środa, 29 października 2014

Leśne porządki

Poranny spacerek był bardzo krótki acz bardzo owocny. W każdym razie Panu skończyła się klisza czy coś i nie było sensu spacerować jak nie było jak fotografować. Jak to mówi Pan, bez fotografowania nie ma spacerowania. Było tak pięknie, ale musieliśmy się zapakować do autka i wracaliśmy do domku.
mglisty poranek zapowiada słoneczny dzień!
W domku trochę odpoczywałem. W sumie nie wiem po czym byłem zmęczony, ale sen mi się na pewno należał. Tymczasem Pan ładował klisze do aparatu. Dało mi to do myślenia i wydawało się, że zaraz będziemy wyruszać na kolejny spacer. No nic spałem twardo, no prawie twardo, bo budziłem się gdy tylko Pan opuszczał salon.
e dokąd to się wybierasz, czyżby po jedzenie?

W końcu spanie się skończyło a zaczęły się porządki. Znaczy najpierw chwilę poganiałem się z Fuksją. Ja biegać nie chciałem, ale ona mnie ciągle zaczepiała. No to się doigrała i ją tak przegoniłem, że nawet nie wiedziała gdzie się schować. Przy okazji trochę się mieszkanie poprzestawiało.
my nic nie robimy

No i zabawa się skończyła i przyszedł czas na pracę, a więc sprzątanie. Fuksja bo się odkurzacza i chowała się najdalej jak się dało. Tak więc na placu boju zostałem tylko ja i Pan. Dzielnie walczyliśmy z odkurzaczem, który zebrał z podłogi całą sierść Fuksji. Dokładnie wskazywałem Panu gdzie ma odkurzać. Potem przyszła pora na mycie podłogi. Tu operacja był bardziej złożona.  Ponieważ odkurzanie się skończyło to Fuksja pomagała nam na całego. Najpierw sprawdzaliśmy stan wody do mycia podłogi. Dopiero w drugim etapie pokazywaliśmy Panu gdzie jest jeszcze nie umyte. Dziwnym trafem zawsze było tam gdzie akurat przed chwilą staliśmy.
mały tchórz ucieka przed odkurzaczem

tutaj jeszcze raz popraw

ciekawska kotka

tak ta woda jest wyśmienita!

Po wypucowaniu mieszkanka można było ruszyć w drogę. Zapakowaliśmy się do autka i wróciliśmy do miejsca, które zostawiliśmy rano. Zamknęliśmy autko obeszliśmy je na około dwa razy jak tradycja nakazuje i ruszyliśmy w świat. Znaczy się w las, ale prawie to to samo co w świat, tylko trochę bliżej. Wszystko odkrywałem na nowo, bo jeszcze w tych miejscach nie byłem. Wąchałem wszystko i wszędzie starając się wyłapać wszystkie aromaty lasu. W gruncie rzeczy chodziłem sobie całkiem swobodnie. Wiec biegałem raz bliżej raz dalej Pana tylko co jakiś czas sprawdzając czy nadąża. Moja swoboda kończyła się gdy zbliżał się jakiś obcy człowiek, pies lub rower - wtedy musiałem iść przy Panu na smyczy. Chodziłem sobie bardzo spokojnie, tylko od czasu do czasu zrywając się do szaleńczego biegu na złamanie karku goniąc jedno wielkie nic. Gdy Pan był już malutki na horyzoncie to spokojnym krokiem wracałem w jego kierunku. Przez cały spacerek znalazłem dwa wspaniałe kijki, które zasługiwały na noszenie w mojej paszczy. Zaraz na początku i na samym końcu spaceru uzupełniłem stan zbiorniczka w jeziorkach. Muszę powiedzieć, że woda z lasku jest o 10% lepsza niż kranówka.  Dla rozrywki Pan zabrał ze sobą moją ulubioną piłeczkę, za którą kilka razy pobiegłem. Jednak nie było to jakoś bardzo zajmujące - to bieganie za piłką. Najbardziej mnie ona interesowała, gdy była w ręku Borowskiego. Gdy tylko ją rzucał, to jakoś tak piłeczka stawała się nudna
chodźmy tamtędy, albo w drugą stronę - jeszcze nie wiem!

ojej słońce, drzewa i tam po lewej woda!

no chodź, czemu się tak gramolisz

czuję wodę!

TAP MODEL 

kijek nr 1

czuję to - jesień!

no idziesz leniu, czy będziesz tak człapał. Nie ma czasu biegusiem zwiedzamy!

przy drodze

nie rzucaj więcej tą piłka, bo już jej nosić nie będę

chyba czas na siusianie

co wołasz? przecież tu jestem!

no dobra wracam, ale ty też chodź w moją stronę

o zapaszek ładny!

kijek nr 2

Tak zeszło nam trochę. Pochodziliśmy w okolicy autka a więc wkoło jeziorek z których czerpałem płyny. W sumie to pierwsza zasada surwiwalu - trzymaj się blisko źródła wody pitnej. Pod koniec spaceru zrobiło się już chłodno i przy samym aucie spotkaliśmy dwa pieskie. Jedne całkiem podobny do mnie, ale inne nóżki, uszka i mordka, a drugi był całkiem czarny. Ten pierwszy potem bardzo głośno szczekał w lesie. W sumie to nie szczekał a wył - Pan powiedział mi, że to bigiel był. W sumie to fajny ten Bigiel. No ale na nas przyszedł czas. Tak więc zapakowaliśmy się do autka i w drogę do domku. Po cichu liczyłem, że odbierzemy Panią, ale niestety się nie udało. W domku chwilę pogawędziłem z Fuksją i położyłem się spać, oczywiście wcześniej jedząc obiadek. Gdy się obudziłem, była już noc a Pani w dalszym ciągu nie było. Szykowaliśmy obiadek a  w zasadzie patrząc za okno i panujący za nim mrok to raczej była kolacja. No nic w końcu pojawiła się Pani, kuśtykająca Pani. Okazało się, że w drodze powrotnej Pani źle stanęła i noga jej spuchła i była obolała.
Noga była bardzo obolała i zarówno mojej jak i kociej pomocy Pani nie chciała. W sumie to nawet nie podobało jej się okładanie żelem chłodzącym tej bolącej nogi  wykonywane przez Pana. No nic jak tu dogodzić kobiecie. 
Cały zwierzyniec wiedział, że musimy się trzymać z dala owej nogi. Tak więc martwiąc się poszliśmy spać. Z tego letargu przebudził mnie nachylający się nade mną Pan i lecąca w moje oko kropelka lekarstwa. Tak własnie zdradziecko zostałem zakropiony. Potem znowu zasnąłem, ale bardzo uważnie i podejrzliwie wyczekując w gotowości na kolejne zagrożenie.
Nocny spacerek znowu był bardzo krótki, ale wystarczający do wykonania wszystkich psich czynności. Po powrocie przyszedł czas na przeniesienie się do sypialni. Kot oczywiście chwilę pobuszował, ale w końcu i Fuksja położyła się spać na łóżku wtulona w okolicach głowy Pana i Pani. Ja na swoim poduszkowym legowisku. 
to idziemy spać!

o książka i kasa i inne pierdoły!

2 komentarze:

  1. Biedna pani!!! Ale kurcze Furiat... u Was to wszystko fioletowe? Nawet kubeł na mopa? Cudnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan raz powiedział, że nie chce fioletowej rzeczy. Pani pofioletowała mu oczy piąstkami. Od tej pory Pan już lubi fioletowe rzeczy

      Usuń