Obudziłem się już całkiem normalnie, jedynie z niewielkim poślizgiem. Pogoda była wyśmienita na spacerek, tak więc nawet pominąłem śniadanko i jak najszybciej wyszedłem z Panem na dworek. Spacerek bardzo przyjemny tylko od czasu do czasu tak zawiewał zimny wiatr, że mało mi uszka nie odpadły. Całe szczęście, że na dole zapewne wiało trochę mniej niż tam na górze u Pana. Choć w sumie tam u niego to też jakoś wyjątkowo wysoko nie jest.
zielona trawka i słońce, tylko gdzie śnieg?
Mimo wspomnianego wiatru nie śpieszyliśmy i spokojnie załatwiałem swoje najważniejsze potrzeby. Wąchałem, czytałem, oznaczałem i inne grubsze sprawy. W trakcie powrotu do domku nagle zza rogu wyskoczył piesio i się zaczęliśmy bawić. To nie była zwykła zabawa, to była szaleńcza zabawa na całego.
hmmm, chyba obok mnie jest piesio!
zaaaaaaaaaaabaaaaaaaaawwwwwwwwwwwwwaaaaaaaaaa!
Zabawa zakończyła się tak szybko i tak niespodziewanie jak się zaczęła. Ja spokojnie udałem się do domku, aby zająć się najważniejszymi czynnościami jakie może wykonywać bassecik. Zjadłem śniadanie i położyłem się spać. Na chwilkę wróciłem na swój szlafroczek w sypialni, ale szybko się z niej ewakuowałem, bo Borowscy zabrali się za śniadanie. Chwila cierpliwości i coś tam podjadłem. No i w końcu zadowolony mogłem udać się na spoczynek. Kot uczynił praktycznie to samo, czyli spał tak jak ja tylko, że u siebie na swoim drapaczku, głównie. Bo od czasu do czasy przemieszczała się na kanapę.
po godzince
po dwóch godzinach
po trzech godzinkach
po wielu godzinach
Fuksja w kocu
Fuksja na kanapie
W trakcie naszego snu Pani pomalowała kilka bombek, które teraz pięknie się mienią wieloma kolorami, a Pan wieszał na choince ozdoby o których dzień wcześniej zapomniał. Poszliśmy na spacerek z Panem zaraz po moim obiadku. Powędrowaliśmy sobie po łące i lasku, a wszystko to bez smyczy. Nie miałem żadnej smyczy, nawet tej asekuracyjnej. Biegałem jak szalony, bo od dawno tego mi brakowało. Chodziłem bo błotku i nie tylko. Szalałem jak mały wariat i biegałem a w trakcie tego hasania spotkałem białego pieska. Chwilę się z nim pobawiłem, a raczej się z nimi przywitałem i powędrowaliśmy w swoją stronę. Spacerek mijał nam w miłej atmosferze, ale przyszła pora powrotu do domku, bo robiło się już naprawdę ciemno.
na łące
biegam, skaczę i jestem wszędzie
tu jest piesek!
wchodzimy do lasu
o "biały" piesek
robi się ciemno
bardzo ciemno
W domku chwilkę poganiałem się z Fuksją powodując przy tym troszkę bałaganu, zwłaszcza przy choince. Początkowo nie generowaliśmy żadnych szkód, ale z czasem to się zmieniło. W końcu bombki zaczęły się o siebie obijać i jedna, czy też dwie uległy dezintegracji. Na szczęście ta była niewidoczna na pierwszy rzut oka i trochę nam się upiekło. Winowajczynią wszystkiego była oczywiście Fuksja, bo ona się po pierwsze tam chowała, a po drugie ona właził pod choinkę kładła się na plecach i bawiła bombkami. Po małym zamieszaniu poszliśmy spać.
widok jaki zastałem po powrocie ze spacerku
sen po łobuzowaniu
cięgle śpię n a swoim foteliku
Fuksja w bluzie Pani
i znowu
mam nadzieję, że nie widzieli bombek
błogi sen Fuksji
Noc przyszła, sen nas złapał. Ja się trochę zamartwiałem tymi bombkami, bo Pani tak ładnie i wytrwale je maluje przez wiele godzin a my je tak normalnie i zwyczajnie tłuczemy na lewo i prawo. Za to fuksja zadawał się niczym nie przejmować i spała jak kłoda. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz