niedziela, 7 grudnia 2014

Mikołaj zawitał w mieście

Od rana dzień się zaczynał jak zwykle, jak zawsze. Śniadanie, spacerek i przywitanie po powrocie z Fuksją a także mała drzemka, a to wszystko, jeszcze przed pobudką Panci. Potem to już tylko śniadanko i lekkie sprzątanie domku, a w zasadzie bardzo poważne bo nastąpiło niewielkie przemeblowanie małego pokoju.
dajcie pospać

Ja w tym czasie troszkę sobie podrzemałem, ale także powalczyłem z odkurzaczem i poprzeszkadzałem w zmywaniu podłóg. W tak zwanym między czasie Pani doszywała jakieś rzeczy do mojej nowej starej czapeczki.  Nawet Fuksja była trochę zazdrosna o ten prezencik, ale co tam jak coś dam jej ponosić.
sprzątacie?

Zazdrosna Fuksja 

Nagle ni stąd ni zowąd szybciutko zebraliśmy się na dworek. Nawet z Pani z nami się zebrała, ale troszkę wolniej więc dołączyła do nas później. Całe szczęście, że wyszliśmy bo po drodze było bardzo duże siusiu. Jednak nie miałem okazji się nad tym rozwodzić, bo pędziliśmy na przystanek. Myślałem, że pojedziemy gdzieś autobusem, ale niestety tylko czekaliśmy, a chwilę później dołączyła Pani. Czekaliśmy całymi godzinami aż w końcu pojawił się autobus. Już miałem wsiadać, już miałem wskakiwać, ale oczywiście nie było mi to dane. Z autobusu za to wysiadła Wiktoria. Po przywitaniach udaliśmy się do domku, gdzie dokończyliśmy sprzątanie. Jak na szpilkach czekałem co się jeszcze wydarzy i się doczekałem.
o tam jest piesek!

a tam w oddali Pani

W końcu ubrałem się w prezent i zeszliśmy do autka a chwilę później dołączyła do nas Pani i Wiktoria. Gotowi do drogi włączyliśmy na nawigację i w drogę. Moja kana troszkę się pomniejszyła przez Wiktorię, ale ogólnie fajnie się jechało i nawet niezbyt długo. W końcu zaparkowaliśmy w jakimś dziwnym ustronnym miejscu, wszyscy wysiedli oczywiście zostawiając mnie o czym głośno im przypomniałem. Pan mnie ciągle zapewniał, że też idę, ale muszę chwilkę zaczekać bo musza się zorganizować. No miał szczęście, że się nie mylił.
gotowy i radosny do zdobywania świata

Wyszliśmy i dreptaliśmy między bardzo starymi, ale też bardzo zadbanymi. Niekorzystne wrażenie pozostawiały po sobie jedynie rozkopane ulice - zupełnie jakby ktoś zgubił 5 złoty czy coś i  teraz tego szukali. No nic jakoś nam się udało ominąć dziury, robotników i wielkie kopary i to tylko po to by dotrzeć do cudownego miejsca pełnego ludzi zapachów i kolorowych straganów. Co sił przekroczyłem taką prawie bramę by wejść do tego cudownego świata. Ludzie oznajmili mi, że jest to jarmark mikołajkowy.
Cieszyłem się bardzo z tego, że mnie tu zabrali. Byłem bardzo podekscytowany i nie mogłem się na niczym skupić. Ciągle nowe zapachy nowi ludzi a w dodatku od czasu do czasu jakiś piesek. Chodziliśmy odwiedzając po kolei każdy stragan i oglądając niemal każdą oferowaną tam rzecz. Niestety ze względu na moje niespokojne, ale bardzo pozytywne zachowanie wszędzie byliśmy tylko na chwile. Ponadto na dokładne oglądanie nie mieliśmy wiele czasu bo co chwile dało się słyszeć "o zobacz jaki fajny piesek" albo "o mikołaj na czterech łapach". Dobrze wiedziałem, że to chodzi o mnie i się przymilałem. Niemal wszyscy się zachwycali moją psiowatością i mikołajowością. Bardzo dużo ludzi podchodziło i głaskało mnie a niektórzy to nawet robili mi zdjęcia - jedni bardziej inni mniej profesjonalnie, ale starałem się ładnie pozować do każdego najlepiej jak potrafiłem.
Bardzo szybko zrobiło się ciemno, a z kolejnych straganów zabieraliśmy ze sobą po kilka rzeczy. W końcu byliśmy już zmęczeni i głodni. Nie pomogły nawet słone precle, którymi mnie częstowali Borowscy i Wiki. Nie pomogły nawet przekąski od obcych ludzi i to co znalazłem na ziemi. Byłem głodny, na szczęście Borowscy udali się na gofry. Skoro Oni jedli to ja też jadłem, troszkę mniej i musiałem porobić jakieś tam sztuczki jak siadanie i leżenie, ale było warto. Niewielkie doładowanie pozwoliło nam jeszcze chwilkę pochodzić po tym malowniczym miejscu, wartym uwagi i pełnym pozytywnej energii i pozytywnych ludzi (Nikiszowiec). Jeszcze zakupiliśmy kilka rzeczy, bardzo ozdobnych i ręcznie robionych. Wszystko ładnie i pięknie, ale znowu byłem głodny. Na szczęście z Panem rozumiemy się bez gryzienia i szczekania, więc Pani zakupiła dla niego (niby dla niego) kiełbaskę, którą oczywiście również jadłem. Po drodze stało się jedno małe, a raczej wielkie nieszczęście, bo jedna z zakupowych toreb rozerwała się powodują uszkodzenie jednego pięknego aniołka. Na szczęście ceramiczne bombki przetrwały.

tak głaskaj mnie 

o piesio w czapeczce, ale i tak jestem ładniejszy

z Panią pozuję do zdjęcia 

idziemy dalej szukać jedzenia

tu dają gofry ?

torchę zmęczony

o ludzie, którzy mnie głaskali

czy ty aby masz kiełbaskę?

daj gryza kiełbaski

no dobra teraz będę pozował do zdjęcia, ale zaraz wrócimy do tematu kiełbaski

W końcu po tej uczcie i odwiedzeniu jeszcze jednego stoiska udaliśmy się w drogę powrotną do autka. Zmęczony i wyczerpany tak jak moi Ludzie, ale bardzo zadowolony z tej wyprawy, z odwiedzenia tego pięknego miejsca i zakupów oraz jedzonka. W drodze powrotnej do autka w końcu mogłem troszkę się wysiusiać bo emocje opadły a zmęczenie dało o sobie znać ze zdwojoną siłą. Po drodze, znalazłem także łyżeczkę do nakładania porcyjki jedzonka dla siebie, ale Pan nie chciał jej zabrać ze sobą.
do domku

o tu zrobię siusiu
moje łyżeczki
no weź je proszę, proszę !!!!

W końcu wsiedliśmy do autka i pojechaliśmy do domku, oczywiście zahaczając o dwa sklepy. Ja zostając w aucie przeglądałem internet i znalazłem taki oto artykuł o własnie odwiedzanym przez mnie jarmarku, tak na pierwszym zdjęciu jestem ja i moi ludzie.  Ech powtarzałem tylko sobie, aby nie uderzyła mi do głowy woda sodowa i nie odbiło mi od tej sławy. I poszedłem spać, czekając na powrót Ludzi.
W końcu pojechaliśmy do domku tam oczywiście przywitała nas Fuksja w drzwiach i była jeszcze jedna mała przygoda, ale raczej niesmaczna i nie będę o niej pisał. Nagle rozbrzmiał się telefon mojego Pana i po chwili zaczął się śmiać. Wszyscy z ciekawości zastanawialiśmy co się dzieje i w końcu nam pokazał. Dostałem najwspanialszy prezent na mikołaja od swojego chyba najmłodszego fana. Tylko zastanawiałem się, dlaczego akurat na telefon Pana. Chyba muszę sobie sprawić telefon.

Dziękuję bardzo i gorąco pozdrawiam, aż mi łezki cisną się do oczków

Potem Pan zabrał się za szykowanie kolacji, a dziewczyny odpoczywały. Ja oczywiście pomagałem i wszyscy dobrze wiecie dlaczego - liczyłem na przekąski i się nie zawiodłem. Po chwili dołączył do nas kotek, ale ta małpa tylko narobiła bałaganu. Pan musiał odstawić patelnię, z zimny olejem na blat obok jej miski i się stało - olej został rozchlapany po całym blacie, ścianie i na wszystkich rzeczach jakie były wokoło. Pan się nie wściekł, ale po prosu zasmucił. Ledwo odmalowana ściana i znowu nadaje się do malowania.
Kolacją była tortilla lub coś na jej kształt. Była smaczna, wiem bo niedojedzone kawałki sobie spróbowałem. Przyszła noc i sen, bardzo niespodziewanie i bardzo mocno. Wszyscy posnęliśmy i gdy Borowscy przenieśli się do sypialni ja mogłem zająć swój fotelik i tam już w zasadzie zostałem całą noc. Tylko na chwilkę przenosząc się na kanapę do śpiącej tam Wiktorii, zresztą Fuksja też tam spała. Ona tylko od czasu do czasu odwiedzała Borowskich. Na koniec jeszcze podsumowanie naszych zakupów, w końcu trzeba się pochwalić. Do ugryzienia!
będziecie to wszystko jedli?

zakupy i troszkę połamany aniołek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz