Od samego raza zaraz po wyjściu z domku z wielkimi tobołami byłem razem z Panem w Bojkowie. Po drodze odwieźliśmy Panią i udaliśmy się do sklepu po zakup jakiś płynów do LaBuni. Z pełnym bagażnikiem i zapałem udaliśmy się do Bojkowa. Otwarcie bramy i chwilę później autko parkuje. Pan znika się przebrać i już mam wysiadać z autka gdy pojawia się kolejne. To przyjechał miły Pan z fajką.
Z całego dnia będzie bardzo mało zdjęć, bo ciągle coś się działo i nie miał mi kto ich robić. Robota paliła się w rekach, najpierw zmiana bucików w czerwonym autku. Poluzowanie koła, podniesienie autka, wymiana koła i opuszczenie autka i tak w sumie cztery razy. Przy okazji troszkę czyszczenia śrubek i zabawa hałaśliwym dmuchaczem kół. No ja początkowo byłem bardzo zaaferowany pomocą. Tak bardzo, że starałem się przenosić i podawać narzędzia: raz kombinerki, raz młoteczek a raz jakiś klucz. Tak przynajmniej widziałem to ja. Natomiast pracujący ludzie abym im nie przeszkadzał, postanowili się mnie pozbyć. Na szczęście nie było to nic strasznego a wręcz przeciwnie. Dostałem pyszną wędzoną kosteczkę do obgryzania. Zniknąłem na bardzo długi czas i nim się zorientowałem już LaBunia stała na podnośniku. Jednak z niej buciki nie były zdejmowane, a jedynie coś odkręcane pod jej serduszkiem. W takich okolicznościach przyrody musiałem uczestniczyć. Gdy Pan był pod autkiem i coś odkręcał to postanowiłem mu towarzyszyć w tych czynnościach. Najpierw zaglądałem co tam robi, potem najnormalniej w świecie położyłem na nim. Nie spodobało mu się to za bardzo. Pod autkiem zmieniali się, bo coś się nie chciało odkręcić. W końcu z serduszka autka zaczęła ściekać czarna substancja. Potem coś jeszcze odkręcili założyli nowe. Autko dostało nową i świeżą krew z dopiero co zakupionej butelki stanęło na kołach i zaczęło pracować. Szybkie sprawdzenie szczelności i autko było gotowe do drogi. Niestety nie było tak łatwo, bo jeszcze trzeba było posprzątać autko. W między czasie pożegnaliśmy Pana z Fajką. Autko we wnętrzu powoli zaczęło odzyskiwać dawny blask. Znikała sierść, piasek i okruszki. Potem jeszcze mycie szybek w środku i parowanie całego wnętrza celem pozbycia się zapaszków i co najważniejsze oczyszczenia tapicerki z brudków. Cała praca została wykończona przez czyszczenie plastików. Gotowe i lśniące w środku autko było już gotowe do drogi. Jednak ja nie mogłem w takim stanie w jakim byłem wsiąść do auta - zabraniał mi Pan. Zresztą wcale mu się nie dziwie, bo byłem cały brudny i cały mokry, a takie dwa stany, sprawiają, że bród jest bardzo brudzący i lepki.
Wybrudziłem się nie byle jak bo kopiąc w ziemi głębokie na kilka set metrów doły. Nie pomagała chodzenie po największych górach i gryzienie patyczków oraz kamyczków. Najgorsze w tym brudzeniu było, to że nie raz ukradłem szmatki i ręczniki, którą Pan wykorzystywał do czyszczenia serduszka autka. Jedne z nich były w wiadrze z czarnym płynem. Takim zachowanie wywołałem największa złość Pana, ponieważ brudziłem nie tylko siebie, ale i całą okolicą. Ech po bardzo stanowczej reprymendzie zostawiłem swoje dotychczasowe zajęcie i zabrałem się za uzupełnianie płynów w swoim zbiorniczku.
wspinam się
jestem na szczcie
spoglądam na maluczkich
coś słyszę!
no weź mnie wpuść.
Niestety jak już wcześniej wspomniałem, nie mogłem wejść do autka w stanie brudnym, ale przecież jakoś wrócić musiałem. Tak więc Pan zaprowadził mnie do łazienki, gdzie podsadził mnie do wanny. W dużej i wysokiej wannie z której nie mogłem wyjść Pan umył mi uszka i łapki oraz troszkę brzuszek pod bieżącą cieplutką woda. Abym się nie pobrudził to zaniósł mnie na rękach do autka. Bardzo mi się to podobało i zastanawiałem się, czy nie powinien mnie tak zawsze nosić. W autku chwilkę poczekałem, aż Pan się przebierze w ciuszki normalne i w drogę.
no jedźmy już
Po całym dniu spędzonym na zimnym dworze siedzenie w nagrzewającym się autku było wielką przyjemnością. Pojechaliśmy po Panią a z nią pojechaliśmy do sklepu. Przez pozamykane z powodu remontu drogi trochę się pokręciliśmy, ale na szczęście nam się udało w miarę szybko dotrzeć. Na parkingu nie miałem ochoty wychodzić z autka wiec zostałem i poczekałem na nich drzemiąc sobie. Szybko wrócili do domku, gdzie przywitałem się z Fuksją i zjadłem zaległy obiadek. Już miałem się kłaść spać, ale Borowscy kręcili się po domku, tak więc ja chodziłem za nimi, tak długo aż zachciało mi się na dworek. Tak więc szybko poszliśmy i równie szybko wróciliśmy. Borowscy w końcu zasiedli w salonie na swoim pozycjach, tak więc mogłem iść spać. W zasadzie już bardzo musiałem bo jakoś nie najlepiej się czułem. Taki zmęczony i było mi bardzo zimno, choć byłem ciepły. No nic przyszedł czas na sen po męczącym dniu. Do ugryzienia!
no idziemy w końcu spać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz