Z wielkim opóźnieniem opiszę wam swój ostatni piąteczek. Całe to przesunięcie czasowe wynika z odwiedzin Wrocławia, przez co nie miałem czasu a potem już nie miałem sił, aby napisać choćby dwa słowa. Ba nawet nie miałem siły by nie mieć siły i ledwo wdrapałem się na pięterko aby zasnąć. No to tyle słowem wstępu, a teraz przechodzimy do sedna, czyli do piąteczka.
Poranna pobudka była jak zwykle lekko spóźniona, no ale zaczynam dochodzić do wniosku, że Borowscy bardzo lubią żyć w biegu przynajmniej rano. Tak więc śniadanie w pospiechu, poranna toaleta i ubieranie się również w pośpiechu. Wszystko w pośpiechu, nawet pakowanie śniadanka w pośpiechu. W końcu wyszliśmy i w pośpiechu wsiedliśmy do autka, które raz dwa odpaliło i odjechało z nami w środku. Do pokonania mały kawałeczek drogi i zostawiliśmy Panią. Potem to już wszystko zwolniło.
no i w pośpiechu idziemy
Podjechaliśmy powolutku do do Parku Skałka, tam z wolna się wygramoliliśmy się z autka i z wolna okrążyliśmy jeziorko. Podczas spaceru zwracałem szczególną uwagę na wodę, która jakby stwardniała, jakby się zeszkliła. O tym, że coś się dzieje świadczyły kaczki i łabędzie tłoczące siew dwóch jeszcze nie zeszklonych wodnych ostojach. Jedna ptaszyna na drugiej, ciągle się kłóciły i przeganiały. Szczerze się zastanawiałem, czemu one nie odlecą gdzieś w ciepłe okolice albo nie wrócą do domku do swoich właścicieli. Ja to gdybym miał skrzydła to poleciał bym hen daleko do ciepłych krajów a przynajmniej do Radomia.
Sam spacerek nie był specjalnie emocjonujący, a tym bardziej jakoś wyjątkowo długi. Najważniejsze jednak, że pozałatwiałem swoje psie sprawy, a pogoda w miarę dopisywała. Było dość ciepło a co najważniejsze nic nie padało. No dobrze bym zapomniał, na spacerku spotkałem kilka piesków z którymi nie omieszkałem się przywitać i chwilkę pobawić, a co trochę ważniejsze to zastanawiałem się, czy aby nie zadbać o swoją kondycje ćwicząc na jakiś dziwnych urządzeniach do ćwiczeń. Niestety ta mechanika była dla istot o dwóch nogach i dwóch rąk i dwóch nóg a co najważniejsze bez ogonka. Nim się jednak obejrzałem to już siedziałem w autku kierującym się do domku.
o trawka
ćwiczyć, czy nie ćwiczyć oto jest pytanie
o czemu ta woda się zeszkliła?
o tam jest piesek!
minął nas!
cześć drugi piesku.
Po dotarciu do domku i przywitaniu ze znudzoną a przez to łobuzującą Fuksją udałem się na zasłużony spoczynek. Spałem sobie tak spokojnie aż do odkurzania. Niestety to codzienne odkurzanie mnie dobija. Nie rozumie po co to wszystko tak codziennie odkurzać, przecież dzięki mnie i Fuksji po dłuższym niesprzątaniu mieli byśmy darmowy dywan!
Po ogarnięciu podłogi nie miałem możliwości zasnąć, bo trzeba było się zbierać. Jak się okazało autkiem udaliśmy się do Gliwic aby pozałatwiać parę spraw. Dojechaliśmy bardzo szybko, jednak ze względu na zamknięcie kilku ulic w związku z budową inne ulicy (tak wiem dziwne) nim dotarliśmy na miejsce parkowania minęło sporo czasu. Sznurek aut bardzo powolutku dzięki czemu miałem okazję na zdecydowanie dłuższa drzemkę.. Po zatrzymaniu autka okazało się, że jesteśmy niemal w tym samym miejscu co dzień wcześniej. Przy parku. O dziwo razem z Panem weszliśmy do parku i sobie tam pochodziłem. Pogoda była wyśmienita tylko troszeczkę wiało. Słoneczko i niemal bezchmurne niebo oraz zielona trawka i drzewa. Brakował tyko plaży i szumu morza, no ale nie można mieć wszystkiego. W parku zobaczyłem niejedno interesujące drzewko i nawet Pana grającego na pianinie bez grania. No dobra może i grał, ale bardzo cicho, że aż nie słyszałem. Po obejściu całego parku udaliśmy się do autka, gdzie ja zostałem i zasnąłem, a Pan gdzieś poszedł. Nawet nie wiedziałem kiedy zasnąłem i nie wiedziałem kiedy wrócił. Wydaje mi się, że nie było go tylko chwilkę, choć patrząc na niebo doszedłem do wniosku, że chyba ta chwila była bardzo długa. Zachód słońca był już bardzo zaawansowany, a w dodatku bardzo kolorowy i nie z tego świata. Zresztą cały czas, gdy jechaliśmy to podziwiałem to piękne zjawisko przyrody. Tym razem nie staliśmy w korku bo Pan sposobem przejechał sob na około omijając cały koreczek.
wchodzimy do parku
pod drzewem
tam z tyłu jest słońce
w tle ludzie na linach
przy pomniku
pod dziwnym drzewem
wychodzimy z parku
o jacie ale sznurek aut i wszystkie stoją
piękne zjawiska pogodowe
Pojechaliśmy jeszcze odebrać jakiś papierek i do mieszkanka z kafelkami na chwilkę, a potem odwiedzić Freda. Tam dopadłem do miseczek, przywitałem się ze wszystkimi i jadąc do domku zabraliśmy ze sobą Wikę a potem Panią.
Reszta dnia na szczęście znowu bardzo zwolniła i sobie poleniuchowałem. Ba nawet pomogłem w zjadaniu zapiekanek, które całą bandą robiliśmy. Były pyszne. W między czasie odbyłem jeszcze dwa spacerki by w końcu zasnąć jak skała. Tylko przez całą noc nie mogłem się zdecydować gdzie spać. Raz na foteliku obok kanapy na której spała Wiktoria, a raz w sypialni na swoim szlafroczku. Gdy ja zmieniałem lokalizacje a było już późno w nocy, to Pan i Pani jeszcze nie spali. Nawet kot jeszcze nie spał i buszował pomagając a raczej przeszkadzając. Pani coś tam kleciła z włóczki a Pan coś tam pisał na komputerze. W to wszystko wiecznie wplątywała się Fuksja. W końcu wszyscy zasnęliśmy. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz