sobota, 20 grudnia 2014

Nie ma wizji

Po zawiezieniu Pani i odebraniu jakiejś tajnej teczki ruszyliśmy przed siebie, ruszyliśmy w drogę do Gliwic. Nie pojechaliśmy tam jednak w sprawach towarzyskich, ale w celach "biznesowych" Gdy już dojechaliśmy na miejsce to na spotkanie wyszedł nam Pan z Fajką i przełożyliśmy wielgachne pułki do naszego autka.
Potem nie tracąc ani chwilki poszliśmy do domku z kafelkami, gdzie Człowieki rozmawiali o jakiś rurach i instalacjach, coś rysowali, coś pisali i coś omawiali. Ja próbowałem się włączyć, ale niestety nie było mi dane, bo ciągle spychali mnie ze stołu. Trwało to trochę długo, ale wyglądało na to, że wszystko obgadali i poszedłem z Panem na malutki spacer
o co tu tak ładnie pachnie

a może tam pójdziemy?

Nie chodziłem jednak zbyt długo bo ledwo zdążyłem pozałatwiać psie sprawy i już zaczynałem cieszyć się przyjemnością płynącą ze spacerku, a tu zobaczyła nas Pani z mieszkania z kafelkami i jeszcze dwie miłe osoby. Jedną już kojarzyłem, ale druga była znacznie milsza i bardzo długo się ze mną witała, co było bardzo przyjemne. Odprowadziliśmy wszystkich do domku a chwilę później już byłem załatwiać inną sprawę. Odwiedziliśmy Freda i chwilę tam zabawiliśmy. Znaczy ja zjadłem troszkę jedzenia dla kota i trochę chlebka z pasztecikiem i masełkiem. Mało tego obszczekałem głośno i stanowczo Milkę, która tylko patrzyła na mnie z pogardą i całkowicie ignorowała. No i niestety wszystko co smaczne się kończy. Zanieśliśmy do autka pełną torbę fantów i wróciliśmy do domku z kafelkami. Tam również pojadłem trochę smacznego jedzenia, znowu chlebek z masełkiem i troszeczkę ze smalcem. Troszkę tam posiedzieliśmy i w końcu wróciliśmy do domku, ale to nie było by takie proste jak się wydaje, bo pojechaliśmy jeszcze na zakupy i odwiedziliśmy Panią. Ja cały czas siedziałem w bagażniku cisnąć się miedzy wielgachnymi deskami.
W końcu wróciliśmy do domku i poszedłem spać. Nie zwracając w ogóle uwagi na zaczepki Fuksji. Pan tymczasem coś tam próbował sprzątać pokoik, ale ciągle głowę zawracały Mu hałasy, którymi pożegnała się z nami LaBunia.
Na szczęście popołudniu gdy wyszliśmy na spacerek, a w zasadzie to była już prawie noc przy autku spotkaliśmy się z opiekunem Franka, który od razu wysłuchał w hałaśliwej pracy autka problem i od ręki go naprawił. Okazało się, że odkręciły się śrubki i dzwoniły. No i problem zażegnany i całe szczęście, że tam byłem bo wskakując na maskę i wskakując na Gościa i Pana. Po kilku minutach już żegnaliśmy się z opiekunem Franka a towarzyszył nam rzęsisty deszcz, któremu akompaniował regularny, cichy ale dobrze słyszalny pomruk pracującego serduszka LaBuni.
Jeszcze odbyłem wyprawę do Pani. Tym razem poszliśmy po nią na nóżkach zostawiając autko pod domkiem. Niech sobie odpoczywa. Jedynie próbowałem zwrócić uwagę Pana, że szyba jest lekko uchylona, ale mnie nie słuchał. Ech no tak to jest, jak się ma takie krótkie nóżki i długie uszka, to nikt nie traktuje cię zbyt poważnie. Droga do Pani jest już trochę inna niż pamiętam, a winę za to ponosi powstające rondo. Ta przebudowa się kończy, ale wszędzie wszystko jest wybrudzone błotem. Po powrocie do domku byłem jak błotny potworek. Szybka kąpiel, znaczy się nic nie dające mycie podwozia i spokojnie mogłem udać się na spoczynek. Na szczęście mój fotelik był wolny, bo Fuksja spała na swoim dekoderze.
to mój dekoder !

To było by tle z dnia. Pan i Pani coś tam jeszcze wieczorkiem sprzątali, ja za podobnie jak Fuksja starałem się spać spokojnie i wypoczywać. Dzień minął aktywnie, ale praktycznie bez zdjęć. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz