niedziela, 21 grudnia 2014

Montaż

Od rana dzionek był bardzo zakręcony. Od rana było całkiem inaczej. Wstałem i poszedłem z Panem na spacerek. Chodziliśmy sobie chwilkę po naszych łączkach, nawet było ładnie i wyglądało, że będzie słonecznie, niestety tak tylko wyglądało. Co prawda do wieczora nie padało, ale było wietrznie i pochmurno, a więc nijako.
Spacerek był dość skromny i dość spokojny. Spacerowałem sobie a zimny wiatr smagał mi uszka. Po dłuższej chwili miałem serdecznie dość spacerowania. Czytanie drzewnych wiadomości i ich zostawianie nie sprawiało mi jakiejś wielkiej przyjemności. W gruncie rzeczy po załatwieniu wszelkich potrzebnych chciałem wracać do domku. Tak też się stało, szybciutko wylądowaliśmy w domku gdzie już miałem zabrać się za spanie, ale niestety okazało się, że było wiele ważnych rzeczy do zrobienia.
zostawianie wiadomości

wracamy

Chwilę później przyszedł do nas Pan z Fajką. Tak niespodziewany gość wymagał specjalnego i bardzo długiego przywitania.  Po chwili już zniknął z Panem w kuchni i coś tam majstrowali, coś przesuwali, docinali i przykręcali. Ja nie mogłem wchodzić do kuchni, bo droga była zastawiona. Trochę sobie piszczałem, ale to nic nie dawało. Co jakiś czas sprawdzałem co tam się dzieje z Panią, która ciągle pisała recenzje czy coś takiego.
Nagle Pan musiał wyjść bo montowana rurka pękła, czy coś takiego. Zawsze dzieją się takie rzeczy, gdy nie pomagam ja. Na szczęście Pan szybko wrócił i prace ruszyły z kopyta. Nawet Fuksji i mi udało się dostać do kuchni i naszym oczom ukazała się poprzestawiana kuchnia a na ziemi i na blacie było pełno narzędzi. Okazało się, że przerabiana była instalacja wodna w kuchni. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy po co. Mimo wszystko z zainteresowaniem śledziliśmy każdy ruch jak się odbywał w kuchni. Mało tego każde z nas zawsze starało się być jak najbliżej wydarzeń. 
Gdy prace zostały ukończone to poszedłem z majsterkowiczami na krótki spacerek. Schodząc po schodach spotkałem dwóch dziwnie ubranych chłopaków. Oczywiście obwąchałem te zjawiska w biało czarnych sukienkach. To było dziwne, ale sam spacerek byłe fajny. Nie padało, nie świeciło słońce ale było przyjemnie neutralnie. Obeszliśmy całe nasze osiedle. Byłem koło sklepu, przechodziłem między blokami by w końcu dotrzeć do domku! Tam chwilę później obaj moi towarzysze spaceru zniknęli i po dłuższej chwili pojawili się z wielką srebrną skrzynką. Wszystko stało się jasne. Cała ta przeróbka kuchni okazał się być konieczna aby postawić to wielkie szare coś. Chwilę później Pan przyniósł wielkie pudło, prawie puste, najprawdopodobniej po owej srebrnej skrzynce. Kotu bardzo się ten karton spodobał, ale tak naprawdę bardzo, bo przesiedział w nim wiele godzin, co chwila wskakując do niego i wyskakując z niego.
na dole sobie siedzi

zastanawia się jakby tu wyjść

wychodzi!

Tymczasem srebrna skrzynka została podłączona do wody i oglądnięta bardzo dokładnie. Pani załadowała do niej stos brudnych talerzy i innych takich dziwnych rzeczy i po chwili zamknęła i a skrzynka cichutko mruczała i bulgotała. Nie mieliśmy jednak czasu obserwować co się dzieje, bo ludzie w salonie jedli obiad - frytki. Kilka z nich dostałem, no ale tak ledwo co na ząbek. Nagle Pan oświadczył, że srebrna skrzynka przestała pracować, więc pora na pralkę. Ta przestawiona o 90 stopni również dawała sobie radę. Buczała, wirowała i hałasowała tak jak zawsze. Jeśli jeszcze nie wiecie, to Wam powiem, że Pani i Pan zakupili sobie zmywarkę, a więc koniec z myciem w zlewie. Podobno ma to przynieść oszczędności, a te mnie cieszą, bo wówczas ja będę miał więcej jedzonka. Bo przecież na co innego mogą wydać zaoszczędzone pieniądze?
no chyba już gotowe co ?

W każdym razie gdy było już ciemno udaliśmy się na dworek. Wszyscy jak staliśmy (poza Fuksją) wyszliśmy. Ja chwilę później z Panią i tropiłem Pana, który pomógł nosić rzeczy Panu z Fajką. Szedłem za nim krok w krok ciągnąć przy tym Panią. W zasięgu mojego wzroku pojawił się Pan, po drugiej stornie ulicy. Przywitaliśmy się, bo przecież nie wiedzieliśmy się całymi latami - ze dwie minuty. Udaliśmy się do autka, aby zobaczyć nasz Świętochłowicki Jarmark Świąteczny. Niestety po dojechaniu do centrum, wszędzie było pusto i cicho, choć pięknie, może to było spowodowane przez deszcz a może wiatr? Jakiś wpływ na to mogła mieć późna pora. No własnie dopiero gdy autko zatrzymało się na parkingu, a Pan poszedł sprawdzić czy coś się dzieje, to ja ze swojego bagażnika zobaczyłem, że bardzo Pada i usłyszałem jak bardzo mocno wieje. No nic smutni i zrezygnowani udaliśmy się na zakupy, po rzeczy brakujące do przygotowania smakowitych świątecznych potraw. Borowscy szybko się uwinęli, a odwiedziliśmy dwa sklepy. Zawsze parkowaliśmy na parkingu podziemnym, pewnie po to abym miał spokojny sen. Bo tak na prawdę to czekanie na Borowskich było dla mnie pierwszą okazją do dłuższego snu. 
Wróciliśmy do domku i po malutkim spacerku wdrapałem się do domku i od razu poszedłem spać. Taki to był zwariowany dzień, jak wiele ostatnich. Mało zdjęć a dużo się działo. Nie było czasu na sen i nie było czasu na zabawę. Po prostu przygotowania do świąt. Do ugryzienia!
w końcu sen 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz