wtorek, 28 października 2014

Niespodziewanie

Poniedziałek choć poprzestawiany czasowo okazał się dniem pełnym niespodzianek. Poranny spacerek z aparatem był bardzo relaksujący i orzeźwiający. Taka przechadzka zaostrza apetyt i rozbudza przed całym dniem. nie przeszkadzała w tym wszystkim ta straszna mgła. Pochodziliśmy po naszej górze, a raczej po łąkach ją otaczających

 Nie był to długi spacer ale najważniejsze, że zrobiłem to co musiałem. Nie był to spacer w żadnym konkretnym celu, po prostu od tak włóczyliśmy się po okolicy.




Pan się ze mnie śmiał, że jestem bardzo posłusznym pieskiem i spokojnie sobie spaceruję po lesie. Zupełnie nie rozumie, czemu się śmiał z tego powodu. Przecież ja zawsze słucham i zawsze robię wszystko o co mnie proszą gdy czeka mnie na mnie przekąska. Za darmo przecież już dawno umarło. W trakcie powrotu do domku  naszły mnie ponure myśli o sensie egzystencji w świecie. 



ech ciężki jest lost czworonożnych istot, tylko spanie i jedzenie a gdzie miejsce na samorealizacje i tworzenie chociaż by sztuki przynajmniej przez małe s!

Tak skończyło się pierwsze zaskoczenie w dniu wczorajszym, Wróciliśmy do domku i zjadłem swoje śniadanko, po którym nastąpiło drugie zaskoczenie. Pani nie wstawała do pracy. Byłem tak samo zaskoczony jak szczęśliwy. W sumie w tym momencie przestałem być pewien czy to był poniedziałek czy jeszcze niedziela, taka druga z rzędu.
Reszta dnia w sumie była bardzo spokojna. Prawie całą przespaliśmy przed TV oglądając seriale. No i oczywiście szykowaliśmy obiadek. Coś w rodzaje tortilli cokolwiek to jest. Niestety nie wiem jak smakowało bo nie było mi dane, ale wyglądało bardzo smakowicie. Udało nam się nawet na chwilkę wyjść aby zrobić przegląd stanu technicznego LaBuni i uzupełnić jej ewentualne ubytki w zbiorniczkach. Chwilę nam tam zeszło bo przy okazji wyeliminowaliśmy nieprzyjemne brzęczenie przez dokręcenie śrubki - tak więc jakby ktoś chciałby coś naprawić w aucie to polecamy się!
Po tym zdarzeniu konieczny był odpoczynek, ale nie był on długi bo Borowscy jedli wspomniany wcześniej obiad. Potem nastała kolejna niespodziewanka w dniu wczorajszym. Zapadła decyzja o pojechaniu do Parku Śląskiego, całą rodzinka. Byłem w szoku i to bardzo pozytywnym szoku. Nim się Borowscy rozmyślą ja już czekałem na dole przy aucie. No może nie było tak do końca, ale zamysł taki miałem. W sumie do momentu wyjścia z auta nie miałem pojęcia co to jest Park Śląski. Na szczęście gdy drzwi się otworzyły zobaczyłem przed moimi oczami znane mi centrum handlowe to już wiedziałem, co mnie czeka - droga w dół do pięknego parku nad jeziorkiem, które od czasu do czasu odwiedzam. Piękne słońce i dość wysoka temperatura sprzyjała spacerkowi. Był to bardzo intensywny spacer, a w dodatku była z nami Pani i Fuksja. Ta ostatnia jednak pomimo wysokiej sprawności i niespożytej energii ładowanej z kabla (co widać na wczorajszych zdjęciach) to nie chodziła sama, a była noszono. W dodatku aby było tego mało była ona owinięta w szaliczek Pani. No proszę Was powiedzcie, czy to jest sprawiedliwe?
aż ślinka cieknie na myśl o rozpoczynającym się spacerku

na liściastym dywanie też trzeba zaznaczyć swoją obecność

szukamy miejsce!

Fuskja w słońcu

idźmy tam!

chwila odpoczynku na chodniczku

zaplątałem się ratujcie mnie!


zszokowana Fuksja moim zaplątaniem się!

kot w całej okazałości w szaliczku 

w liściach

z Panią i kotem

przez swoją ciekawość, zostałem ochrzczony podglądaczem

ciekawe czy moja głowa wejdzie między słupki i czy wyjdzie!

Ponieważ słońce zaczęło się chować a temperatura gwałtownie spadała przyszedł czas na powrót. Dość ochoczo udałem się w drogę powrotną do LaBuni, która pewnie już za nami tęskniła. Czasami przystawaliśmy, aby poprawić otulenie Fuksji za pomocą szaliczka. Czasami nachodził mnie filozoficzny moment i musiałem zatrzymać się próbując rozwiązać nieodgadnione!

czas wracać do domku

ech a kto odrywa listki z drzew ?

co jest za horyzontem, znaczy murkiem

Powrót do domku odbył się w zasadzie po zmroku. Oczywiście mała toaleta i jedzenie. Potem zakrapianie oczu. Tego bardzo nie lubię i za swoja niechęć ląduje w kagańcu. Jak przyjdę poprosić o zdjęcie to muszę dać się zakropić, co zwykle następuje. Wtedy nawet dostaję przekąskę. Taką taktykę mają Borowscy na moje leczenie.
no dobra krop te oczy i miejmy to za sobą

Potem przyszedł czas na poganianie się trochę z Fuksją. Ta mnie zaczepiała i początkowo nie miałem ochoty na zabawy, to jednak gdy złapała mnie za ucho to obudził się we mnie prawdziwy furiat. Ganialiśmy się aż mieszkanie trzeszczało w posadach. No i tak dobrych kilka minut, a całą zabawę zakończył Pan sypiący mi kolację. Jedzenie zawsze przerywa wszystkie nasze zabawy i jednomyślnie pędzimy jeść i pić ze wspólnych miseczkę - moich miseczek, ale na czas kolacji są one wspólne. Z pełnymi brzuszkami poszliśmy spać Fuksja na kanapie, znaczy na Pani a ja na podłodze

kot zasypia
ja chrapię to na legowisku to na podłodze!

Przed północą, czyli przed pójściem spać Pan zmusił mnie do spaceru. Nie chciało mi się wstawać, a Panu pomagała nawet Fuksja. Razem zmusili mnie do wstania i wygramolenia się na spacer


ech po co, przecież jak coś to zsiusiam się w kuchni 

Fuka mnie broniła czy pomagała Panu?  a to małpa!

Po bardzo szybkim spacerku i ściągnięciu kota z klatki schodowej, na którą wybiegł gdy my wchodziliśmy do domku, przyszedł w końcu czas sen w sypialni. Do Ugryzienia!
zdjęcie z paluchami



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz