nic innego nie mogłem zrobić i siadłem. Po chwili spokoju spotkała mnie nagroda w postaci miziania po moim punkcie R, punkcie radości.



Po tym się uspokoiłem i mogliśmy ruszyć dalej przez tunel typu "o boże" żeby mi cegła na głowę nie spadła i wyszliśmy na drogę prowadzącą do kolejnego stawu, chyba nazywanego Milicyjnym. Tam udało mi się w końcu uzupełnić zbiorniczek. Nie powiem, że było łatwo, bo zejście do wody było bardzo strome i niemal się stoczyłem. Wejście było jednak jeszcze większym problemem. Nie było się gdzie rozpędzić i śliski grunt sprawił, że będzie musiał mnie wciągać na górę Pan. Na szczęście się udało wejść o własnych siłach
przy okazji sikam na drzewo

przeprawa przez tunel

dam radę, dam radę wejść!

udało się, prawie!

Po wyjściu ruszyliśmy przed siebie w stronę zachodzącego słońca. Jednak nie na długo, bo chwilę później zadzwoniła Pani i nakłaniała do powrotu, bo są u nas goście. Więc wracaliśmy do domku dość szybko, w sumie to najszybciej jak się da, po drodze gryząc smycz w napadzie furii. W sumie było to spowodowane tym, że się bardzo śpieszyliśmy i nie miałem czasu nawet na porządne siku.

no już idę, daj mi chwilę!

wolniej !!

W domku czekała na nas Pani oraz miła ruda Pani od ścinania głowy i kot. Porozmawiali trochę oczywiście nie z kotem, dodatkowo zjedli moje ciasto, na którego przygotowania tak pieczołowicie i wytrwale patrzyłem. Niestety gość nas opuścił a ja po jedzonku udałem się na zasłużony sen! Ten jednak skończył się za szybko i Pan próbował wyciągnąć mnie na nocny spacer, na co nie miałem w ogóle ochoty. Niestety smycz i ładne "Furiat wypad na spacer" sprawiły, że moje serduszko chcac nie chcąc zachciało spacerku.
no weź jest środek nocy!

ej daj spać!
spać!!!!!


Nie dał spać i musiałem się zgramolić po schodach i zanurzyć w czeluści nocy dodatkowo otulone w nieprzeniknioną mgłę. W sumie dzięki temu spacerkowi, mój strach przed mgłą znacznie się zmniejszył. W sumie to zaczęła mnie ona ciekawić. Nie czuć jej , nie możesz jej dotknąć a tym bardziej dogonić, ale nic przez nią nie widzisz.
na chodniku

na trawniku

Miasto wyglądało zdecydowanie tajemniczo i fascynujące zarazem. Musze przyznać, że z niecierpliwością czekać na kolejne takie spacerki, tylko może znacznie dłuższe. Po powrocie poszliśmy spać. Do ugryzienia!
fuksja się ładuje, a ja skończyłem, ale mimo wszystko śpię dalej

1 komentarz: