czwartek, 18 grudnia 2014

Słoneczny sen

Pogoda ostatnimi dniami bardzo mnie zaskakuje. Gdy tylko się budzę, to pierwsze co robię to sprawdzanie stanu nieba przez okienko. Wczoraj wszystko się zmieniło bo na niebie pojawiło się słoneczko, błękit. Zapowiadał się naprawdę cudowny dzień, ciepły i zapewne pełen uśmiechów dzień.
Śniadanko i w drogę. Czemu Oni muszą się ubierać aby wyjść na dwór, przecież to bez sensu. Przecież wystarczyło by mieć takie futerko jak ja. W każdym razie odwieźliśmy Panią i pojechaliśmy na Skałkę, nad jeziorko. Słoneczko świeciło trawka się zieleniła, woda i niebo błękitne a liście na drzewach szeleszczą, no dobra to ostatnie to trochę nie do końca prawda. Liście co prawda są, ale na ziemi usypane w kupki i z pewnością nie szeleszczą - już od dawna. No ale mimo wszystko pogoda była wspaniała i warta spacerku, nawet trochę dłuższego spacerku. Okrążyliśmy jeziorko tylko raz po drodze tankując zbiorniczek do oporu. Prawdę powiedziawszy najsmaczniejsza woda to właśnie ta dzika , z jeziorka lub z kałuży. W misce z kranu smakuje jakoś inaczej, troszkę gorzej.
idziemy i spacerujemy

 przy tym słupku ktoś był

no co tylko łyczek, może sto!

robię kółeczka

Po tankowaniu z nowymi siłami udałem się w dalsza drogę. Mając zazwyczaj słoneczko za plecami dreptałem sobie dzielnie do przodu, przed siebie, co jakiś czas zatrzymując się na małe obniżenie stanu płynów w zbiorniczku. Podziwiałem przy tym piękny i kolorowy dywan z liści, które jeszcze nie był zebrane na kupkę. Cały czas wąchałem za jakimś pysznym jedzonkiem lub poszukując jakieś ciekawe wiadomości pozostawione przez inne pieski. W takiej wspaniałej aurze zapomniałem o trapiącej mnie chorobie choć w sumie nawet nie wiem czy to choroba, a może to tylko jakaś super moc!
o tutaj zrobię siusiu

interesujące
Obejście jeziorka nie skończyło naszego spacerku, po prostu udaliśmy się do drugiego parku znajdującego się nieopodal. Aby tam się dostać musieliśmy przejść przez ulice. Oczywiście przechodziliśmy po pasach, jak zawsze. Inaczej przecież nie wolno. W każdym razie po małym spacerku ulicami miasta udało nam się dostać do Parku z bunkrem. Dobrze go pamiętam bo byłem tam nieraz i nie dwa. W każdym razie wczoraj nie odwiedziłem bunkra a jedynie pospacerowałem między drzewkami spotykając po drodze miłych ludzi i pieski. Wszystko tam było mokre jakby ktoś to całą noc oblewał. Miałem nieodparte wrażenie, że w nocy musiało padać.
po pasach

wąchamy

idziemy tam?

o tam są liście

W końcu wracaliśmy do autka, a po drodze udało mi się wywąchać pyszne jedzonko pozostawione przez kogoś, specjalnie dla mnie. Niestety Pan się ze mną nie zgadzał i zabrał mi z pyszczka to co dopiero przed chwilą udało mi się złapać. Trochę zły poszedłem dalej za Panem. Wróciliśmy do autkiem i już myślałem, że muszę wsiadać, a tu spotkała mnie wielka niespodzianka. Pan zaczął mnie wyczesywać i w tej chwili zapomniałem o jego winach i cieszyłem się tym co robił. W końcu wszystko się skończyło, wskoczyłem do autka i pojechaliśmy do domku aby się wyspać.
Ja cały dzień, no prawie cały dzień wylegiwałem się na swoim foteliku, a Fuksja już całkiem dobrze zadomowiła się na dekoderze na komodzie, a co najdziwniejsze nikomu to nie przeszkadza. Ech te koty to jednak mają fajnie a co najważniejsze fajniej niż pieski.
Fuksja w ciepełku

ja się układam

Pan tymczasem coś tam próbował sprzątać w szafie w małym pokoiku, ale jakoś mu nie szło. Ba nawet sobie włączył świąteczne piosenki. Nic Mu to nie pomogło, bo do pracy przyłączyłem się ja z Fuksją. Oczywiście skutecznie pomagaliśmy a to zabierając skarpetki a to kradnąc coś z prania. Ogólnie taka zabawa wypełniła nam resztę dnia, aż do czasu naszego wyjścia. Zostawiliśmy kota w domku i ruszyliśmy po Panią a stamtąd do centrum miasta do Weta.
Podjechaliśmy na parking i jak zwykłe ostatnimi czasy weszliśmy do pustej poczekalni a z niej prosto do gabinetu. Tam ku mojemu zdziwieniu nie było mojego Weta a jakaś Pani. Mimo wszystko posadzili mnie na stolik a weterynarka szybciutko i sprawnie obejrzała. Zapadł wyrko, trochę mnie to zwaliło z nóg. Pani i Pan też się nie uśmiechali. Podobno takie krostki to rzecz normalna u małych piesków i to forma bardzo łagodnego nowotworu. Jeśli nie będzie rosło i nie będzie przeszkadzać to nie trzeba z tym nic obić i po jakimś czasie samo zejdzie. No nic wyszliśmy z gabinetu i poszliśmy na malutki spacerek, a potem do domku, gdzie znowu poszedłem spać, a raczej chciałem pójść spać, bo spacerek, bo jedzenie. W każdym razie jeszcze chwilkę pobawiłem się z Fuksją, poszedłem na spacerek i spać.

Fuksja na dekoderze, pozycja nr 2

no choć na spacer!

Podsumowując, dzień muszę uznać za bardzo udany i bardzo wesoły mimo smutnej diagnozy Pani wet. W sumie jeśli nie ma się na coś wpływu to nie ma się czym przejmować. Trzeba mieć uszy w górze i z uśmiechem kroczyć przez życie. Czego i wam życzę. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz