niedziela, 12 października 2014

Czas na zmiany

Sobotni słoneczny poranek zapowiadał bardzo przyjemny dzień. Początkowe poranne lenistwo nagle zamieniło się w bardzo aktywny dzień. Ni stąd ni zowąd zebraliśmy się do autka, po drodze zabierając dwie torby wypełnione odkurzaczem i parownicą.
ale jak to zostaje?
Tak Fuksja została w domku, a więc w podróży miałem całą swoją kanapę dla siebie. Gdy zaparkowaliśmy i otworzyły się drzwi wiedziałem, że jestem na "działce". Ja zabrałem się, za chodzenie i witanie z obecnym na miejscu opiekunem Franka. Pan tymczasem zabrał się za odkurzanie wnętrza auta i jego parowanie. Zupełnie nie rozumie po co przecież dwa tygodnie temu robił to samo! 
no i po co znowu sprzątasz?

Pani tymczasem przerwała czytanie i zabrała się za wyczesywanie mnie. Tak tak dobrze przeczytaliście, Pani mnie wyczesywała. Po tej niezwykle przyjemne czynności, Pan oderwał się od sprzątania i przyszedł do mnie z nożyczkami. Razem z Panią zabrali się za obcinanie moich rożków z włosów znajdujących się w pobliżu mojego ogonka. Cierpliwie zniosłem te upokorzenia, ale się potem bardzo obraziłem.
i jak ja teraz wyglądam? 
obraz nędzy i rozpaczy!

Borowscy jakby nic się nie stało wrócili do swoich wcześniejszych zdań, czyli Pani czytała książkę, a Pan dalej sprzątał.


Na szczęście pojawił się Fred wraz z opiekunami i Wiką a także kotem Milką. Trochę się otrząsnąłem z mojego załamania i ruszyłem do witania się i biegania za Milką. Ona w przeciwieństwie do Fuksji tylko ucieka, a nie bawi się ze mną.
Milka lubi się bawić ze sobą

Niedługo potem sprzątanie auta było zakończone a ponadto na tylnej kanapie pojawiła się nowa narzuta. Taka ładna czarna i śliska. W sumie stara narzuta była już w stanie opłakanym. Porozrywane uchwyty i do tego jeszcze nie dająca się usunąć kocia sierść. Choć w sumie to dziwne bo znajdowane włoski są brązowe lub czarne a Fuksja jest szara, ale to na pewno jej wina!
nowa narzutka w aucie

Nadszedł nasz czas aby sobie pojechać. Zapakowaliśmy się do autka, a razem z nami Wiki. Zabraliśmy się do domku po drodze robiąc mały przystanek, bo nasz nadprogramowy pasażer (zabierający mi kanapę) udał się po swoje rzeczy do swojego domku. W końcu na chwilkę wróciliśmy do naszego domku, aby za chwilkę go opuścić. 
Okazało się, że cała nasza paczka (poza Fuksja) wybyła i autkiem podjechała pod na parking. Pani z Wiką zniknęła w drzwiach wielkiego budynku, a ja z Panem poszedłem na spacer po mieście. Borowski poinformował mnie, że to Ruda Śląska. Chodziliśmy sobie po ulicach, miedzy budynkami i do nie jednego parki wchodziliśmy. Pochodziliśmy miedzy mniej i bardziej zabytkowymi budynkami. W końcu trafiliśmy do parku, dość dzikiego, niemal pierwotnego, nad którym górował bardzo dziwny budynek.

wejdźmy tam na górę!

zmęczony spacerkiem dzielne idę

W trakcie spaceru Pan widząc moje zmęczenie udał się po picie do sklepu. To nic, że w drzwiach mieszkanka Pani się pytała, czy bierze mi picie. Otóż nie wziął i teraz musiał kupić. No nic butelka była, a że duża i picie mi z niej nie szło tak dobrze jak by się wydawało. Konieczne było poszukać jakiejś miseczki. No więc znaleźliśmy coś tam wśród wielu mijanych śmieci 
mój kochany Pan załatwił mi piciu 
pełen zbiorniczek i mogę iść dalej 
maskuje się 
no już idę

w tle osiedle a my w głębokiej trawie 
lasem 
ech a co to za droga! 
coś ten las/par robi się coraz bardziej porządny 
o jacie ale pomnik 
ty zszedłeś! a jak ja zejdę?!

Wyszliśmy z kompleksu leśnego i poruszając się wzdłuż głównej drogi w mieście trafiliśmy na ciekawą sytuację. Wśród bloków biegały sobie niemal, że dzikie ptaki zwane kurami. Jak się okazało było to niemal kilkaset metrów od naszego miejsca parkingowego, a więc niemal centrum miasta. Zabawne co nie? 
kury w mieście

Już myślałem, że wracamy, ale niestety znowu weszliśmy do lasku i po znanej mi już drodze wdrapaliśmy się na górę, gdzie się napiłem i chwilkę pobawiłem się patyczkiem. To był już czas na powrót.
oj znowu pod górę 
bierzemy ten patyczek!

W końcu udaliśmy się pod autko i chwilę poczekaliśmy na nasze Panie, które pojawiły się z wielką ilością torebek - zakupów. Wróciliśmy do domku i jak się okazało Wika z nami zostanie na noc. Wszyscy zabrali się za pizze. No i kilka spacerków i jedną pizze (której nie dostałem) później położyliśmy się spać w środku nocy. Do ugryzienia!
pizza
śpię 
śpię dwa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz