piątek, 12 grudnia 2014

Pożegnanie z bioniczną noga

Z błędami, bo pisane z przymrużeniem oka, znaczy się na śpiocha

Po długiej walce Pana z komputerem, w której oczywiście mu towarzyszyłem chrapiąc sobie na foteliku, w końcu poszliśmy do sypialni aby pójść spać w łóżeczku i na szlafroczku, jak normalni Borowscy. Szybko jednak nastał świt i trzeba było wstawać.
naprawiam komputer
Okazało się jednak, że poszedłem z Panem na spacerek, co wydawało mi się od razu podejrzane, bo w końcu w tygodniu nigdy tak nie robimy. No ale cóż, wróciłem zjadłem swoją mokrą karmę, a tymczasem Pan wrócił do łóżeczka i zasnął. Po chwili rozróby z Fuksją dołączyłem do niego w ramionach Morfeusza. Ten dzień był zdecydowanie inny. Pospaliśmy aż miło.  W końcu Borowscy wstali zjedli śniadanie i szybciutko do autka. W tym momencie byłem pewien, że dzień wróci na właściwe tory i będzie zwykły codzienny, ale na szczęście się pomyliłem. Pojechaliśmy przed siebie daleko przed siebie, tylko po to by zostawić Panią w przychodni. Sami natomiast udaliśmy się załatwiać bardzo ważne sprawy. Najpierw odwiedziliśmy Bojków, gdzie Pan zniósł składane drzewko do autka. Nie byłem pewien, ale wydawało mi się, że to nasza choinka. Ja tymczasem biegałem po całym placu i w końcu znalazłem zostawioną przez siebie kosteczkę. Gdy ją obgryzałem Pan trochę posprzątał w aucie. Ja chcąc uczcić to wydarzenie to postanowiłem zakraść się do altanki gdzie były chipsy. Oczywiście szybko się nimi zaprzyjaźniłem i już po chwili nie było czego mi zabierać. 
widzisz ?

to moja kosteczka

znalazłem

na pewno ci nie oddam

Z pełnym bagażnikiem i po zamknięciu wszystkich zamków w domu i bramie oraz po sprawdzeniu ich dwa razy ruszyliśmy dalej. Podjechaliśmy do mieszkanka z kafelkami, gdzie chwilę zostałem sam z tamtejszą Panią. Byłem bardzo grzeczny i w zamian za to dostałem kawałek szyneczki i dużo wody. To mieszkanko będzie mi się zawsze kojarzyć z woda, tak samo jak jak domek Freda z jedzeniem.
Pan szybko jednak wrócił i pojechaliśmy do sklepu. Nie wiem co Pan kupił, ale było małe i białe i jakieś takie jak kartka papiery czy coś, ale pachniała plastikiem. Po chwili się dowiedziałem, że to co tak bardzo intensywnie obwąchuje to cerata na stół w salonie. Coś tam ma się dziać ciekawego, ale nie wiem co !
W końcu udaliśmy się aby uratować Panią, ze szponów lekarza. Chwilę to Panu zajęło. Ja jak zwykle obstawiałem i obserwowałem wyjścia.
W końcu są i w końcu wrócili. Pojechaliśmy do centrum miasta. Gliwice okazały się być bardzo zakorkowanym miastem, co pewnie związane jest z budowami drogi. Ulice po zamykane, wszędzie ciasno. Ogólnie pełna rozpacz i każdy chce każdego wyprzedzić. O jakiś miejscach parkingowych nawet nie warto myśleć. Byłem przerażony tym co widziałem z tylnej kanapy.
W końcu zaparkowaliśmy, nieopodal znanego mi już parku, przez, który tylko trochę przeszliśmy, bo się spieszyliśmy aby kupić etui na telefon i odebrać leki. Na szczęście zrobiliśmy sobie przystanek nieopodal restauracji z dużym M w logo. Pani zniknęła za drzwiami a ja czekałem cierpliwie z Panem. Ciągle przez czas do powrotu Pani, ktoś mnie zaczepiał i wychwalał moje piękno oraz głaskał, dopytując o moją rasę. Pan cierpliwie odpowiadał, a ja cierpliwie dawałem się głaskać. Po chwili wróciła Pani, Z torba pełną przysmaków.Wszyscy zabraliśmy się za ich konsumpcje. Jednak wszystko co dobre szybko się kończy
no gdzie ta Pani, czy Ona tam gotuje?

o tak jakie pyszne

zaraz wrócimy do tematu frytek, tylko zobaczę co ma tam Pani

No i najedzeni zahaczyliśmy tylko o aptekę, z której nie skorzystaliśmy oraz do sklepu z etui na telefon,  ale zakupionych jako pokrowiec na okulary słoneczne. w Każdym razem szybko się ewakuujemy do autka i ruszamy w drogę do domku. No niestety jeszcze nie i to pomimo późnej pory. Pojechaliśmy najpierw do jednego sklepu a potem do drugiego. Każda kolejna torba z zakupami zmuszała mnie do próby odpowiedzi na pytanie: Ta to się tam zmieści?, No i wszystko niemal na styk. 
Szczęśliwi i uradowani ruszyliśmy bezpośrednio do domku, I Pana od tego powrotu to chyba nic by nie oderwało, nawet taki ładny bassecik jak ja, czyli mniejszy. W każdym razie w domku jak to każdy wie trzeba rozpakować zakupy. My przecież z Fuksją jesteśmy w tym najlepsi, więc z miejsca zabrałem się za robotę.
czy trzeba coś wypakować?

kocie wstawaj!!

wypakowywanie
a może zabawa sznurkiem?

Gdy kuchnia i zakupy stanowiły spójną całość, to postanowiliśmy się jeszcze troszkę po rozrabiać zabawkami i z sobą. Jednak nie trwało to zbyt, bo zostawiona przez kuriera u sąsiadów paczka w końcu dotarła do nas. Nie posiadałem się z radości gdy paczka okazała się być moim długo wyczekiwanym jedzonkiem. Obchodziliśmy je na około, z góry do dołu aby otworzyć, spróbować a kto może i zjeść. Paczka z przedpokoju przeszła przez salon do trzeciego pokoiku, gdzie niemal od razu została przesypana do mojego spichlerza w pojemniku pod stolikiem. Wykorzystując chwilę nieuwagi Pana postanowiłem skorzystać z takiej miseczki, zresztą tak ładnie pachniało. W ogóle to te kuleczki były trochę inne od moich starych. Po pierwsze były większe i cięższe, a co za tym idzie było ich sztukowo znacznie mniej. Po drugie, były raczej śliskie, bo pokrywała je jakaś dziwa substancja. Jedno mogę powiedzieć, że było to jedzenie pyszne i co najważniejsze dla mnie.
  
oooo a co to ?

czy to jest dla mnie?

o jakie pyszne

czy na pewno te worek jest pusty?

Po mojej kolacyjce Pan  zabrał się za lepienie pierniczków. Ciasta była cała masa Szło to dość topornie i dość męcząco. Lepienie odbywało się do późnych godzin nocnych. Oczywiście troszkę w tym pomagałem, nie przeszkadzając. Fuksja trochę buszowała po blatach. Pan mieszał, ugniatał , wycinał wzorki i w końcu wkładał do piekarnika, starając się nie zapomnieć nastawić czasomierz. W czasie malutkiej przerwy między kolejnymi wypiekami, poszedłem z Panem na spacer. Powiem Wam, że był on mi bardzo potrzebny, zwłaszcza po wypiciu trzech misek z piciem. Stanąłem przed klatką i na końcu z ust śmiejącego się Pana usłyszałem 75. Tak dokładnie, około tyle sekund siusiałem. Jeszcze małe przejście na około bloku i do domku. Po powrocie ja poszedłem do salonu dołączyć do Fuksji w jej wygłupach. Pan tymczasem dzielnie pracował sam i wraz z bardzo późną nocą, ciasto na pierniczki się skończyło i z pieca wychodziła ostatnia blaszka. Kot z wielką radością wskakiwał na komodę pod telewizorem i zasiadał na dekoderze zasłaniając sporą część ekranu. Gdy dekoder powędrował w inne miejsce, restartując się przy tym z powodu wypiętego przez przypadek kabla to ona już zrezygnowała wchodzenia tam i poszła na mój fotelik, a ja musiałem się gnieździć na legowisku
o tak to moje ulubione miejsce - powiedziała Fuksja

jednak na foteliku lepiej!

Zakończone prace nad pierniczkami oznaczały, że można je już zajadać w najlepsze. Kilka do spółki z Fuksją zjadłem, wykorzystując pracę zespołową i nieuwagę Pana, który wyraźnie wyglądał na zmęczonego i sprzątał kuchnie. Pierniczki są pyszne, a na pewno będą pyszniejsze gdy zostaną udekorowane.
Podsumowując, dzień był bardzo aktywny i pełen "zwrotów akcji" przez co nie miałem czasu się w jego trakcie wyspać. Co prawda podrzemałem, ale to nie to samo co prawdziwy sen. Co gorsza nocny sen bardzo późno zawitał.
Lekarka oznajmiła Pani, że noga jest już zdrowa i nie potrzebna jej jej bioniczna i super magiczna orteza, zwana przez Pana "bioniczną nogą". 
Gotowe, no prawie gotowe pierniczki są oznaką zbliżających się świąt, a to już będą moje drugie święta Borowskimi. Bo chciałem zauważyć, że zupełnie nie zauważyłem, że 8 grudnia była rocznica mojego przybycia z Borowskimi do ich domku. Ech już jestem taki stary!!! Do ugryzienia!
Pierniczki, efekty ciężkiej pracy

magiczna receptura

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz