Ostatnio nasza rodzinka ma w zwyczaju bardzo późno kłaść się spać a przez to wstawanie nie jest najłatwiejsze. Nie inaczej było w dniu wczorajszym. Wstaliśmy bardzo późno, znaczy ja wstałem wcześnie i razem z Panem byłem na spacerku, ale po nim znowu poszliśmy na spacer. Bardzo mi się to podoba. Zjeść, pospacerować i pospać.
Po pobudce Człowieki zjedli śniadanie i w pośpiechu zaczęli się zbierać. Nałożyli kopiastą michę jedzenia Fuksji i zostawiając ją w domku, ruszyliśmy do autka obładowani torbami. Zapakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę. Kanapę dzieliłem z Wiktorią, ale w ogóle mi w niczym nie przeszkadzała. Jest taka drobniutka i malutka, że mogłem się wyciągnąć jak długi jestem, a w dodatku była doskonałą podpórką pod brodę.
no i jedziemy
Podróż okazała się być dłuższa niż mi się początkowo wydawała. Wręcz zaczęła się już dłużyć. Ja zaczynałem się kręcić podobnie zresztą jak Wika. Jednak Ona wyciągając kopytka zajęła moją cześć kanapy. Wiec mimo spania postanowiłem szybko i stanowczo zareagować. Oczywiście byłem skuteczny w działaniu i głową przepchnąłem Wiktorię na właściwe miejsce.
Droga mijała nam spokojnie i obyło się bez najmniejszych ekscesów. Muzyczka grała i ogólnie pełen relaks. Pan się cieszył, że udało się w końcu pojechać właściwą trasą - cały czas autostrada. Nagle nasza podróż się skończyła. Powolutku wtoczyliśmy się przez bramę i trawniczek i zaparkowaliśmy. Po otwarciu drzwi moim oczom ukazała się on, piękna bokserka o imieniu Aruba. Poznałem ją bardzo dawno temu i teraz od razu się przywitaliśmy. Bez nerwów, bez warczenia i szczekania. Rozpoczęło się malutkie obwąchiwanie a potem nieskrępowana zabawa. Biegaliśmy po całym placu. Ograniczały nas jedynie płotek i drzwi do domku za którymi wszyscy ludzie zniknęli. Długo nikogo z ludzi nie było a więc bawiliśmy się jak wariaci. Dopiero po jakimś czasie pojawili się nowi goście. Przywitaliśmy ich bardzo wylewnie i mocno, ale Oni też zniknęli za drzwiami a my na dworku szaleliśmy. Dopiero po jakimś czasie wyszedł Pan aby ułożyć coś w autku i trochę posprzątać. Oczywiście towarzyszyliśmy Mu w tych czynnościach z bardzo bliska i sprawdzaliśmy jakoś ich wykonania. W zasadzie nie odstępowaliśmy się z Arubą ani na krok.
o witam!
wąchanie
no co, zaraz będziemy się bawić!
już już idę!
zabawa!!!!!
ciągła zabawa
jeszcze więcej zabawy
Nagle wszyscy ludzie wyszli z domku, pożegnałem się z koleżanką, którą zamknęli w kojcu. Ruszyliśmy przed siebie i chwilę później już wsiadałem do autobusiku. Tak pierwszy raz w życiu jechałem autobusem. Było to przeżycie bardzo ekscytujące, bo wszystko się trzęsło i wszystko trzeszczało. Na całe szczęście Pani i Pan byli ze mną i mnie głaskali abym się uspokoił. Po chwili jazdy przesiedliśmy się do tramwaju, ale chyba nie o numerze cztery. Tam trzęsło, hałasowało i trzeszczało jeszcze bardziej, ale jakoś dałem radę.
no głaskaj mnie!
W końcu wysiedliśmy i szczęśliwy mogłem sobie pochodzić po chodniczku w centrum miasta. Mimo późnej pory w mieście było jasno jak za dnia, a to wszystko przez ozdoby świąteczne, które rozświetlały każdą ulicę. Ludzi było bardzo dużo i rozmawiali w najróżniejszych językach. Nagle dotarliśmy na wielki plac z budynkiem w centrum. Na placu rzeka ludzi rozlewająca się między rozświetlonymi, pełnymi towarów straganami. Ledwo dało się wcisnąć w ten nurt aby coś obejrzeć. Zresztą całe oglądanie szło nam wolniutko bo co chwilę koś nas zaczepiał, głaskał i oznajmiali jaki to piękny, cudowny i słodki jestem. Cóż było robić jakoś to znosiłem, dając się głaskać. Uwielbiam to, ale nie mogłem nic obejrzeć w spokoju.
Cały pobyt na jarmarku był bardzo intensywny. Między głaskaniem i obwąchiwaniem wszystkie dostałem trochę wody ze swojej buteleczki oraz co najważniejsze troszkę pysznego jedzenia zakupionego na straganie. Nie wiem co to było, ale było okrągłe i było słodkie oraz bardzo pyszne. Całym tym jarmarkowaniem byłem bardzo zmęczony, w sumie można napisać, że prawie słaniałem się na nogach. Na szczęście z kilkoma niewielkimi torbami szybko udało nam się dostać na tramwaj aby wrócić do tymczasowego, wrocławskiego domku.
wracajmy już
no co jestem zmęczony
Na tramwaj chwilę musieliśmy poczekać. Jednak już nie wszyscy bo część pojechała autkiem, a my dowiedzieliśmy się, że po tramwaju na nas tez czeka autko. Spokojnie sobie jechaliśmy takim nowocześniejszym i cichszym środkiem lokomocji. Trochę mniej się bałem, ba nawet porozmawiałem sobie rodowitą blond wrocławianką, z moją ulubiona pisarką, choć książek nie czytam.
bardzo interesujące rzeczy opowiadasz
no tak głaskaj mnie
Odliczałem tylko sekundy by wysiąść by przesiąść się do autka. Gdy tylko otworzyły się drzwi tramwaj,u to wyskoczyliśmy i szybciutko i rozgościliśmy się w tramwaju. Ludzie się cisnęli na fotelach a ja zasiadłem w bagażniku. No znaczy nie zasiadłem a się w nim zatopiłem. Był tak wielki, że mogłem po nim biegać, ale zamiast tego obwąchiwałem włosy siedzących na tylnej kanapie i drzemałem.
Szybko dotarliśmy do domku i pomogłem Panu zapakować zakupione rzeczy do autka oraz chwilkę się z nim pobawić, ale niestety nie mogłem wejść razem z nim do domku. Ja i Aruba lataliśmy po całym ogrodzie sikając sobie to tu to tam i bawiąc się. Nagle drzwi się otworzyły i wyszedł Pan z lazanią. Podzielił ją między nas i uciekł za drzwi. Już straciłem nadzieje, że moja sytuacja się zmieni.
o jedzonko
Na szczęście nagle wyszedł Pan zaprowadził mnie do autka, odpalił je i przysmyczył w bagażniku. Chwilę później już byliśmy w drodze powrotnej do domku. Początkowo trochę się denerwowałem, ale w końcu ułożyłem na kocyku i zasnąłem. Pomyślałem sobie, że wcale tak źle tu z tyłu nie ma. Nie muszę się cisnąć z dwójką ludzi na tylnej kanapie. Po prostu mam więcej miejsca. W zasadzie w drodze raz sobie szczeknąłem przez sen i obudziłem się gdy już byliśmy pod domkiem. Odwieźliśmy koleżankę i teraz już mogliśmy się wdrapać do domku na nasze pięterko. Nie zastanawiając się zbyt długo położyłem się spać. W końcu cały dzień poza domem, cały dzień biegania po podwórku i zabawy z Arubą. No po prostu nie było chwili na odpoczynek. Potem jeszcze ten jarmark i w sumie 4 godziny w aucie. Zasnąłem jak kamień. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz