piątek, 5 grudnia 2014

Moje przez zasiedzenie

Od samego rana wiedziałem, że to będzie dobry dzień, bardzo dobry dzień. Z ostatniej choroby nie pozostał nawet najmniejszy ślad a za oknem budziło się słoneczko. Trzeba było szybko wstawać i zacząć ten wspaniały dzień. Niestety Borowscy jak zwykle zaspali i jak zwykle pośpiesznie jedli śniadanie, gdy ja z Fuksją już się bawiliśmy.
Fuksja na stole

 
przytulanki z rana

W końcu udało nam się zebrać do autka. Szczęśliwy merdałem ogonkiem jak mały szczeniaczek i po odwiezieniu Pani pojechałem z Panem na spacerek. Taka wspaniała pogoda była to aż żal było nie korzystać. W sumie pewnie jakbym dalej był ciężko chory to pewnie i tak bym z radością pospacerował. Podjechaliśmy pod kościółek, taki z dwoma wieżami, a w sumie to pewnie nawet i trzema. W każdym razie autko zaparkowało i szybciutko z niego wysiedliśmy. Na samym początku spacerku spotkaliśmy kilku "człowieków" ubranych w bardzo ciekawe stroje. Czarne niepodobne do niczego ubranie a na głowie okrągła czapka z piórami. Pan mi od razu powiedział, że to są górnicy i w dodatku ten dzień to ich święto. Dodał jeszcze, że bardzo żałuje, że nie udało nam się zobaczyć i usłyszeć orkiestry górniczej idącej ulicami naszego miasta. Niestety podobno wstaliśmy za późno - tak chyba On wstał za późno!
pierwszy spust ze zbiorniczka tego spaceru

Minęło troszkę czasu a my zdążyliśmy zwiedzić opuszczoną stacje kolejową, choć bardziej można by powiedzieć, że raczej przystanek kolejowy.  Mimo wszystko grzechem było nie odwiedzić. Po chwili byliśmy już w parku w którym kiedyś byłem, taki z orłem (o można to przeczytać i obejrzeć tutaj). Tam spotkałem pieska z którym się przywitałem i obwąchałem. Jego Pani nawet się zafascynowała moją urodą. Niestety musiałem się z nimi rozstać bo się spieszyli. My zresztą też udaliśmy się w stronę okolicznych zabudowań sugerujących, że to jakieś centrum.
to jest dworzec?
o tam jest jakiś ładny i fajny piesio

W "centrum" było dość gwarno i troszkę tłoczno, wszyscy się gdzieś spieszyli, tylko ja z Panem spokojnie i dostojnie spacerowaliśmy, On robił zdjęcia a ja wszystko wąchałem i co chwilę gdzieś zrzucałem zawartość zbiorniczka. W sumie centrum to ledwo jedno duże i rozłożone w przestrzeni skrzyżowanie z ruchem jednostronnym i nim się obejrzałem a już je przeszliśmy i wylądowaliśmy na uliczkach między domkami jednorodzinnymi.
to już po centrum ?


Tam w sumie próbowaliśmy znaleźć drogę powrotną błądząc na ulicach kończących się na czyjejś posesji. Jednak tak naprawdę to nie było błądzenie, a jedynie zwiedzanie i szykanie ciekawych zapachów a w przypadku Pana ciekawych ujęć. Ta przygoda nie była zła a w dodatku spotkaliśmy bardzo towarzyskiego i miłego psa. Bardzo chcieliśmy się bawić, ale niestety dzielił nas płot. Tak więc musieliśmy się pożegnać zaraz po przywitaniu i teraz naprawdę udaliśmy się w drogę powrotną do autka.
cześć!!!!

W sumie to chciałem wracać do piesia a nie do autka czemu dawałem wyraźnie znać, a to zatrzymując na środku chodnika, a to ciągnąć za smycz. W każdym razie wszystkie próby były nieskuteczne i w końcu wylądowałem w aucie. Już miałem nadzieje, że wrócimy do pieska, gdy trafiliśmy na zamknięty z powodu remontu chodnik. Niestety w końcu musiałem siąść w autku na tylnej kanapie.
no wracajmy!

ja nie idę, obraziłem się!

ech czemu musimy iść?!

zostanę w trawię, bo się obraziłem!

ech no dobra jedzmy do domku

Po drodze do domku zatrzymaliśmy się jeszcze na małe zdjęcia w plenerze. W końcu dotarliśmy do domku i po małym sprzątaniu. W końcu mogłem udać się na zasłużony spoczynek. Jednak nie spałem u siebie, znaczy spałem u siebie, ale nie na swoim legowisku. Otóż doskonale pamiętałem, ze dnia poprzedniego spałem na krzesełku tak więc zgodnie z bassecimi zasadami, co raz mogłeś robić, może to robić już zawsze, gdzie raz spałeś to możesz spać już tam zawsze. Tak więc zgodnie ze starożytnym prawem krzesełko było już moje i mogłem na nim spać ile mi się żywnie podobało. 
no co? to jest moje!

Pan zdawał się rozumieć moje rozumowanie i prawa do krzesełka, a w dodatku ustawiał tak krzesełko, że mogłem obserwować co się dzieje w pokoju. Niestety nie wszyscy w domku zdawali sobie sprawę z obowiązujących praw. Tym kimś była Fuksja i czasami musiałem z nią walczyć o panowanie nad krzesłem. Na szczęście  krótkie walki szybko się kończyły i zazwyczaj się szybko godziliśmy. W końcu krzesło jest tak duże, że zmieścimy się na nim we dwoje. Na szczęście miejsca dla Pana już się nie znalazło.
walka o krzesło

wspólny sen, jest super

Kiedy Fuksja nie spała ze mną na krzesełku to kombinowała i szalała. Nauczyła się wskakiwać na szafkę pod telewizorem. Do tej pory szafka ta była bezpieczną ostoja na ważne rzeczy Borowskich, ale teraz to się skończyło. Bo Fuksja odblokowała sobie nową umiejętność i z każdym skokiem robiła się coraz sprawniejsza. Pan lub Pani tylko co chwilkę oznajmiali jej, że ma natychmiast zejść. Czasami schodziła a czasami trzeba było jej pomóc. 
oj i jest już na szafce

Tak mijał nam dzionek, Borowscy na późny obiad, a raczej kolacje mieli frytki z pyszną sałatka. No i zarówno ja jak i Fuksja bardzo wymownie czekaliśmy na cześć dla siebie. Nie ważnym było to, ze całkiem niedawno jedliśmy swoje kolacje - mieliśmy dostać frytki i już. Kilka dostaliśmy, dokładniej po dwie malutkie, ale w sumie lepsze to niż nic. Chwilę później nastąpił nocny spacerek a po nim zasłużony sen po ciężkim dniu. Oczywiście położyłem się na krzesełku i gdy Borowscy poszli spać do sypialni, ja zostałem na swoi krzesełku. Przez sen słyszałem tylko jak Fuksja powolutku za nimi drepcze - słyszałem jej dzwoneczek. W każdym razie gdy zgasili światło i twardo spali poszedłem ich na chwilkę odwiedzić, ale ostatecznie wróciłem na krzesełko ba nawet na kanapę. Obudziłem się na kanapie wraz ze świtem i po cichutku przeniosłem na krzesełko, gdzie drzemałem aż do pierwszego dzwonka. Do ugryzienia!
śpię :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz